[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Ojciec chciał wręczyć ci go osobiście - tłumaczył Rhys - ale nie pozwoliły mu na to obowiązki.Elżbieta z trudem powstrzymywała cisnące się do oczu łzy.Rhys widocznie to zauważył, bo powiedział:- Nie martw się, Elżbieto.Jeżeli ojciec znajdzie odrobinę wolnego czasu, z pewnością cię odwiedzi.A tymczasem, czy możemy zjeść razem kolację?“To był chybiony pomysł - myślała Elżbieta.- Ten niezwykle przystojny mężczyzna miałby jeść kolację w towarzystwie brzydkiego kaczątka, jakim niewątpliwie jestem?”- Nie, dziękuję - odpowiedziała.- Mam dużo lekcji do odrobienia.Ta wymówka widocznie nie przekonała Rhysa, gdyż zjawił się wieczorem w internacie, poprosił, by się przebrała, po czym, nie zważając na jej protesty, wsadził ją do samochodu i ruszyli przed siebie.- Do Neuchatel powinien pan jechać inną drogą - zauważyła Elżbieta, kiedy minęła jej złość.- A kto mówi, że jedziemy do Neuchatel?- Dokąd mnie więc pan zabiera?- Do “Maxima”.To jedyne miejsce, gdzie powinno się świętować piętnaste urodziny.Polecieli prywatnym samolotem do Paryża, gdzie w sławnym “Maximie” zasiedli do wystawnej kolacji.Na początek podano pdte de foies gras z truflami.Następnie zupę z homara, kaczkę pieczoną a l'orange i specjalność zakładu - sałatkę d la Maxim.Później na stół wjechał pokaźnych rozmiarów tort z piętnastoma świeczkami.Przyniesiono także szampana w srebrnym kubełku wypełnionym lodem.Po kolacji pojechali na przejażdżkę po Polach Elizejskich i późno w nocy wrócili samolotem do Szwajcarii.To był najwspanialszy wieczór w życiu Elżbiety.Rhys sprawił, że czuła się atrakcyjna i interesująca.- Nie wiem, jak panu dziękować.To był wyjątkowy wieczór - powiedziała, wysiadając z samochodu przed internatem.- Powinnaś podziękować ojcu.Ta kolacja to jego pomysł.Elżbieta wiedziała, że kłamał, ale postanowiła wybaczyć mu to drobne oszustwo.Była jednak pewna, że każda kobieta uczyniłaby to samo, nie mogąc oprzeć się urokowi tak przystojnego mężczyzny.Mimo ogromnego zmęczenia, nie mogła zasnąć.Gdy pierwsze promienie słońca wpadły do pokoju, wstała z łóżka, podeszła do biurka i na małym skrawku papieru napisała: “Pani Elżbieta Williams”.Rhys spóźnił się na randkę z piękną francuską aktorką o całą dobę.Nie czuł jednak żalu z tego powodu.Spędził przemiły wieczór w towarzystwie Elżbiety, która wydała mu się niezwykle interesującą młodą damą.“Gdybym był młodszy” - myślał, całując na powitanie powabną Francuzkę.Elżbieta nigdy nie była pewna do końca, kto był bardziej odpowiedzialny za jej późniejszą metamorfozę: jej ojciec czy Rhys Williams.Z czasem nabrała pewności siebie.Dzięki uprawianiu różnych dyscyplin sportu bardzo wyszczuplała.Zaczęła również bardziej czynnie uczestniczyć w zajęciach szkolnych i przestała unikać koleżanek.Kiedy któregoś dnia pojawiła się na przyjęciu, usłyszała:- Cóż za niespodzianka, Elżbieto.Właśnie robiliśmy zakłady, że nie przyjdziesz.Powietrze w pokoju przesiąknięte było słodkawym dymem palonej marihuany.Elżbieta wiedziała, że wiele dziewcząt pali marihuanę, choć sama nigdy tego nie próbowała.Gospodyni przyjęcia, Francuzka o imieniu Renee, podeszła do Elżbiety, paląc długiego, czarnego papierosa.Zaciągnęła się mocno dymem i podała go Elżbiecie, mówiąc:- Teraz twoja kolej.- Chętnie - odparła Elżbieta, wkładając papierosa do ust z taką miną, jakby paliła trawkę” od dziecka.Następnie, krztusząc się dymem, odparła: - Niezły tytoń.Kiedy Renee odwróciła się, Elżbieta zbladła i usiadła ciężko na sofie.Przez moment czuła mdłości i świat wirował jej przed oczami.Później jednak, gdy zaryzykowała i zaciągnęła się dymem po raz drugi, odczuła coś w rodzaju odprężenia.Ciało jej stało się wiotkie, a myśli przypominały leniwie przepływające obłoki.Wiele słyszała o halucynacjach, które wywoływała marihuana.Postanowiła pójść na całość i po raz kolejny nabrała do płuc gryzącego dymu.Po chwili zdawało się jej, że odpływa z pokoju.Gdzieś z oddali dobiegała muzyka i głosy rozmawiających dziewcząt.Nie wiadomo kiedy zaczęła szybować nad budynkiem szkoły, coraz wyżej i wyżej, aż dotarła do zaśnieżonych szczytów Alp.Nagle poczuła, że ktoś nią potrząsa, i usłyszała swoje imię.Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła zatroskaną twarz Renee.- Nic ci nie jest, Elżbieto?- Wszystko w porządku, Renee.Czuję się cudownie.Pierwszy raz w życiu paliłam marihuanę.- Marihuanę?! - Renee nie ukrywała zdziwienia.- Przecież to był zwykły papieros, głuptasie.Po drugiej stronie wioski znajdowała się szkoła dla chłopców.Dziewczęta z jej klasy często wymykały się z internatu na potajemne schadzki.Potem godzinami opowiadały o umięśnionych torsach chłopców i ich długich penisach.Opisywały wszystko z pikantnymi szczegółami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|