[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Tu maszcoś w rodzaju ich schematu.Widzisz, to jest administrator.Program, który nadzorujebazę danych.Został przedstawiony jako to górne okienko.- Opisane było ono jako397 System.Linie łączyły je z niższymi okienkami.Jeszcze więcej kresek wiodło dokolejnych rzędów kratek.Wszystkie łączyły się ze sobą i z Systemem.Kartka poło-żona pod Systemem była oznaczona mianem Wybór Nazwisk.Kolejne kratkioznaczone były: Historia Przydziałów Służbowych , a dalsze, poniżej: PrzebiegNauki oraz Pochodzenie i Kontakty.Na dole ekranu pod kolejnymi sześcioma opi-sanymi prostokątami znajdowały się dwa puste okienka.- Widzisz te puste?- Tak.Dlaczego są puste?- Na podstawie tego, co mi powiedziałeś, mogę je teraz opisać.Nazwijmy je -wystukał polecenie - Aza oraz, aha, Brud , dobrze? - Oba słowa ukazały się pokilku sekundach w pustych dotąd okienkach.To jest model uproszczony.W schemaciedanych osobowych takich kratek są setki i tysiące.- Co oznaczają te połączenia? Dlaczego są numerowe?- Oznaczają drogi, mój kochany, którymi można dotrzeć do informacji.Te dwiekratki, które Pietrunin dodał po kryjomu, wiodą wyłącznie do zestawu dotyczącegojego przydziałów służbowych.Rozumiesz? Oto jak sobie wyobrażam to, co zrobił.Zchwilą kiedy zażądasz informacji o Pietruninie, podając właściwy kod musisz go uzu-pełnić odpowiednim hasłem dostępu, które służy sprawdzeniu, czy jesteś czysty.Na-stępnie prosisz o jego kolejne przydziały i tak dalej.oczywiście, o ile jesteś czysty.Ale w twojej sytuacji, uzyskując dostęp do jego przebiegu służby, użyjesz jego hasła,którego elementy ułożone są w odwrotnym porządku.Dotarcie do tego etapu wymagazupełnie innego programu wywoływania informacji.Toteż musisz postępować wedługnastępującej procedury.- Wskazujący palec Godwina posunął się po linii od kratki System do Wykaz Nazwisk , stamtąd do Historia Przydziałów Służbowych , ażdotarł do prostokąta opisanego jako Aza.- Chyba że znasz hasło do okienka Brud ,którym będziesz musiał się posługiwać przez całą drogę do Azy.Na podstawie tego,co ci powiedział Pietrunin, zakładam, że miał on programy pozwalające po podaniuhasła na wejście do każdego z utajnionych przez niego podzbiorów.Ty będziesz musiałzdać się na ślepy los i sprawdzać wszystko, dopóki nie odnajdziesz Azy.Rozumiesz?- Tak - zapewnił Hyde.Ręce mu drżały, wcisnął je między uda, aby ich nie wi-dzieć.- Jak długo to może trwać?- To zależy przede wszystkim od ilości materiału wprowadzonego do pamięcioraz od tego, czy w okresie ostatnich paru lat uzupełniał zbiory.Sądzę, że to kwestia minut.- Wszystko, co się ukaże na ekranie albo zostanie wydrukowane, to kwestia mi-nut?- Tak.398- Jak długo powinienem być zupełnie sam?- Dziesięć minut.Nie wiesz, jak dotrzeć do Azy bezpośrednio.Musisz prze-drzeć się przez wszystkie zgromadzone przez niego brudy.- Prawdziwa szansa to zamiast skakać po kratkach od razu iść do więzienia -mruknął Hyde.- To najbezpieczniejsza metoda.- No myślę! - Hyde spojrzał na Godwina.- Ten sukinsyn Pietrunin wyciął na ko-niec dobry numer, nie uważasz? Jeszcze mnie może zabić.A pomyśleć, że zbój już nieżyje od ładnych paru dni!Godwin powiedział tylko:- Przećwiczmy program pozwalający na uzyskanie dostępu do pamięci.Wszystkojuż przygotowałem.Hyde przyjrzał się klawiaturze małego komputera.Godwin cierpliwie ponaklejał nakażdym z klawiszy małe karteczki.Na każdej z nich widniały litery napisane cyrylicą.Przed posiłkiem i w czasie, gdy przygotowywał w kuchni jedzenie, zmuszał Hyde'a dobezustannych ćwiczeń, które miały go zaznajomić z klawiaturą, przy jakiej miał pra-cować na Hradczanach.Hyde przyglądał się z niedowierzaniem, jak Godwin czyściłekran monitora z jego pisaniny i wracał na nowo do menu.Dzięki Godwinowi radziłjuż sobie z żargonem i z programami, które miały mu umożliwić dostanie się do po-szukiwanych informacji.Obawiał się natomiast, czy poradzi sobie z samą sytuacją, zniebezpieczeństwem i osamotnieniem.Będzie tam zbyt osamotniony, wystawiony zbyt długo na ogień przeciwnika.Upływające odcinki czasu będą jakby kolejnymi pasami pól minowych.To będzietrwało zbyt długo, zbyt długo.- Gotowe? - zapytał Godwin.- No to zaczynamy.W chwili gdy Margaret ujrzała Babbingtona, który skończył rozmawiać przez tele-fon i siedział teraz za biurkiem, opuściła ją odwaga, aby go okłamywać.Ciepło pokojurozpromieniło jej policzki barwą spowiedzi i winy.Strażnicy trzymali ją nadal za ra-miona, a pies drapał drewnianą podłogę w głębi korytarza.Dyszał głośno i groznie,duszony przez kolczatkę na szyi.Babbington szeroko się uśmiechnął.Obmyślone wcześniej kłamstwa wydawały sięteraz Margaret głupie, niedorzeczne.Babbington wiedział wszystko.Nie zdoła go więcprzekonać o swojej niewinności.- Margaret, moja droga Margaret - rzekł wstając.Dał znak ręką, by ją puścili.Opuściła bezwładnie ręce wzdłuż boków.Czy była jakaś nadzieja? Nie.Głos brzmiał399kpiąco i pewnie.Babbington zbliżył się do niej z wyciągniętymi ramionami.Jegouścisk spowodował, że zadrżała.- Margaret? - Patrzył na nią coraz twardszym spojrze-niem.Wreszcie odsunął się od niej i oznajmił: - Przysporzyłaś mi mnóstwo zmartwie-nia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|