[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Jak to co? Nasz samochód!- Ochrzcił pan go tej nocy?- Nigdy nie miał chrztu, ale może przyjdzie pora.- zastanowiłem się.- Teraz nadrzekę marsz! Umyć buzię i ręce i meldować się na śniadanie.- Tak jest! - Helena pobiegła na brzeg Zbrucza.Jadłem powoli przyglądając się, jak moja towarzyszka pałaszuje świeży chleb.- Jakie mamy plany na dziś? - dopytywała się Helena, gdy skórką chleba wytarłaresztki jajek z talerza i na koniec oblizała palce.- Penetracja tajemniczych podziemi zamku w Skale Podolskiej i odwiedziny w groznejtwierdzy kamienieckiej - oznajmiłem.- Tyle chyba wystarczy?Na wspomnieniu o Kamieńcu Helena posmutniała.W końcu tam mieszkała jej rodzinai bała się, że przedwcześnie spotka kogoś bliskiego.- Nie bój się, załatwimy to dyskretnie - powiedziałem, opierając dłoń na małejwalizeczce, którą przezornie położyłem koło siebie.- Co tam jest? Czapki niewidki?- Coś lepszego! Kobieta zmienną jest!Nacisnąłem zamek neseseru i jedna połowa odskoczyła z trzaskiem ukazujączawartość.Helena przyjrzała się skarbom i parsknęła śmiechem.Po chwili tarzała się potrawie ściskając brzuch.- Mam to założyć? - zaśmiewała się.- Oczywiście - skinąłem głową z udawaną powagą.W walizeczce woziłem nasz operacyjny zestaw do charakteryzacji.Niestety, miałemtylko męskie akcesoria: wąsy, brody, okulary, włosy krótkie i długie.W każdej chwili mogłemprzemienić się w awangardowego kompozytora z rozwichrzoną czupryną, wielką brodą iwąsami a la Franciszek Józef.Przyznam, że rzadko korzystałem z tych gadżetów, ale dziękinim mogliśmy zmienić Helenę w młodego chłopca.Przy zgodnych salwach śmiechu i zapewne zdziwionych spojrzeniach mieszkańcówwsi Helena stała się brunetem z wąsikiem, bródką i okularami.Pozostało nam jeszczezamaskować pudrem dziury w uszach po kolczykach.Potem wspięliśmy się do wsi, skądnajłatwiej było przejść na zamek w Skale Podolskiej, położony na wysokim tarasie skalnymnad Zbruczem.Forteca wyglądała na zbudowaną na początku XVI wieku, chociaż dostrzegałemfragmenty przebudowane w XVII i XVIII stuleciu.Dotyczyło to zwłaszcza resztek pałacu.Cała budowla była z kamienia.Na pierwszy plan, przed fortyfikacje, była wysunięta basztaprochowa, trzypiętrowa, z koroną i strzelnicami przystosowanymi do prowadzenia ognia zbroni palnej.Od strony dawnego majdanu zauważyłem wejście do piwnic zawalonychgruzem.Skierowaliśmy się z Heleną w stronę pałacu.Musieliśmy przejść pięćdziesiąt metrówpo trawiastej łące wystrzyżonej przez hodowane we wsi owce.- Będę musiał ci wymyślić męskie imię - zażartowałem.- Czemu?- Jak sobie wyobrażasz, że będę mówił per Heleno do wąsatego i brodategomłodzieńca? Jak chciałabyś mieć na imię?- Jan, jak Skrzetuski - odpowiedziała po chwili Helena.Zbliżyliśmy się do prostych, prostokątnych okien i drzwi pałacu.Niewiele zostało z jego wspaniałości z czasów, gdy w 1621 roku zatrzymał się tuStanisław Lubomirski.- Podziemia - Helena wskazała na prawo.- Najpierw obejrzyjmy to, co było nad ziemią - powiedziałem.Przeszliśmy przez pałac z czytelnym układem pomieszczeń, lecz pozbawionymgórnych kondygnacji, i znalezliśmy się na jego tyłach, na dziedzińcu najstarszej częścifortecy.Niestety, do dziś ocalały tylko resztki baszty i pojedyncze fragmenty murów.Wjednym miejscu mogliśmy obejrzeć kazamatę.Stojąc na maleńkim pagórku skrywającym zapewne stos kamieni, zapatrzyłem się naZbrucz i jego drugi brzeg, na który ponad sto lat temu próbował dostać się Franciszek Batura.- Kiedyś czytałam, że po drugiej stronie w okolicach wsi Gukiw był folwark, gdziejeszcze na początku XX wieku znajdowano mogiły, podobno pamiątki po kozackim taborze zczasów najazdów tatarskich - powiedziała Helena.- Pamiętam też, że do czasów drugiejwojny światowej Zbrucz był rzeką graniczną.Myślę, że jeżeli za czasów rozbiorów i potemZbrucz wyznaczał granicę, to w miejscu przeprawy istniały posterunki wojskowe.Możetrzeba by popytać wśród miejscowych, którzy pamiętają stare czasy, gdzie chodziły patrole iktórędy płynęli przemytnicy.- Oto masz okazję porozmawiać z tubylcem - odwróciłem się w stronę człowiekaprzygarbionego starością, połamanego reumatyzmem, z twarzą pomarszczoną jak skórarodzynków.- Bądzcie pozdrowieni! - przywitał nas jak apostołów.- Dzień dobry! - odpowiedzieliśmy.- Panowie z Polski?Uśmiechnąłem się w duchu, że charakteryzacja Heleny była tak dobra.- Tak - przyznałem.- Chcecie odkupić zamek?- Nie, odwiedzamy miejsca, gdzie przed laty był pewien człowiek i chciał dostać się dozaboru rosyjskiego.- Bolszewik? - staruszek przybrał grozną minę.- Nie - zaśmiałem się.- Raczej awanturnik, szukał skarbu.- Tutaj skarbów nie ma - starzec wskazał na zamek.- Każde wojsko, co tędyprzechodziło, to go plądrowało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|