[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Blackbury miało swój batalion, z tym że z naszego miasta wystarczyło na kompanię, reszta była z okolic.Ci na zdjęciu stanowili pluton dowodzenia.- Straszne.- bąknął Bigmac.- I głupie.- Wtedy pewnie wydawało się to komuś rozsądnym pomysłem.Poza tym fakt: w kupie raźniej.- Raźniej.ale wszyscy w cztery tygodnie.- Bigmac upierał się przy swoim.- Ciągle powtarzasz, że nie możesz się doczekać, żeby iść do wojska - przypomniał Wobbler.- To ty żałowałeś, że wojna w Zatoce się skończyła.To pod twoim łóżkiem nie ma ani krztyny miejsca przez roczniki „Guns and Ammo”.Zgadza się?- No.wojna, tak.ale normalna, z M-16 i czołgami, a nie tak: z uśmiechem, i po czterech tygodniach wszyscy do piachu.- Zaciągnęli się razem i zginęli razem, bo byli kolegami, stąd nazwa takich batalionów - wyjaśnił Yo-less.- Poza T.Atkinsem - dodał Johnny, przypatrując się zdjęciu.- Ciekawe, co się z nim stało?- To było w 1916 - przypomniał Yo-less.- Jak przeżył, to i tak już nie żyje.- Masz któregoś w spisie? - spytał Wobbler.Johnny sprawdził sumiennie.- Nie - odparł po chwili.- Jest kilka takich nazwisk, ale nie te inicjały.Wszystkich tu chowali na jednym cmentarzu, to i nazwiska muszą się powtarzać.- Może on się przeprowadził po wojnie - zastanowił się Yo-less.- Fakt, że tu też byłby samotny - przyznał Bigmac.- Mam dość! - Wobbler nagle odsunął krzesło i wstał.- To bez sensu: nikt specjalny tam nie leży.Wszystko zwykli ludzie, a ja mam dość tematów: cmentarz, nieboszczyk i śmierć.I dość tych podejrzliwych spojrzeń obsługi!* * *- Dowiedziałem się, co się dzieje z ciałami, gdy likwidują stary cmentarz - powiedział Yo-less, gdy wyszli na Tupperware na świeże powietrze - Od matki.Zabierają je do jakiejś przechowalni zwanej necropolis.To po łacinie „miasto zmarłych”.Wobbler głośno przełknął ślinę.- To nie tam żyje Superman? - zainteresował się Bigmac.- Necropolis! - zadudnił Wobbler.- W dzień uprzejmy nieboszczyk, w nocy.uaaa.zombi!Johnny’emu stanęły przed oczami uśmiechnięte twarze w uniformach.Były trochę starsze od Wobblera, ale tylko trochę.- Wobbler - odezwał się poważnie.- Jak jeszcze raz zrobisz podobnie głupi dowcip.- To co? - zainteresował się Wobbler.- To ci po prostu przyłoję.* * *.szzzzz.nie, ty w ogóle wiesz, o czym ja gadam?.zzztwiup.powiedziałem władzom, że.wzuuuzt.fakt, że wieloryby lubią być ścigane, Bob, ale.bzzziiuut.Klik.- I to jest ten telegraf bez drutu? To tyle, jeśli chodzi o hrabinę Alice Radioni!- Byłem w czasie wojny, tej z Niemcami.Co?! Jaka znowu hrabina Radioni?- Której wojny z Niemcami?- Proszę? A ile ich mieliśmy?- Do tej pory dwie.- Proszę nie przesadzać.Radioni? Co za Radioni, radio wynalazł Marconi!- Tak?! A wie pan, komu on ukradł pomysł? - Kogo obchodzi, kto wynalazł to byle co? Słuchamy, co wyprawiają żywi, czy nie?- Knują, jak ukraść nasz cmentarz, oto co wyprawiają!- Owszem, ale.chyba jeszcze nie jesteśmy ze wszystkim na bieżąco, prawda? Ta muzyka.i to, o czym mówię.Kto to taki „Siostra Szekspira”, i dlaczego tu śpiewa? Co to jest „batman”? Powiedzieli, że poprzednim premierem była kobieta! Przecież to niemożliwe!! Kobiety nie mają prawa głosować, a co dopiero startować w wyborach.- Właśnie że mają.- Hura!- Za moich czasów nie miały!- Właśnie ktoś powiedział, że za mało wiemy.- To dlaczego się nie dowiemy?Zmarli zamilkli, i to bardziej niż zwykle.- Jak?- Ten mężczyzna w radioodbiorniku mówił, że można dzwonić do niego, jeśli się chce dyskutować o problemach, które nas dotyczą.To się nazywa „temat na telefon”.- Tak?- Zaraz za murem jest budka telefoniczna.- Jest.ale to.na zewnątrz.- Ale niedaleko.- Tak, ale.- Ten chłopiec rozmawiał z nami, mimo że się bał.A my co? Ze strachu nie potrafimy przejść dwóch metrów?! - spytał nagle pan Vicenti, doświadczonym okiem starego ucieczkowicza spoglądając przez najbliższą wyrwę w ogrodzeniu.- Ale nasze miejsce jest tutaj.Tu należymy.- Że leżymy, to prawda, acz jak widać, nie cały czas.* * *Tak naprawdę to nie było duże centrum handlowe ale za to jedyne.Johnny widział na filmach podobne centra w Stanach i doszedł do wniosku, że muszą tan być zupełnie, ale to zupełnie inni ludzie.Po pierwsze zawsze w takim miejscu było czysto, po drugie zawsze kręciło się tam mnóstwo ładnych dziewczyn, po trze cię ani razu nie widział tam babci-kamikadze, po czwarte nie było tłumów złożonych głównie z matek z przemysłową liczbą dzieci (średnio siedmioro), i wreszcie po piąte nie występowali tam kibice piłkarscy pijani w dym i maszerujący po dziesięciu (na szerokość) ze znaną sportową przyśpiewką „Ole, ole, ole ole”.Przypominającą zresztą wycie.W takich warunkach najbezpieczniejszym miejscem był bar.Yo-less, jak zwykle, zanim zamówił beef-burgera, sprawdził starannie na ulotce, że do produkcji nie użyto lasu tropikalnego, a Bigmac (też jak zwykle) zamówił największą możliwą porcję frytek z tuzinem rozmaitych sosów, od keczupu zaczynając.- Ciekawe, czyja bym tu znalazł pracę? - zastanowił się Wobbler.- Na pewno nie - odparł z przekonaniem Bigmac.- Jakby tylko szef na ciebie spojrzał, od razu by wiedział, gdzie się podzieją dochody firmy.- Chcesz powiedzieć, że jestem gruby? - nastroszył się Wobbler.- Grawitacyjnie zmieniony.- Yo-less nawet nie podniósł głowy.- Powiększony - dodał Bigmac.Wobbler chwilę trawił usłyszane rewelacje.- To już wolę być gruby - zdecydował.- Johnny, mogę dokończyć twoje chrupki?- Poza tym każdy by tu chciał pracować - powiedział Bigmac.- Potrzebne przynajmniej średnie wykształcenie z wysoką średnią.- Żeby sprzedawać hamburgery?!- Duża konkurencja - wyjaśnił mu rzeczowo Bigmac.- Zamykają wszystkie fabryki w okolicy.Nikt niczego nie produkuje, bo ludzie nie mają pracy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl