[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Zimny front wdarł się w ciepłe powietrze i ta kombinacja spowodowała niezwykle silną burzę z piorunami.Strugi deszczu wypełniły wszystkie zagłębienia terenu, gdzie łączyły się w potoki, przelewały przez skały i wpadały do strumieni, przepełniając je z dziką szybkością.Nabierając rozmachu, wzburzone wody, wspierane przez nieustające potoki deszczu, pędziły w dół ze stromych gór, wytryskiwały ponad przeszkodami, wpadały do sąsiadujących rzek, łącząc się razem w ściany szalonej, niszczącej potęgi.Kiedy rwąca powódź dotarła do zielonej doliny, buchnęła ponad wodospadem i z żarłocznym wyciem pochłonęła całą dolinę.Ale ta pokryta bujną zielenią depresja gruntu kryła dla spienionych wód niespodziankę.W owej erze rozległe ruchy ziemi piętrzyły teren, podnosząc poziom małego śródlądowego morza na południu i otwierając przejścia do większego morza dalej na południe.W ostatnich dziesięcioleciach takie wypiętrzenie zamknęło dolinę, tworząc płytki basen, małe jezioro zamknięte naturalną tamą.Kilka lat potem przebił się odpływ i wydrenował mały rezerwuar wody, pozostawiając za sobą dość wilgoci na zadrzewioną dolinę pośrodku suchych stepów.Drugie obsunięcie ziemi, dalej z biegiem rzeki, znowu zamknęło odpływ, zatrzymując szalejące wody w dolinie i powodując wsteczny prąd.Jondalar myślał, że scena, na jaką patrzy, musi pochodzić z koszmaru sennego.Trudno mu było wierzyć w to, co widzi.Cała dolina była dzikim, wzburzonym, oszalałym kłębowiskiem wody, błota i kamieni, przewalającym się tam i z powrotem, wyrywającym krzaki i całe drzewa z korzeniami i rozbijającym je na drzazgi.Żadne żywe stworzenie nie mogło przeżyć w takim miejscu.Wzdrygnął się na myśl, co by się stało, gdyby Ayla się nie zbudziła i nie nalegała na opuszczenie doliny.Wątpił, czy udałoby im się uciec bez pomocy koni.Rozejrzał się; oba stały ze spuszczonymi łbami, rozstawionymi nogami i wyglądały na całkowicie wyczerpane.Wilk stał koło Ayli i kiedy zobaczył, że Jondalar patrzy na niego, podniósł łeb i zawył.Przez głowę mężczyzny przeleciała myśl, że wilcze wycie zakłóciło jego sen tuż przedtem, nim obudziła się Ayla.Uderzył kolejny piorun; na dźwięk grzmotu Ayla zadrżała gwałtownie w ramionach Jondalara.Niebezpieczeństwo jeszcze nie minęło.Byli przemoczeni i przemarznięci, wszystko ociekało wodą.Pośrodku otwartej równiny, w czasie burzy z piorunami, nie mieli pojęcia, gdzie szukać schronienia.ROZDZIAŁ 8Wysoka sosna, w którą uderzył piorun, paliła się, ale gorąca żywica, która podsycała ogień, musiała walczyć z ulewnym deszczem i trzaskające płomienie dawały mało światła.Było go jednak wystarczająco, by oświetlić ogólne zarysy najbliższego otoczenia.Na otwartej równinie niewiele było miejsc, które dałyby schronienie, poza kilkoma niskimi krzakami, rosnącymi obok przepełnionego wodą parowu, zwykle suchego przez większą część roku.Ayla wpatrywała się w ciemność doliny, jakby zaczarował ją obraz, który tam widziała.Kiedy tak stali, deszcz znowu przybrał na sile, zalewał ich wodą, wdzierał się pod przemoczone ubranie i wygrał wreszcie walkę z płomieniami palącego się drzewa.- Chodź, Aylo - powiedział Jondalar.- Musimy się gdzieś schronić przed deszczem.Jesteś przemarznięta.Oboje jesteśmy przemarznięci i mokrzy.Wpatrywała się jeszcze przez chwilę i wstrząsnął nią dreszcz.- Byliśmy tam na dole.- Podniosła na niego oczy.- Jondalarze, zginęlibyśmy, gdyby nas tam złapało.- Ale wydostaliśmy się w porę.A teraz potrzebujemy schronienia.Jeśli nie znajdziemy miejsca, w którym można się ogrzać, nie będzie miało znaczenia, że uciekliśmy z doliny.Wziął wodze Zawodnika i zaczął iść w kierunku krzaków.Ayla dała znak Whinney i poszła za nim z Wilkiem przy nodze.Kiedy doszli do parowu, zobaczyli, że na stepie, nieco dalej od doliny, niskie krzaki przechodziły w gęstą kępę wyższych zarośli, niemal niskich drzew, i poszli ku nim.Przedzierali się ku środkowi kępy przez gęsto rosnącą łozinę.Ziemia wokół wąskich, wielołodygowych krzaków srebrzysto-zielonej wierzby była mokra i deszcz nadal przeciekał przez zasłonę z wąskich liści, ale już nie tak mocno.Oczyścili z łodyg małą przestrzeń pod krzakami i zdjęli kosze z koni.Jondalar wyciągnął ciężki kłąb przemoczonego namiotu i strzepnął skóry.Ayla chwyciła pale i rozstawiła je w koło wewnątrz tego naturalnego szałasu z krzaków, a potem pomogła rozpiąć na nich skóry namiotu, nadal przywiązane do płachty podłogowej.Było to zrobione byle jak, ale teraz chcieli tylko ukryć się przed deszczem.Wnieśli kosze i inne rzeczy do tego tymczasowego schronienia, narwali liści z drzew, żeby wymościć mokry grunt, i rozpostarli swoje wilgotne śpiwory.Zdjęli zewnętrzne okrycia, razem wyżęli wodę z przemoczonych skór i zawiesili je na gałęziach.Wreszcie, dygocząc z zimna, położyli się blisko siebie i okryli futrami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|