[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W 1980 roku światowa sieć telekomunikacyjna składała się z 440 milionów telefonów i około miliona teleksów.Jednakże, choć mogłaby się ona wydawać prawdziwą gmatwaniną, stanowi zaledwie nieznaczny ułamek liczby terminali komunikacyjnych zawartych w mózgu, miliar­dów synaps, poprzez które oddziałują na siebie komórki nerwowe.We­dług Johna McNulty, brytyjskiego konsultanta w dziedzinie komputerów, globalna sieć telekomunikacyjna w roku 1975 nie była bardziej złożona niż obszar mózgu o rozmiarach mniejszych od ziarenka grochu.Jednak ogólna zdolność przetwarzania danych ulega podwojeniu co dwa i poi roku i jeśli takie tempo wzrostu zostanie utrzymane, globalna pajęczyna telekomunikacyjna może dorównać skomplikowanej budowie mózgu już w roku 2000 - jeżeli czas ten wydaje się niewiarygodnie krótki, przypo­mnij sobie przyspieszenie w ostatniej godzinie przed zakończeniem na­szego rocznego filmu i pomnóż je przez liczbę godzin między północą l stycznia 1997 roku a wigilią Nowego Roku, która przeniesie nas w XXI wiek.Spowodowane tym zmiany będą tak olbrzymie, że ich całkowity efekt wstrząśnie nawet wyobraźnią naszych nie znających granic umysłów! Nie będziemy już postrzegać siebie jako odizolowane jednostki: staniemy się świadomi bycia częścią prędko integrującej się światowej sieci komórek nerwo­wych budzącego się globalnego mózgu.Jednakże, choć taki kierunek rozwo­ju ludzkości wydaje się możliwy, jasne jest również, że znajdujemy się jako gatunek w stanie poważnego kryzysu i musimy działać rozsądnie i z wyobraźnią, wchodząc w XXI wiek.Daliśmy się złapać w pułapkę naj­bardziej skomplikowanego społecznego, politycznego, ekonomicznego, ekologicznego oraz moralnego kryzysu w historii ludzkości.Czy kryzys ten poprzedza ewolucyjny skok? Być może.Oczywiście dysponujemy niezliczoną liczbą wyobrażeń sądnego dnia, przewidujących w szczegó­łach możliwość apokalipsy, lecz dzieje rozwoju ujawniają zupełnie inny możliwy scenariusz - kryzys może stanowić ewolucyjny katalizator w dąże­niu ku wyższemu porządkowi.Przyjrzyjmy się kilku najpoważniejszym załamaniom w historii Zie­mi i zobaczmy, jak to, co mogło się wydawać “negatywne", było w rze­czywistości bardzo pożyteczne w kategoriach ewolucji.Jeden z najwcześniejszych kryzysów w dziejach życia pojawił się prawdopodobnie wtedy, gdy zaczęło brakować prostych związków orga­nicznych, którymi żywiły się pierwsze prymitywne komórki.Był to kry­zys związany z brakiem pożywienia.Odpowiedź na tę sytuację stanowiło powstanie fotosyntezy - zdolności czerpania życiowej energii bezpośred­nio ze słonecznego światła.Jednak ubocznym produktem fotosyntezy był tlen i choć dziś dzięki niemu żyjemy, dla ówczesnych organizmów ozna­czał on śmierć.Półtora miliarda lat później, gdy tlen zaczął gromadzić się w atmos­ferze, nastąpił kolejny poważny kryzys, tym razem związany z zanieczysz­czeniem i zatruciem.Ewolucyjną odpowiedź stanowił rozwój komórek oddychających tlenem.Na początku każdy kryzys zapowiada się boleśnie i groźnie.Wyobraźmy sobie, że.komitet bakterii - na temat wpływu na środowisko planów małej grupy bakterii zamierzających rozpocząć foto­syntezę - oświadczył: “Tlen wytwarzany w tym procesie to rzecz niebez­pieczna.Jest trujący dla wszystkich form życia i niezwykle łatwopalny, prawdopodobnie zamieni nas wszystkie w proch.Jest prawie pewne, że doprowadzi to do zniszczenia życia".Bez wątpienia fotosynteza potępiona zostałaby jako “samolubna, nie­naturalna i nieodpowiedzialna".Na szczęście dla nas, taki komitet nie istniał, a zjawisko zachodziło nadal.Spowodowało to oczywiście poważ­ny kryzys, lecz z drugiej strony, umożliwiło pojawienie się roślin, zwie­rząt, ciebie i mnie.Problemy, przed którymi obecnie stoi świat, mogą okazać się równie istotne dla trwania rewolucji jak kryzys tlenowy.Nigdy w dziejach ro­dzaju ludzkiego niebezpieczeństwa nie były aż tak krańcowe; wydaje się, że szybko zbliżymy się do punktu krytycznego.Rezultatem może być załamanie albo przełom.W swojej roli ewolucyjnych katalizatorów kry­zysy mogą okazać się tym, co jest niezbędne, aby popchnąć nas na wy­ższy poziom.Ideę, zgodnie z którą każdy kryzys ma jednocześnie swoje dobre i złe strony, można ująć terminem, którym Chińczycy określają kryzys: wei-chi.Pierwsza część wyrazu mówi “strzeż się niebezpieczeństwa".Dru­ga ma zgoła odmienną implikację.Oznacza “szansę na zmianę".Idea wei-chi umożliwia docenienie wagi obu aspektów kryzysu.W ostatnich latach nasza uwaga skupiona była na wei, rozlicznych moż­liwościach globalnej katastrofy i sposobach jej uniknięcia.Będzie to niezbędne, gdy będziemy się starać poradzić sobie z bardzo realnymi, nęka­jącymi nas problemami.Jednocześnie stawiamy pod znakiem zapytania niektóre z podstawowych postaw i wartości: Dlaczego istniejemy? Czego naprawdę pragniemy? Czy nie istnieje w życiu coś więcej? Te pytania otwierają nas na inne aspekty kryzysu - szansę zmiany kierunku, czerpa­nia korzyści z kolosalnych i zapierających dech możliwości, jakie się przed nami otwierają.Jeśli nie dokonamy zmian, upłynąć mogą tysiące lat, zanim ludzkość ponownie stanie na progu ewolucji.Może się to już jednak nigdy nie zda­rzyć.Jeśli zetrzemy się z powierzchni Ziemi, miliony lat upłyną, zanim pojawi się inny gatunek dysponujący podobnym potencjałem.Możliwe, że już nigdy nie stałoby się to na naszej planecie, lecz na innej z mnóstwa planet w naszej galaktyce, a jest przecież wiele innych galaktyk [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl