[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Po prawej stronie walały się kawałki drewna, jak gdyby jeden stos się rozsypał.Deakin zatrzymał na nich czujny wzrok.Zmarszczył nos i zlustrował podłogę.Nachylił się, sięgnął za kilka szczap i wyprostował się z butelką w ręku.- Tequila - wyjaśnił.-- Śmierdział nią jak diabli, całe ubranie miał zalane.- Spojrzał z niedowierzaniem na Banlona.- A pan nic o tym nie wiedział?- Właśnie miałem zapytać o to samo - wtrącił Pearce.Jego mina i głos nie wróżyły nic dobrego.- Jak Boga kocham, szeryfie, ja nie mam węchu.każdy to panu powie.- Banlon kurczył się w takim tempie, że było tylko kwestią czasu, kiedy zniknie na dobre.- Jacksona poznałem dopiero w Ogden i nie wiedziałem, że pije.- Teraz już wiecie - odezwał się Claremont, który właśnie wszedł do kabiny.- Wszyscy wiemy.Szkoda tego Jacksona.A co do was, Banlon, od tej pory obowiązuje was rygor wojskowy.Jeśli jeszcze raz zajrzycie do butellci, to skończycie w celi w Forcie Humboldta, a ja osobiście dopilnuję, żeby was wyrzucili z Union Pacific.Banlon bez przekonania próbował udawać skrzywdzoną niewinność.- Ja nigdy nie piję na służbie, pułkowniku.- Piliście wczoraj na stacji w Reese City.- Ale kiedy prowadzę pociąg.- Dość! Ma pan jakieś pytania, szeryfie?- Żadnych, pułkowniku.Wszystko jasne jak słońce.- Świetnie.- Claremont znów zwrócił się do maszynisty: - Bellew przyśle wam któregoś z żołnierzy na miejsce palacza.- Odprawił go ruchem ręki i skierował się do wyjścia.- Jeszcze dwie sprawy, pułkowniku - rzucił Banlon pośpiesznie.Claremont zatrzymał się.- jak pan widzi, opał się kończy, a ze trzy kilometry stąd jest skład.- W porządku.Odkomenderuję kilku ludzi do ładowania.Jeszcze coś?- Ledwie się trzymam na nogach, pułkowniku.A do tego ta historia z Jacksonem.Gdyby tak Devlin, to znaczy hamulcowy, mógł mnie zmienić za parę godzin.- Załatwione.Żołnierz w kawaleryjskiej czapce z daszkiem wyjrzał przez boczne okienko lokomotywy, usiłując przebić wzrokiem gęsto padający śnieg.- Chyba zbliżamy się do składu drewna - poinformował Banlona.Maszynista podszedł do niego, też wyjrzał na zewnątrz i skinął głową.Wrócił na swoje stanowisko i zatrzymał pociąg tak, by lokomotywa i tender stanęły dokładnie przed otwartym barakiem o trzech ścianach, w którym zmagazynowano porąbane drewno.- Sprowadź ludzi do ładowania - polecił.W ciągu paru sekund stawiło się ponad dziesięciu żołnierzy.Wszyscy byli wyraźnie markotni.Odnosiło się wrażenie, że mając wybór, woleliby zmagać się z dwukrotnie liczniejszą od siebie bandą Indian niż z czekającą ich pracą.Ten brak zapału był zresztą całkowicie zrozumiały - mimo iż dochodziło południe, niebo tylko tak ciemne, a gnany wichrem śnieg tak gęsty, że widoczność nie przekraczała metra.Mróz wzmagał się z każdą chwilą.Drżąc z zimna i przytupując, żołnierze stali w szeregu, tyłem do szalejącej zamieci, i podawali sobie drewno z rąk do rąk od składu do tendra.Uwijali się jak w ukropie - nie trzeba im było przypominać, że im szybciej skończą, tym szybciej wrócą do względnie ciepłych wagonów.Tymczasem po drugiej stronie pociągu jakaś niewyraźna postać przemknęła się wzdłuż torów i wskoczyła na przedni pomost wagonu z prowiantem.Drzwi były zamknięte.Człowiek w wojskowym płaszczu i kawaleryjskiej czapce z daszkiem pochylił się, obejrzał zamek i wyciągnął pęk ciężkich kluczy.Wybrał jeden z nich i włożył go do zamka.Drzwi otworzyły się natychmiast i równie szybko zamknęły za intruzem.Trzasnęła zapałka, zamigotała i rozbłysła mała lampka naftowa.Deakin strząsnął śnieg z płaszcza, który dostał od O'Briena, i rozejrzał się.Tył wagonu, po obu stronach przejścia, zajmowały trzydzieści dwie trumny, ustawione na prowizorycznych stojakach w dwóch szeregach, po cztery jedna na drugiej.Sztuka w sztukę były identyczne - najwyraźniej wytwórca trumien dla wojska uważał, że wszyscy kawalerzyści są tego samego wzrostu, budowy i wagi.Pozostałą część wagonu przeznaczono na różnorakie zapasy.Z prawej strony starannie ułożono worki i skrzynie z żywnością.Po lewej zgromadzono okute mosiądzem skrzynki z impregnowanego drewna, które zajmowały stosunkowo niewiele miejsca, oraz niezidentyfikowane przedmioty nakryte brezentem.Na skrzyniach widniały napisy: ZAOPATRZENIE KORPUSU MEDYCZNEGO ARMII STANÓW ZJEDNOCZONYCH
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|