[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Dlatego też i ja siedzę sobie wygodnie na jego grzbiecie, jak przystało na mahouta.nie byle jakiego łowcę, lecz mahouta.człowieka pobierającego stałą pensję na schyłku swej służby.Czyżby ród Słoniarza Toomai upadł aż tak nisko, by miał być deptany stopami zwierząt w zagnojonej keddah? Gałganie! Nicponiu! Wyrodny synu! Ruszaj mi natychmiast szorować Kala Naga.a obejrzyj mu uszy i powyjmuj ciernie, jakie powbijały mu się w stopy.bo Petersen sahib gotów jeszcze mi cię capnąć i zrobić z ciebie dzikiego łowcę.niedźwiadka leśnego.tropiciela słoni! Fe! Wstyd! Ruszaj mi zaraz do roboty!Mały Toomai odszedł, nie mówiąc ni słowa, lecz gdy znalazł się sam na sam z Kala Nagiem i zaczął oglądać jego stopy, nie omieszkał zwierzyć mu się ze wszystkich swych zmartwień,— Ale furda wszystko! — zakończył podnosząc w górę małżowinę olbrzymiego uszyska Kala Naga.— Imię moje już jest wiadome sahibowi Petersenowi.i może.może.może.kto wie? Hej! Ależ wielki cierń wyciągnąłem!Przez kilka dni następnych spędzano słonie na jedno miejsce i rozpoczęto tresurę świeżo pojmanych dzikich zwierząt — przeprowadzając kolejno każde z nich pomiędzy dwojgiem oswojonych, by zawczasu ustrzec się zbytnich z nimi kłopotów w czasie po-chodu ku równinom.Sporo też czasu zabrało gromadzenie i przeliczanie derek, sznurów i innych przedmiotów, zniszczonych lub pogubionych w lesie.Sahib Petersen przyjechał na grzbiecie Pudmini, wielce mądrej i zręcznej słonicy.Ponieważ okres łowów miał się już ku końcowi, przeto w innych obozowiskach śródgórskich uporano się już z wypłatą, a teraz przyszła kolej na drużynę, w której był Toomai.Rachmistrz-krajowiec zasiadł pod drzewem i wypłacał należności naganiaczom; kto otrzymał wynagrodzenie, wracał do szeregu i stawał przy swym słoniu, gotów do drogi.Myśliwi, szczwacze, pułapnicy, naganiacze i inni łudzę, stanowiący obsługą głównej keddah, coroczni bywalcy łowów puszczańskich, jedni siedzieli na grzbietach słoni, należących do stałej świty Petersena, drudzy, przewiesiwszy strzelby przez plecy, stali oparci o drzewa i podrwiwali sobie z najemnych poganiaczy, odchodzących ze służby, lub zanosili się od śmiechu, gdy któryś z świeżo pojmanych słoni wyłamał się z szeregu i biegał jak opętany wokoło.Gdy Duży Toomai, wiodąc za sobą Małego Toomai, podszedł do kasjera, pierwszy z tropicieli, Machua Appa, odezwał się półgłosem do jednego ze swych przyjaciół:— Ten chłopak, co idzie, to materiał na przepysznego słoniarza.Szkoda by wysyłać tego młodego cietrzewia na równiny.zmarnuje się na nic!Sahib Petersen, spoczywając na grzbiecie swej Pudmini, słyszał wszystko, co działo się wokół niego, bo miał słuch niezwykle wyczulony, jak każdy człowiek, który podsłuchuje najbardziej skryte ł milczące istoty pod słońcem — dzikie słonie.Odwrócił się przeto ku rozmawiającym i zagadnął:— Co tam bajacie! Nie zdarzyło mi się jeszcze wśród chłopów z nizin spotkać poganiacza, który by był zdolny spętać choćby zdechłego słonia!— To nie chłop, ale chłopiec — odrzekł Machua Appa.— W czasie ostatniej obławy zszedł do keddah i rzucił powróz Bar-macowi, gdyśmy usiłowali odłączyć od matki to młode słonie z łatką na grzbiecie.Sahib Petersen spojrzał bystro na chłopca, a Mały Toomai skłonił się do samej ziemi.— To on rzucił powróz? — zdziwił się sahib Petersen.— Ależ to bobo mniejsze od kołka w płocie! Jak się nazywasz, maleńki?Zbyt wielkie było przerażenie Małego Toomai, by mógł zdobyć się na odpowiedź.Całe szczęście, że Kala Nag stał tuż poza nim.Na znak dany przez starego Toomai słoń trąbą pochwycił chłopca i podniósł go na wysokość czoła Pudmini.Mały Toomai, znalazłszy się na wprost wielkiego sabiba Petersena, zakrył twarz rękami, był bowiem jeszcze dzieckiem i okazywał wobec wszystkich — z wyjątkiem słoni — prawdziwie dziecięcą nieśmiałość.— Oho! — odezwał się sahib Petersen uśmiechając się pod wąsem.— W jakimże celu nauczyłeś swego słonia tej sztuki? Czy na to, by pomagał ci kraść zieloną kukurydzę suszącą się na dachu?— Nie zieloną kukurydzę, Obrońco Uciśnionych, ale melony! —i odpowiedział Mały Toomai zacinając się.Wszyscy mężczyźni siedzący wkoło wybuchnęli gromkim śmiechem.Większość z nich nauczyła swoje słonie tej sztuczki, gdy jeszcze byli chłopcami.Mały Toomai, który znajdował się na wysokości ośmiu stóp ponad ziemią, pragnął z całego serca, by mógł znaleźć się tyleż stóp pod ziemią.— To mój syn, Toomai, sahibie — odezwał się Duży Toomai patrząc spode łba.— Jest to bardzo niedobre chłopczysko, które na pewno kiedyś skończy w więzieniu, sahibie.— Co do tego mam pewne wątpliwości — odparł sahib Petersen.— Chłopak, który w tym wieku miał dość odwagi, by zmierzyć się z całą keddah, nie zgnije w więzieniu.Naści tu czteryanny, chłopczyku, bo widzę, że pod tą strzechą kudłów masz nie-głupią łepetynę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|