[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W dom Boży wejść można tylko w czystej, „białej" szacie, ale może być ona ze zgrzebnego płótna, z atłasu, jedwabiu lub olśniewającej srebrzystej lamy; czyli - jako że wszystko to jest przenośnią - blask miłości świadczy o tym, ile jej w sobie mamy.Jeszcze inaczej: miłość w nas jest Jego obecnością w nas, a On - to światło, promienność, szczęście.Niebo to nie „miejsce" leniwego spoczynku, to dalsza droga, dążenie, nieustanne zbliżanie się ku Źródłu miłości, rozszerzanie się jak gdyby, rośnięcie w miłość - świadome, radosne, aktywne, już bez oporów, a przeciwnie, angażujące całą naszą istotę ku miłowaniu Tego, który miłuje nas, cieszy się nami, uszczęśliwia nas i wciąż pociąga bliżej i bliżej: nasyca sobą.Tu miłość Stwórcy i stworzenia jest przestawaniem w świadomej i pełnej zrozumienia miłości, lecz jest to nadal miłość Ojca i Jego dzieci.12-25 V 2988 r.Mówi Bartek.- Teraz my, jako twoi przyjaciele, prosimy za nimi.Oni też, po ludzku biorąc, mieli zmarnowane życie.Przypomnij sobie.Pan Ludwik: więzienie, obóz, okropne warunki i ludzie mu wrodzy186 Świadkowie Bożego miłosierdziaCiągłe bóle kręgosłupa, bezradność, bezsilność i choroba, no i samotność.Bóg prowadził go po bardzo trudnej drodze.A Euge­niusz? Ile on przeszedł: obozy, więzienie, brak pracy i możności działania, odsunięcie na boczny tor - a przecież on był „stworzony do działania".Przemyśl to sobie.EUGENIUSZ- Proszę pani.Pierwszy zabieram głos, bo czuję się bardziej winny wobec pani.Nigdy bym nie rozpoczął rozmowy bez pani zgody, tak samo Ludwik.Nie tylko wiem, słyszałem, ale czuję samym sobą pani obawy, niepokój i lęki.Wie pani oczywiście, że z naszej strony nie spotka pani nigdy już nic przykrego, ale rozu­miem, że tyle spraw pomiędzy nami jest jak gdyby „obolałych", że wciąż boi się pani „urażenia", poruszenia przez nas czegoś, co boli, czego pani nie chce słyszeć od nas, łącznie z podziękowaniami.Więc dobrze.Obaj chcielibyśmy wyłącznie złożyć świadectwo o naszej śmierci i drodze do królestwa Chrystusowego, gdyż powinna ona być ostrzeżeniem dla innych.I nie będziemy się usprawiedliwiać i tłumaczyć, a przeciwnie, chcemy wszystkim wskazać, co jest obciążeniem i winą dla katolików, powiedzmy dla ludzi wierzących i uważających się za dobrych chrześcijan, bo obaj jesteśmy przy­kładem tej pewności siebie i arogancji „dobrych synów" z przypo­wieści o synu marnotrawnym.Pozwoli pani, że ja zacznę pierwszy.Umarłem śmiercią chrześcijanina, przyjąłem sakrament chorych, a jednak stanąłem wobec sprawiedliwości Bożej.Nie sądźcie, że krew Chrystusa oczyszcza kogokolwiek „automatycznie".Bóg „puszcza w niepamięć", wymazuje to, co człowiek sam ocenia jako złe, błędne, fałszywe, szkodzące innym i prosi o darowanie win i błędów, apelując do miłosierdzia Bożego z pozycji celnika (bo każdy nim jest).Dlatego trzeba dobrze zrozumieć, że nikt nie jest „godny" spotkania z Panem i wejścia do Jego domu.To Bóg w swojej nieskończonej, przebaczającej i litościwej miłości chce nas przyjąć i włączyć w swoje życie.Czy pani rozumie to, że niebo jest istnie­niem włączonym w życie Boga, życiem w żywej Miłości, w jej energii, potędze i bezmiarze szczęścia?Jaki człowiek ośmieli się, stanąwszy w świetle prawdy o sobie, powiedzieć Miłości, Zbawicielowi swemu, Temu, który za niego dał życie na krzyżu: „Należy mi się życie z Tobą.Jestem nieskazitelnie czysty!"? Nie ma takiego.Przecież my w tym blasku widzimy każdy pył na sobie, nie mówiąc o plamach, dziurach, rozdarciach i strzę­pach szaty duszy.A wszystkie one mówią nam o naszej ślepocie, o miłości własnej, która przesłaniała nam prawdę o nas i skłaniała do zakłamywania się, usprawiedliwiania i tłumaczenia wszystkiego, co robiliśmy, na własną korzyść.A Bóg sądzi nasz miłości, przede wszystkim z miłości do bliźniego swego.(Bo wielu ludzi nic nie wie o Bogu albo wie niewiele, błędnie, fałszywie lub poznaje Go przez zachowanie samych chrześcijan i po nich osądza ich Pana; wtedy może nawet znienawidzić Boga).Miłość nie jest „łatwa" ani „przyjemna", ale jest takim stosunkiem do innych ludzi, jaki ma Pan do wszystkich i do każdego z ludzi z osobna.Dlatego miłość bliźniego łączy nas z Chrystusem Panem.Jeśli jest „uprawiana", powoli zespalamy się z Nim.Każdy z nas w swoim życiu, codziennie przechodzi szkolenie: uczy się, przegrywa, ale i zwycięża.Chodzi o to, by nauka postępowała i przynosiła efekty.Gdybyśmy obaj zdali celująco ten egzamin, nikt nie miałby do nas żalu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl