[ Pobierz całość w formacie PDF ] . Nie blaguj! Oni przyjmują do pracy tylko dziewice i mają stałyy konfesjonał dlasubiektów, którzy na nie patrzą.Firma, w której zawiera się małżeństwa, co za nudy!Rozległy się śmiechy.Linard, który należał do obsady łodzi, dodał: To nie tak jak w Luwrze.Tam w dziale konfekcji jest na stałej pensji akuszerka.Słowo daję!Zrobiło się jeszcze weselej.Nawet Paulina pękała ze śmiechu, tak jej się podobał kawał zakuszerką.Lecz Baug poczuł się podrażniony żartami na temat surowych obyczajówpanujących jakoby w jego firmie.Zdobył się więc na odwagę: A u was to niby lepiej, w tym waszym magazynie Wszystko dla Pań ! Wyrzucają wasza drzwi za jedno słowo! A ten wasz pryncypał, zdaje się, zaczepia klientki!Hutin nie słuchał go, rozpoczął bowiem wychwalać magazyn Na Placu Clichy.Pracowała tam pewna młoda dziewczyna o tak dystyngowanym wyglądzie, że klientki nieśmiały zwracać się do niej, aby je obsłużyła, bojąc się ją obrazić.Przysunął następnie bliżejswoje nakrycie i zaczął opowiadać, że zarobił w tym tygodniu sto piętnaście franków; co za122bajeczny tydzień! Favier zarobił tylko pięćdziesiąt dwa franki ofiara kombinacji zkolejnością zapisów na tablicy.Hutin pytał chełpliwie, czy poznać, że ma tak dużo pieniędzy?Kieszenie ma napchane frankami i nie położy się spać, póki nie wyda wszystkiego doostatniego grosza.Coraz bardziej pijany, zaczął narzekać na tego cherlaka Robineau, zastępcękierownika, który trzyma się zawsze z daleka do tego stopnia, że nie chce się nawet pokazaćna ulicy ze zwykłym sprzedawcą. Cicho, bądz! powiedział Linard. Mówisz za dużo, mój drogi!W sali robiło się coraz goręcej; ze świec kapało na obrus poplamiony winem: wmomentach gdy przycichały głosy biesiadników, przez otwarte okna dochodził daleki szumrzeki i wielkich topoli zasypiających wśród pogodnej nocy.Widząc, że Denise nie czuje sięlepiej, Baug poprosił o rachunek.Dziewczyna była blada i siłą powstrzymywała drżeniepodbródka, bliska płaczu.Kelner nie zjawiał się jednak i Denise musiała jeszcze przez kilkaminut znosić wybuchy hałaśliwego głosu Hutina.Mówił teraz, że uważa się za kogoślepszego od Linarda, bo tamten zjada tylko pieniądze ojca, gdy on tymczasem przejadawłasne zarobki, owoc własnej przedsiębiorczości.W końcu Baug zapłacił rachunek i obiedziewczyny wstały od stołu. Patrzcie, to jest ekspedientka z Luwru powiedziała szepten Paulina, gdy przechodziliprzez pierwszą salę, wskazując szczupłą, wysoką pannę, która wkładała właśnie płaszcz. Przecież jej nie znasz, nie możesz więc nic wiedzieć o niej odparł młody człowiek. Co z tego! Widzę, w jaki sposób kładzie płaszcz!.Należy na pewno do działuakuszerki! Jeżeli słyszała, co mówił Linard, to musi być zadowolona.Znalazłszy się na dworze, Denise odetchnęła z ulgą.W dusznej, gorącej sali, pośródogłuszających krzyków zdawało jej się, że umiera.Tłumaczyła sobie swoje osłabieniebrakiem powietrza.Teraz oddychała przynajmniej swobodnie.Z rozgwieżdżonego niebapłynął orzezwiający chłód.Kiedy we dwie z Pauliną wychodziły z ogródka restauracyjnego,jakiś nieśmiały głos odezwał się cicho wśród ciemności. Dobry wieczór paniom.Był to Deloche.Nie spostrzegły go w głębi pierwszej sali, gdzie jadł samotnie kolacjęprzywędrowawszy z Paryża pieszo, żeby zażyć przyjemności spaceru.Poznając tenprzyjacielski głos, Denise, która wciąż czuła się zle, machinalnie uległa potrzebie oparcia sięna kimś. Panie Deloche, wróci pan razem z nami, prawda? odezwała się.Niech pan będzie takdobry i poda mi ramię.Paulina i Baug poszli przodem.Dziwili się bardzo; nigdy nie przypuszczali, że to się123odbędzie w taki sposób, i w dodatku z tym właśnie chłopcem.Ponieważ do odejścia pociągupozostawała jeszcze cała godzina, poszli wszyscy spacerkiem aż do końca wyspy, wzdłużbrzegu rzeki, pod wielkimi drzewami.Od czasu do czasu pierwsza para odwracała się mówiącdo siebie szeptem: Gdzie się oni podzieli? Aha, są tam.Jakie to jednak śmieszne!Z początku Denise i Deloche milczeli.Powoli rozgwar restauracyjny przycichał i w mrokunocy zamieniał się jakby w daleką, słodką muzykę.Zagłębiali się w opadający z drzew chłód,rozgorączkowani jeszcze tym piekielnym żarem sali, w której świece jedna po drugiej gasłyteraz za rzadką zasłoną liści.Naprzeciw nich wznosił się jakby mur ciemności zwarta masacienia tak gęsta, że nie rozpoznawali nawet nikłych zarysów ścieżki.Szli wolno, ale bezobawy.Oczy ich przywykły do ciemności; zobaczyli na prawo pnie topoli, podobne dociemnych kolumn, podtrzymujących swe liściaste sklepienia, przez które przeświecałygwiazdy.Z drugiej strony woda lśniła chwilami w mroku jak cynowe zwierciadło.Wiatrustał, słychać było tylko poszum rzeki. Jestem taki szczęśliwy, że panią spotkałem wybełkotał w końcu Deloche decydując siępierwszy na nawiązanie rozmowy. Nie ma pani pojęcia, jaką mi pani robi przyjemnośćzgadzając się na ten spacer ze mną.I korzystając z ciemności, po wielu słowach pełnych zakłopotania ośmielił się wyznaćswoją miłość.Od dawna chciał już Denise o tym napisać, ale może nigdy nie dowiedziałabysię tego bez współudziału tej pięknej nocy, bez życzliwej pomocy śpiewającej rzeki i tychdrzew, które ochraniały ich zasłoną cienia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|