[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A co pan czuł strzelając do Niemców? - niespodziewanie wypaliła Zosia.- Czułem się okropnie.Gdy po wojnie zobaczyłem ogrom zniszczeń spowodowanychprzez Niemców myślałem, że z każdego powinno się drzeć skórę i sypać solą.Jednak gdyprzyjechałem do Gdańska jako inspektor do spraw przesiedleńców wtedy poznałem drugąstronę medalu.W jednej z piwnic mieszkała trzydziestokilkuletnia żona majora SS.Razem zdwójką dzieci żywiła się surowymi obierkami.Gdy zobaczyła grupę uzbrojonych Polakówpowiedziała, że nie przeżyje kolejnych gwałtów, a wcześniej kilka razy zgwałcili ją Rosjanie.Poczułem się wtedy tak, jakby ktoś dał mi w twarz jako człowiekowi - mówił pan Bogusław.- Chyba zwycięzca nie ma litości - dodał.Zapadło kłopotliwe milczenie.- A co było dalej? Nie musiał pan uciekać przed Urzędem Bezpieczeństwa? Wtedyszukano byłych partyzantów - zapytałem.- Tak.%7łołnierze AK musieli uciekać przed UB i najczęściej starali się ukryć gdzieś naZiemiach Odzyskanych.Ja trafiłem do Giżycka.Tutaj poznałem starego Mazura o nazwiskuDaniel, który mieszkał w domku nad Kanałem Auczańskim.Pewnego wieczora pokazał mistare zdjęcie z okresu pierwszej wojny światowej zrobione w Twierdzy Boyen.Na fotografiiwidać było stary samochód i kilku mężczyzn w charakterystycznych pruskich hełmach. Tento cesarz, ten to Hindenburg, a tamten wartownik koło bramy to ja - opowiadał mi staryMazur.- A czy ta forteca kryje jakieś tajemnice? - dopytywałem się.- Raczej nie - odpowiedział staruszek.Widziałem, że nie chce powiedzieć wszystkiego co wie.Pożegnaliśmy się iwróciliśmy do punktu wyjścia, czyli do Bramy Giżyckiej.Stanęliśmy przed ogromną mapątwierdzy.Wyjąłem przewodnik.Rozpoczęliśmy spacer po murach, a ja czytałem:- Wojny napoleońskie dowiodły, jak wielkie znaczenie ma Giżycko leżące naprzesmyku pomiędzy jeziorami Niegocin i Kisajno.Jednak decyzja o budowie twierdzyzapadła dopiero 5 kwietnia 1843 roku.Kamień węgielny położono 4 kwietnia 1844 roku, a w uroczystościach brał udział radca królewski i minister wojny Herman von Boyen.Stąd inazwa twierdzy.Nie nudzę cię, Zosiu?- Wujku, powiedz czemu ona ma taki dziwaczny kształt, jakby siedmiokątnej gwiazdy- odpowiedziała patrząc na plan.- Twórcom twierdzy chodziło o wysunięcie stanowisk artylerii jak najdalej w pole, wkierunku przeciwnika.Stąd te wysunięte kaponiery do obrony w dwóch kierunkach i kojce doobrony rowu.Labirynt stworzony przez przejścia pod wałami, zwane poternami, wysokieraweliny, czyli wały, z których można prowadzić ostrzał przedpola, donżony, fosa i niekończący się mur ze strzelnicami, tak zwany mur Carnota, to wszystko pozwalało długo siębronić.Zaostrzony kształt wysuniętych elementów fortyfikacji wynikał jeszcze z przeszłości.Chodziło o rozbicie zwartych szeregów atakujących warownię - wyjaśniłem.- Ale przecież twierdza wybudowana była w połowie ubiegłego wieku.Po kilku latachmusiała być już przestarzała.- Masz rację, Zosiu.Wielokrotnie ją unowocześniano.Pod koniec ubiegłego i napoczątku tego wieku zaczęto wzmacniać stropy betonem.Strzelnice w fortyfikacjachprzystosowano do zamontowania tam działek.Najciekawsze są jednak stalowe kopułyobserwacyjne, z których można było kierować ogniem artylerii.Weszliśmy na wały i z góry patrzyliśmy na mur.Potem poszliśmy w stronę BramyKętrzyńskiej.- Wujku, czego właściwie szukamy? - zapytała Zosia.Nie od razu odpowiedziałem.Paręset metrów od nas siedział na wale ten facet odrudego psa.Palił papierosa i obserwował coś przez lornetkę.Przez jakiś czas patrzył także nanas.- Szczerze powiem, że nie wiem - mówiłem wzruszając ramionami.