[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Pięć minut później Harlow wszedł do kawiarni i usiadł przy wolnymstoliku, skąd miał widok na drzwi.Podeszła do niego młoda, ładnakelnerka, otworzyła szeroko oczy i uśmiechnęła się uroczo.W Europieniewielu młodych ludzi obojga płci nie potrafiłoby rozpoznać tego męż-czyzny na pierwszy rzut oka.Harlow też się uśmiechnął.- Proszę tonik z wodą.Otworzyła oczy jeszcze szerzej.- Słucham.?- Tonik z wodą.Kelnerka, która w mgnieniu oka zrewidowała swoją opinię o mist-rzach świata kierownicy, przyniosła napój.Harlow popijał z przerwami,spoglądając na drzwi wejściowe.Zmarszczył brwi, gdy do kawiarniweszła wyraźnie przestraszona Mary.Natychmiast dostrzegła Harlowa,pokuśtykała ku niemu i usiadła przy jego stoliku.- Witaj, Johnny - powiedziała głosem kogoś, kto nie jest pewny,jakiego dozna przyjęcia.- Szczerze mówiąc, spodziewałem się kogo innego.- Co?- Spodziewałem się kogo innego.- Nie rozumiem.Kogo.- Nieważne - burknął.Jego ton był równie szorstki, jak słowa.- Kto cię tu wysłał na przeszpiegi?szpiegować cię Patrzyła na niego- Na przeszpiegi ? , ale na jejtwarzy malowało się niedowierzanie; najwyraźniej nic z tego nierozumiała.- O co ci chodzi.Harlow był nieprzejednany.- Wiesz chyba, co znaczy słowo "szpiegować"?- Och, Johnny! - W jej wielkich brązowych oczach odbijała się tasama uraza, co w głosie.- Wiesz, że nigdy bym cię nie szpiegowała.Jestem ci winien przeprosiny.- Więc skąd się tu wzięłaś?zapytał Harlow nieco łagodniejszym tonem.- Nie cieszysz się, że przyszłam?- To nie ma nic do rzeczy.Co tu robisz?- Ja.ja tylko przechodziłam i.39-I zobaczyłaś mnie, i weszłaś.- Gwałtownie odsunął krzesłoi wstał.- Zaczekaj tu.Podszedł do drzwi wejściowych, zerknął na nie i wyszedł na ze-wnątrz.Odwrócił głowę i przez kilka sekund spoglądał w kierunku,z którego przyszedł, a potem w przeciwną stronę.Jednak prawdziwymobiektem jego zainteresowania były drzwi dokładnie po przeciwnejstronie ulicy.Stała w nich jakaś postać, głęboko wsunięta we wnękę.Napozór jej nie dostrzegając, Harlow wrócił do kawiarni, zamknął za sobądrzwi i usiadł przy stoliku.- Niezła rzecz, taki rentgen w oczach - powiedział.- Całe oknazaparowane, a ty mnie zobaczyłaś siedzącego w środku.- No dobrze, Johnny.- W jej głosie zabrzmiało znużenie.- Szłamza tobą.Martwię się, strasznie się martwię.- Kto się nie martwi? Powinnaś mnie czasem zobaczyć na torze.-Zamilkł na chwilę, po czym spytał na pozór bez związku: - Czy kiedywychodziłaś, Rory był w hotelu?Zamrugała ze zdziwieniem.- Tak, był tam.Widziałam go tuż przed wyjściem.A on ciebie widział?- Śmieszne pytanie.- Bo jestem śmieszny facet.Spytaj pierwszego lepszego na torach.Widział cię?- No.tak.Chyba tak.Dlaczego.dlaczego interesujesz się Ro-rym?- Nie chciałbym, żeby mały za granicą sam wychodził po nocy i sięprzeziębił.albo dostał po głowie.- Harlow przerwał, zastanawiającsię nad tym, co powiedział.- Chociaż to wcale niezły pomysł.- Och, przestań, Johnny! Przestań! Wiem, wiem, że on cię nie znosi,nie odzywa się do ciebie, odkąd.odkąd.- Odkąd cię okaleczyłem.- O Boże jedyny! - Jej zrozpaczona twarz nie kłamała.- Rory jestmoim bratem, johnny, ale on to nie ja.Co ja mogę na to poradzić,skoro.słuchaj, on czuje do ciebie urazę, ale czy nie możesz mu tegozapomnieć? jesteś najbardziej uprzejmym człowiekiem pod słońcem,Johnny.- Uprzejmość nie popłaca, Mary.- Ale i tak jesteś taki.Wiem o tym.Nie możesz mu tego zapomnieć?Nie możesz mu wybaczyć? Jesteś na to dość wielki, więcej niż wielki.A on to przecież jeszcze chłopiec.Ty jesteś mężczyzną.W czym on cimoże zagrażać? Jaką krzywdę może ci wyrządzić?40- Szkoda, że nie widziałaś, jaką krzywdę może wyrządzić dziesię-ciolatek w Wietnamie, jeśli dostanie do rąk karabin.Odsunęła krzesło.Łzy w jej oczach kontrastowały z bezbarwnymgłosem.- Wybacz mi, proszę - powiedziała.- Nie powinnam ci była prze-szkadzać.Dobranoc, Johnny.Delikatnie położył dłoń na jej nadgarstku.Nie starała się oswobodzićręki, siedziała jedynie ze zmartwiałą, zrozpaczoną twarzą.- Nie odchodź - powiedział.- Chciałem się tylko upewnić.- Że co?- Teraz to już bez znaczenia.Zapomnijmy o Rorym.Pomówmy le-piej o tobie.- Przywołał kelnerkę.- jeszcze raz to samo.Mary spojrzała na świeżo napełnioną szklankę.- Co to jest? Dżin? Wódka?- Tonik z wodą.- Och, Johnny!- Może łaskawie skończysz z tym "och, Johrmy.- Trudno powiedzieć, czy irytacja w jego głosie była prawdziwa, czy nie.- Nowięc tak.Twierdzisz, że się martwisz.jak gdybyś musiała o tymkomukolwiek mówić, a tym bardziej mnie.Pozwól, że odgadnę twojetroski, Mary.Powiedziałbym, że jest ich pięć: Rory, ty, twój tata,twoja mama i ja.- Chciała się odezwać, lecz uciszył ją.- Możeszzapomnieć o Rorym i jego niechęci do mnie.Za miesiąc będzie touważał za koszmarny sen.Teraz ty.i nie zaprzeczaj, że nie martwiszsię o nasze, nazwijmy to, stosunki.One też się poprawią, ale to wy-maga czasu.Zostaje jeszcze twój tata, twoja mama, no i znów ja.Mam rację?- Już od dawna nie rozmawiałeś ze mną w ten sposób.- Czyli że mam rację?Potaknęła głową w milczeniu.- A więc twój tata.Wiem, że wygląda nie najlepiej, że stracił nawadze.Przypuszczam, że martwi się o twoją matkę i o mnie, w takiejwłaśnie kolejności.-Moja matka.- wyszeptała.- Skąd się o niej dowiedziałeś?Oprócz mnie i taty nikt o tym nie wie.- Podejrzewam, że Alexis Dunnet może coś wiedzieć, oni są bardzozaprzyjaźnieni, ale nie jestem tego pewien.Natomiast mnie twój tatapowiedział o tym dwa miesiące temu.Wiem, że mi ufał, wtedy gdyjeszcze byliśmy na stopie przyjacielskiej.- Proszę cię, Johnny.41- No, to już chyba lepiej niż "och, Johrmy".Pomimo tego, co sięostatnio wydarzyło, wierzę, że twój ojciec wciąż mi ufa.Obiecaj, że munic nie powiesz, ponieważ dałem słowo, że nikomu tego nie zdradzę.Obiecujesz?- Obiecuję.- Przez ostatnie dwa miesiące twój ojciec był niezbyt komunika-tywny.To zrozumiałe.Nie wydaje mi się zresztą, żebym w mojej sy-tuacji miał prawo go pytać.Brak postępów, brak śladów, brak wia-domości, odkąd trzy miesiące temu wyszła z waszego domu w Mar-sylii?- Nic.Zupełnie nic.- Nie wyłamywała palców, ale to tylko dlatego,że nie miała tego nawyku.- A zwykle dzwoniła do nas codziennie,kiedy nie byliśmy razem, pisała co tydzień, a teraz my.- A twój ojciec wyczerpał już wszystkie możliwości?- Tata jest milionerem.Nie sądzisz chyba, że mógłby nie zrobićwszystkiego, co tylko możliwe?- Tak właśnie myślałem.No więc jesteś zmartwiona.A co ja mogęzrobić?Mary szybko zabębniła palcami po blacie stołu i spojrzała na niego.Oczy miała pełne łez.- Mógłbyś mu zdjąć z głowy drugi poważny problem.- Mówisz o mnie?Mary skinęła głową.Dokładnie w tej samej chwili MacAlpine nader aktywnie zajmowałsię swoim drugim poważnym problemem.W towarzystwie Dunneta stałprzed drzwiami pokoju hotelowego, wkładając klucz do zamka.Dunnetrozejrzał się z obawą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|