[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Kryśka, w szampańskim humorze, opowiedziała o niezwykłej napaści od razu, tego samego wieczoru.Udało się jej złapać telefonicznie Andrzeja, ja zaś dopadłam Pawła, przyszli obaj, przyjrzeli się sobie wzajemnie i rozpogodzili się wyraźnie i zgodnie.Ustawiłam na stole wszystko, co miałam w domu, wino, piwo, koniak i nieźle przymrożonego szampana.Po czym, na środku, wśród licznych szkieł, bez słowa położyłam diament.Zmiłuj się Panie, jakaż to była, swoją drogą, przyjemność! Położyć na stole coś, co nie ma prawa istnieć na świecie, co wygląda tak, że trudno oczy oderwać, co w ogóle nie ma ceny, co z miejsca ustawia nas obie na poziomie, przerastającym wszelkie możliwe pieniądze! Pozwolić im to oglądać.Powiedzieć niedbale: Ach, to nasze rodzinne, spadek po przodkach.Cokolwiek by ten mój ukochany głupek wymyślił, moja interesowność odpadnie mu w przedbiegach.Razem z parszywą Izunią.Myśl o Izuni, która na widok Wielkiego Diamentu z całą pewnością dostałaby małpiego rozumu, wprawiła mnie w euforię.Krystynie Izunią nie była potrzebna, euforii dostarczył jej rabunek.- Spluwę to ja miałam w odwłoku, sama rozumiesz - powiedziała do mnie, z upodobaniem przyglądając się dekoracji stołu.- Ale trzymali mnie, a ze śmiechu osłabłam, więc do tego trzymania wystarczył jeden.Nie wyrywałam się zresztą.Gdyby go znaleźli, zabraliby sobie i cześć pieśni ludowej.Paweł może nawet wcale nie stanąć na wysokości zadania, mój pogląd na niego odwalił swoją robotę, nie mam większych wymagań.Paweł przecknął się z zapatrzenia.- To jest diament - rzekł ostrożnie.- Trochę się na tym znam.O giełdzie diamentowej mam odrobinę pojęcia.Panienki.Popatrzył na nas nieco podejrzliwie.Tym razem różniłyśmy się od siebie, przezornie uzgodniłyśmy kwestię stroju, poza tym Krystyna wciąż jeszcze nie mogła opanować nagłych chichotów.Po tych chichotach zapewne odgadywał, która to ona, a która ja, bo kieckami mogłyśmy się zamienić.Upewnił się w kwestii naszej tożsamości i znów utkwił wzrok w diamencie.- Sam bym to kupił, ale mnie nie stać - oznajmił.- Skąd to w ogóle pochodzi?Nadszedł czas wyjaśnień.Udało nam się obskoczyć temat w godzinę, razem z prezentacją dowodów rzeczowych.Obaj słuchali uważnie, Andrzej, fanatyk, nie fanatyk, umysłowo był jednak nieźle rozwinięty, a Paweł, człowiek interesu, rozważał całą rzecz od razu praktycznie.- Mam parę wniosków - rzekł.- Chcecie?- Głupie pytanie - odparła żywo i grzecznie Krystyna.- A zatem primo: ten sakwojażyk czy sepecik, czy co to tam jest, należy bezwzględnie i jak najszybciej zwrócić potomkom pierwotnego właściciela.Wyjąć mu z ręki pretensje.Gdzie to macie?Rozumiałam, że pyta o sepecik, a nie o właściciela.- Został w Noirmont - wyznałam ze skruchą.- Wyjeżdżałyśmy w pośpiechu i udało nam się o nim zapomnieć.Leży w mojej sypialni, zdaje się, że w szafie na półce.- O ile jeszcze leży.Zwracać z hukiem, przy świadkach, za pokwitowaniem.Secundo: ujawnić całą historię kamienia poprzez ekspertyzy, prasy zachęcać nie trzeba, sama wskoczy w sensację.Tertio: ubezpieczyć go, na razie jeszcze nie wiem na ile.Ouarto: umieścić w sejfie bankowym.- Nie u nas chyba? - przerwała mu Krystyna z niesmakiem.- Od nas tajemniczo wyparuje, a w sejfie będzie leżała imitacja.- Owszem, tak czy inaczej, trzeba go zawieźć do Francji.Własność prywatna, ale zaczęło się od Francuza, komplikacji międzynarodowych zawsze warto uniknąć.Jeśli chcecie go sprzedać.