- Jedno co wiemy,że ktoś zabił kuriera przewożącego coś bardzo ważnego.Bo po co robić tyle zachodu zzasadzką? Mamy szyfr:  F.B.l > B.L. , w którym można odgadnąć znaczenie tylko owychF.B., czyli Frank Below.Reszta może oznaczać, że coś dał osobie o inicjałach B.L.Minęliśmy resztki pancernej kopuły obserwacyjnej, schowki na amunicję do ciężkiejartylerii stojącej na wałach i powoli dochodziliśmy do miejsca wczorajszej zasadzki Batury.- Znów jesteśmy przy domku tego staruszka - zauważyła Zosia.- Czy to coś ma jakąśnazwę? - zapytała.Spojrzałem na mapę i olśniło mnie. - Zosiu, jesteś genialna - mówiłem ściskając ją.Jakaś para starszych ludzi dostojnieprzechodzących obok nas podejrzliwie patrzyła na mnie.Słyszałem, jak pani szeptała doswojego męża:  Taka młoda.- Niech wujek mnie puści i powie, o co chodzi - Zosia wydostała się z moich objęć.- Jesteśmy w bastionie Ludwig, to jedno z imion von Boyena.Nasze F.B.to nie FrankBelow, tylko Feste Boyen, czyli niemiecka nazwa warowni w Giżycku.W Pacanowie kozykują, a Paweł Daniec powinien tam pójść zrobić coś z tym zakutym łbem.To tutaj wczorajwieczorem napadł mnie Batura.On od razu wiedział, o co chodzi.Tutaj szukał skrytkiBelowa.Chodzmy na dół - pociągnąłem Zosię.Zeszliśmy do poterny, czyli przejścia pod wałami.Wchodziłem tam czując pewienniepokój.Po obu stronach mieliśmy schowki na amunicję.Wyszliśmy na dziedzinieckaponiery.Na wprost mieliśmy wejście.Znalezliśmy się w dwukondygnacyjnej kaponierze.- Zosiu, nie mam latarki, więc stąpaj ostrożnie i rozglądaj się jedynie, czy nie magdzieś świeżych dziur - powiedziałem do niej, zanim zniknęła mi za zakrętem.Po chwili zeszliśmy krętymi schodami do dolnych pomieszczeń.Resztki światławchodziły do środka przez strzelnice.Do nich pod koniec ubiegłego wieku mocowanokarabiny maszynowe.Pózniej sprawdziliśmy jeszcze inne pomieszczenia kaponiery, w tymponiemieckie toalety.Dochodziłem do wniosku, że bez latarki się nie obędziemy.Wyszliśmyna światło słoneczne.Staliśmy lekko oślepieni.- Ufff! Strasznie tam było - stwierdziła Zosia.Skinąłem głową.Nigdzie nie było widać śladów kucia, co znaczyło, że Batura niezdążył jeszcze spenetrować tego bastionu.Zobaczyłem go, jak zakradł się tu zapewne po razpierwszy.- Niech pan pokaże mapę.Może jeszcze coś w tej twierdzy może być owym B.L.? -poprosiła Zosia.Po chwili zaczęła chichotać.- Mamy jeszcze bastion Leopold do sprawdzenia - powiedziała.Uderzyłem się otwartą dłonią w czoło.Przecież to tam, na sąsiednim bastionie siedziałfacet z psem.Szybko zerwałem się z miejsca i wbiegłem na wał.Zosia biegła za mną.Nabastionie nie było już nikogo.Po chwili byłem już na wale nad bastionem Leopold.Obojezeszliśmy w dół i znowu zaczęliśmy żmudną penetrację murów i pomieszczeń.Spędziliśmy wten sposób kolejną godzinę.Zasiedliśmy na szczycie bastionu, gdzie widziałem gościa zpsem.Moja dłoń w trawie przypadkiem natknęła się na zmiażdżony butem niedopałek znaneji drogiej marki.Schowałem go do koperty.Zosia zrobiła parę kroków dalej i nagle pochyliła się nad paleniskiem, którego chyba od lat używa tutejsza młodzież.Po chwili przyniosła mido pokazania kartki papieru formatu bloku rysunkowego.Były trochę nadpalone.Przedstawiały widok na różne części twierdzy.Widać było, że rysownik, podejrzewałem, iżbył to człowiek z rudym psem, wyrysował wszystkie bastiony i podpisał: Ludwig, Leopold,Hermann, Schwere, Recht i Licht.Serce zabiło mi żywiej.- Mamy trzecie B.L., biegiem do bastionu Zwiatło.Ale ze mnie ciołek.PrzecieżBelow używał niemieckich nazw - krzyczałem i popychałem Zosię.W oddali słychać było zbliżającą się burzę.Ja jednak gnałem jak mogłem najszybciej.Zastanawiałem się, kim jest facet z psem.Widać, że on też interesował się ta niezwykłąhistorią [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl