[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Tutaj naprawdę wrzało życie.42* * *Społeczeństwo Ankh-Morpork jest społeczeństwem ulicznym.Zawsze dziejesię tam coś ciekawego.W tej chwili woznica na kozle dwukonnego wozu z owoca-mi trzymał dziekana sześć cali nad ziemią, ściskał za kołnierz dziekańskiej szatyi groził, że wypchnie twarz dziekana przez tył dziekańskiej głowy. To brzoskwinie, jasne?! wrzeszczał. Wiesz pan, co się dzieje z brzo-skwiniami, jeśli za długo leżą? Odgniatają się! Ale nie tylko one będą wgniecione! Jestem magiem, człowieku tłumaczył dziekan.Jego spiczaste buty dyn-dały w powietrzu. Gdyby nie fakt, że użycie magii w jakikolwiek sposób z wy-jątkiem samoobrony jest wbrew moim zasadom, miałbyś poważne kłopoty. A co tu właściwie robicie? zainteresował się woznica i trochę opuściłdziekana, żeby spojrzeć mu przez ramię. Właśnie odezwał się człowiek próbujący zapanować nad końmi zaprzę-żonymi do wozu z drewnem. Co się dzieje? Są tu ludzie, którym się płaci odgodziny. Ruszać się tam z przodu!Dostawca drewna odwrócił się na kozle ku długiemu rzędowi wozów za sobą. Próbuję wyjaśnił. To chyba nie moja wina, nie? Jest tu cała bandamagów, którzy rozkopują tę przeklętą ulicę!Ponad brzegiem wykopu pojawiło się zabłocone oblicze nadrektora. Na miłość bogów, dziekanie! Przecież kazałem jakoś załatwić tę sprawę! Owszem.Właśnie prosiłem tego dżentelmena, żeby się cofnął i pojechałinną drogą odparł dziekan, któremu zaczynało już brakować powietrza.Dostawca owoców odwrócił go w powietrzu, żeby mógł obejrzeć zatłoczonąulicę. Próbowałeś pan kiedy wycofać sześćdziesiąt wózków naraz? zapytał.To trudna robota.Zwłaszcza kiedy nikt nie może się ruszyć, bo tak nas załatwi-liście, że wozy stoją dookoła całego kwartału.Nikt nie może się cofnąć, bo ktośinny stoi mu na drodze.Jasne?Dziekan spróbował przytaknąć.Sam się zastanawiał, czy mądre jest kopaniedołu na skrzyżowaniu ulicy Pomniejszych Bóstw i Broad-Wayu, dwóch najbar-dziej ruchliwych w Ankh-Morpork.Na początku wydawało się to rozsądne.Na-wet najbardziej uparty nieumarły powinien pozostać należycie pochowany podulicami o takim natężeniu ruchu.Problem polegał na tym, że nikt nie pomyślało trudnościach, jakie powoduje rozkopanie dwóch ważnych arterii w godzinieszczytu. Spokojnie, spokojnie.Co się tu dzieje?43Tłum gapiów rozstąpił się, przepuszczając krępą postać sierżanta Colona zeStraży.Sunął między ludzmi niepowstrzymanie, brzuchem torował sobie drogę.Kiedy zobaczył magów, tkwiących po pas w dziurze na środku ulicy, jego szeroka,rumiana twarz wyraznie się rozpromieniła. Co my tu mamy? rzucił. Bandę międzynarodowych złodziei skrzy-żowań?Był uradowany.Jego długoterminowa strategia zapobiegania przestępstwomwreszcie wykazała swą skuteczność.Nadrektor wyrzucił mu na buty łopatę ankh-morporskiego mułu. Nie bądz durniem, człowieku burknął. To bardzo poważna sprawa. Jasne.Wszyscy tak mówią. Sierżant Colon nie należał do tych, któ-rych łatwo zbić z tropu, kiedy już nabiorą rozpędu. Założę się, że w setkachwiosek w jakichś pogańskich okolicach, takich jak Klatch, zapłacą dobrą cenę zaeleganckie, prestiżowe skrzyżowanie, co?Ridcully przyglądał mu się z otwartymi ustami. Co też wygadujecie, strażniku? zapytał po chwili.Wskazał swój spicza-sty kapelusz. Nie słyszeliście? Jesteśmy magami.Tu chodzi o sprawę magów.Gdybyście więc zechcieli skierować te wozy dookoła, byłoby miło. Brzoskwinie odgniatają się od samego patrzenia. odezwał się jakiśgłos za sierżantem. Ci durnie trzymają nas tutaj dobre pół godziny oświadczył poganiaczbydła, który dawno już stracił panowanie nad czterdziestoma wołami, w tej chwilispacerującymi bez celu po okolicznych ulicach. Proszę ich aresztować.Sierżant uświadamiał sobie z wolna, że mimo woli znalazł się na sceniedramatu obejmującego setki ludzi, z których niektórzy byli magami, a wszyscywściekli. W takim razie co tu robicie? zapytał słabym głosem. Chowamy naszego kolegę.A niby co myśleliście?Colon spojrzał niepewnie na otwartą trumnę obok drogi.Windle Poons poma-chał mu lekko. Przecież.on nie jest martwy.chyba. Marszcząc czoło, sierżantusiłował zrozumieć całą sytuację. Pozory często mylą stwierdził nadrektor. Ale on właśnie do mnie pomachał nie ustępował sierżant
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|