[ Pobierz całość w formacie PDF ] . Zostawcie trochę srebra w barze i nadstawiajcie ucha.Chcę wiedzieć, co o tymmyślą zwykli szeregowcy.Kapral zawahał się.Nie miał wątpliwości, że gdyby Pahner dowiedział się, iżMoseyey opuścił księcia, kazałby drzeć z niego pasy.Ale tak jak wszyscy człon-kowie kompanii Bravo, już w Marshadzie zdał sobie sprawę, że władza Rogerajako dowódcy batalionu Brąz nie jest tylko fikcją.Popatrzył ponuro na księcia, zastanawiając się, jak pułkownik MacClintockzachowałby się w obecności kapitana Pahnera, po czym spojrzał na niewielki bu-dynek, do którego zmierzał Roger, i wzruszył ramionami.Rozkaz to rozkaz.Pozatym każdy Brązowy Barbarzyńca wiedział, czym grozi pistolet u boku księcia,nie wspominając już o mieczu przypiętym do jego pleców.I pomijając śmiertel-nie niebezpiecznego Corda. Tak jest, Wasza Wysokość powiedział kapral. Oczywiście mam na-dzieję, że nie wspomni pan o tym niewłaściwym osobom. Wspomnieć o czym? spytał niewinnie Roger.Moseyey zachichotał i od-jechał na swoim cwan w stronę koszar. To było niewątpliwie głupie zauważył w zamyśleniu Cord, patrząc zaodjeżdżającymi marines. Gdyby chodziło o kogoś innego, powiedziałbym, żeto wyjątkowo głupie.Jednak znając ciebie, nie czuję się w najmniejszym stopniuzaskoczony. Taaak, jasne wyszczerzył zęby Roger. Ty też nie lubisz, jak się zatobą łazi, stara marudo! Ja rzeczywiście nie potrzebuje, niańki oświadczył szaman z godnością,ważąc w dłoniach długą włócznie, o wygiętym ostrzu, którą wszędzie ze sobąnosił. Ale nie jestem następcą tronu potężnego imperium. Kapitan Sergei też nie zachichotał Roger, a Cord parsknął z rezygnacjąi klasnął w dłonie, pozwalając księciu wejść do budynku.Stał on u podnóża stromego zbocza wąskiej doliny.Wejście do niej zagrodzo-no murem, przed którym tkwiła na pozycjach nieduża armia. Wejść dobiegło ze środka w odpowiedzi na pukanie Rogera, więc na-cisnął klamkę i znalazł się w jedynym w tym budynku pomieszczeniu.Było tamtrzech strażników i dwóch nie uzbrojonych, pogrążonych w rozmowie Mardukan.Na widok księcia większy z nich roześmiał się pogardliwie. Widzę, że basik dowiedział się.o naszych kłopotach parsknął, ale drugiprzesunął górną dłonią po klatce piersiowej w geście zaprzeczenia.31 Nie mamy z czego się śmiać.Zwłaszcza ty powiedział uszczypliwie.Większy Mardukanin syknął i zamilkł. Jestem Dęb Tar.A ty? Kapitan Sergei odparł Roger, kłaniając się lekko. Do usług. Co możemy dla was zrobić? zapytał Dęb Tar. To my możemy zrobić coś dla was uśmiechnął się książę. Wiemy, żemacie problem. W rzeczy samej zgodził się Mardukanin, podkreślając swoje słowa kla-śnięciem rąk. Ale wątpię, czy będziecie mogli nam pomóc. Nie byłbym taki pewien powiedział Roger. Innym razem, basik chrząknął drugi Mardukanin. Sami rozwiążemynasz problem. Wnioskuję więc, że macie już chętnych do pomocy? podniósł brewksiążę. Za miesięczny urobek z mojej kopalni? niemal wykrzyknął Dęb Tar.Oczywiście, że mamy.Włącznie z moim byłym zarządcą dodał, machnąwszyz obrzydzeniem ręką w stronę drugiego cywila. Nor Tob uważa, że odbiciedoliny będzie łatwe.Może ma rację ostatecznie jemu odebrano ją bez trudu. To nie była moja wina mruknął były zarządca. Przecież to nie jadowodziłem strażą. Nie, nie ty zgodził się właściciel. W przeciwnym razie twoje ro-gi wisiałyby już nad moim kominkiem.Ale ciągle jest tam dla nich miejsce.Oszczędziłbym połowę kosztów, gdybyś nie namówił mnie do przeniesienia tamrafinerii! Zarabiałeś na tym krocie! wypalił zarządca, po czym odwrócił się doRogera i Corda. Chodz, basik prychnął. Pokażemy wam, jak prawdziwiMardukanie radzą sobie z taką hołotą! Och, z przyjemnością popatrzymy.Prowadz, proszę. Roger wskazałdrzwi. Nie możemy przepuścić takiej okazji.ROZDZIAA CZWARTY Ta dolina to forteca powiedział Roger i upił łyk wina. Mam wszystkona nagraniu hełmu, ale w skrócie mogę.powiedzieć, że ta cała walka to była farsa.Kosutic spojrzała na szkic doliny i pokręciła głową. Nie widzę w tej sytu-acji nic specjalnie zabawnego.Dolinę można by zdobyć falą Kranolta, to jedynysposób, jaki przychodzi mi do głowy, by przedostać się przez ten mur. I to właśnie próbował zrobić nasz przyjaciel Nor Tob.Zebrał kilka setekpozbawionych pracy górników i jakichś niedorobionych najemników, obiecał imłupy po zdobyciu kopalni i rzucił ich naprzód.Książę roześmiał się. Zaczęli wspinać się na mur po drabinach, ale jest tak cholernie wysoki, żedrabiny połamały się pod ich ciężarem.Nie zbliżyli się na więcej niż pięć metrówdo szczytu. Ilu zabitych? spytała sierżant Lai.Stała obok Kosutic i patrzyła na mapę. Ani jednego roześmiał się znów Roger. Było kilka złamanych rąki poturbowanych ciał, ale żadnych strat militarnych.Najemnicy barbarzyńców na-wet nie strzelali.Odpychali tylko drabiny i rzucali różnymi śmierdzącymi rzecza-mi, głównie zawartością swoich nocników. Czyli pełne lekceważenie? spytała starszy sierżant, powiększając mapę,by przyjrzeć się całej dolinie. Pełne odpowiedział Roger. Ci goście nazywają się Vasin tonajwyrazniej plemię uciekające przed inwazją Bomanów.Albo już wcześniej bylinajemnikami, albo stali się nimi, kiedy zostali wygnani ze swojego kraju.Nie maco do tego pewności, ale chyba szukali jakiegoś zajęcia, kiedy trafili do Ran Taii do kopalni.Chcieli zamienić trochę skór na złoto i srebro.Z tego, co wiem, kiedydotarli na miejsce, zorientowali się, że kopalnię można bardzo łatwo opanować,więc zajęli ją
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|