- Nie chcemy.- wyrwało nam się obu razem, bardzo cichutko.- Tak podejrzewałem.Ale możecie udawać, że tak.Sądzę, że parę ofert przyjdzie.Poza tym, możecie go pokazywać, objedzie świat jak, na przykład, złoto peruwiańskie i będzie sam na siebie zarabiał, wszyscy polecą go oglądać.- I w końcu ktoś go rąbnie - mruknęła Krystyna.- Nikt go nie rąbnie.Nieopłacalna kradzież.O jego ochronę zadbają towarzystwa ubezpieczeniowe, podwędzenie wypadłoby kosztownie, a sprzedaż niemożliwa.Musieliby go pociąć na drobne kawałki, wówczas jego wartość spada beznadziejnie, wyszliby na zero.Ewentualny złodziej może jeszcze wywinąć dwa numery: jeden, rąbnąć na zamówienie, a drugi, zażądać od was forsy za zwrot.Ogólnie będzie wiadomo, że nic nie macie.Jakieś straszne milczenie zapadło nagle w pokoju.Jedyną osobą, która coś miała, był on sam, Paweł.Oczyma duszy ujrzałam dalszy ciąg.Wszelkie haracze i łapówki ściągaliby z niego.W uszach zabrzmiał mi jego głos: „W tej sytuacji nie mogę się z tobą ożenić i nie możemy razem zamieszkać.Nikt nie może z tobą zamieszkać, stajesz się niebezpieczna dla otoczenia”.Na marginesie wyobraźni dostrzegłam Andrzeja, jak się podnosi z martwą twarzą, dżentelmeńsko obiecuje dochować tajemnicy, ale ma pracę, którą będzie chronił przed kretyńskimi komplikacjami, Krystyny nie dotknie rozżarzonym pogrzebaczem, kłania się i wychodzi.Paweł za nim, poda mi przez telefon nazwisko jakiegoś eksperta.Gdzieś pod sufitem szatańsko zachichotała Izunia.No i proszę, osiągnęłam cel.Czy w ogóle w dziejach świata jakiś diament wyszedł komuś na zdrowie.?Andrzej podniósł się z fotela i poczułam w sobie nagłe, lodowate zimno.- W życiu by mi nie przyszło do głowy, że zakocham się w bombie zegarowej - oznajmił rozweselonym głosem.- Czy pozwolicie, że otworzę tego szampana? Cokolwiek uczynicie, moje panie, z góry aprobuję wszystko.Zanim zdumiewająca treść jego słów dotarła do mnie, odezwał się Paweł.- W tej sytuacji musisz zamieszkać ze mną natychmiast.Mam odpowiedni sejf i nie przyjmuję do wiadomości protestów.Jutro poruszę dyplomatycznie giełdę diamentową, niech się zainteresują, im prędzej, tym lepiej.Dam wam paryskiego adwokata, który umie takie rzeczy prowadzić.- Jak to? - spytała ze zdumieniem Krystyna i zrozumiałam, że oczyma duszy zdążyła sobie obejrzeć dokładnie to samo co ja.- Czy to znaczy, że obaj chcecie się z nami ożenić?!- Każdy z jedną - zastrzegł się szybko Andrzej, ruszając delikatnie korek.Z butelki, która cały czas tkwiła w wiaderku z lodem, kapało mu na podłogę.- Przynajmniej jeśli o mnie chodzi.- Ale my przecież stanowimy jakieś zagrożenie.!- Odrobina ryzyka dodaje życiu smaku.- Ja też z jedną - powiedział równocześnie Paweł i pokazał mnie palcem.- Z tą, o ile dobrze rozróżniam.Człowieku, nie do popielniczki, to niezły szampan!Wróciliśmy w końcu do tematu.Poczułam w sobie błogość niebiańską, czułe i tkliwie popatrzyłam na iskrzącą się wśród kieliszków bułę.W gruncie rzeczy dopiero ten cholerny skarb pozwolił mi uwierzyć, że oni nas rzeczywiście kochają.W pierwszej kolejności wyskoczyła nam kwestia Heastona.Krystyna zaczęła się upierać, że w napadzie brał udział, jako osoba trzecia, kryjąca się przed jej wzrokiem.Antosia Bartczaka też on wynajął, bo któż by inny.Należy go złapać, ujawnić i uszczęśliwić sepecikiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|