[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz on stwór, mijaj¹c oto figurê u rozdro¿a, przyklêkn¹³ na jedno kolano, ¿egna siê raz i dru-gi.Z nieufnoSci¹ ogl¹da³ siê mnich na kamienn¹ postaæ Jezusa-za-murem, Wiêc nie darmo chcie-li dominikanie zburzyæ tê figurê, ¿e kacerska: pogañskim kszta³tem zdzia³ana.I z³o a czaryna rozstaje przynêca.A tamten cap tymczasem popêdzaj¹c trzodê swoj¹, przygrywa sobie na fletni pasterskiej.St¹palekko na kopytkach, ko³ysze w chodzie zad t³usty.I dmie w dwoiste piszcza³ki swoje.Gra ci-cho - rzekniesz, g³osem tego strumienia, który na nurcie skrêtu w dwa zabe³tania dwoist¹ nut¹98 ci¹gle siê swarzy.Na organach nocnej ciszy wygrywa siê wci¹¿ ta muzyka sprzeczna: gdy nutajedna szklanym g³osem jakby nimf swawol¹ pluska, ta druga - samego nurtu koniecznoSci¹bulgoce, pr¹dem rzek wartkich na kamieniach zagra, a pod dali zawiewem i morzem wielkimw przeczuciach swych szumi.Tak siê gêdzie pieSñ Pana u ka¿dego nurtu.Po dniu wielce s³o-necznym skoczniów murawianych bezliki bior¹ strumienia nuty na tysi¹cog³osowy chora³ swo-ich namiêtnoSci po nocach utêsknienia.Czyni siê wtedy muzyka zaklêta: mru¿¹ siê - bacz, graj¹!- gwiazdy na wy¿y.Rwiat ca³y za organy staje, na których wygrywa siê gêdxba têsknoty niebie-skiej - pod te chóry na ni¿y jak pod wielki spazm namiêtnoSci ziemskich.Dmie Panek w dwoiste fletnie obie nuty ¿ycia i wi¹¿e, wieczyScie sprzeczne, w swoich uro-ków harmonie.Kiedy niekiedy zawtórzy mu z oddali Arcypoeta sam w ¿aków chórze:Factus de materiacinis elementi,similis sum folio:de quo ludunt venti.I ten chora³u spazm:nunquam permanenti!.Idzie mnich na wêdrowanie dalekie za morze, ku Ziemi Rwiêtej.Nie z dobrawoli pielgrzymibrat i nie za pobo¿nych mySli przewodem.Wiod¹ go w Swiaty, ni te topielice w wody wiel-kie, one dwie: Sintgunt, wêdrownica goSciñców, i jej towarzysza Saga, wiele wiedz¹ca opo-wiadaczka.Gdy ryba³tów tabor w mg³awej poSwiacie dotar³ nad urwê goSciñca, w ³êku miêdzy boramii zak³êbieniem mar czySæcowych (zda³o siê mnichowi) zaroi³ siê tam, w górze - ksiê¿yc nieopiera³ siê o prze³êcz, nie zamyka³ przepaSci, lecz umniejszony kszta³tem i jaSniejszy barw¹,p³yn¹³ jak w chmurze w mglistej otoczy.W czym ledwie siê rozejrzawszy, daremnie mnich powieki przeciera³: ju¿ i Sladu nawet nieby³o po wagantach.Pochód ich ca³y run¹³ snadx na tamt¹ stronê: w przepaSæ Swiata i czasów - w³aSnie jak tenstr¹cony chór cz³owieczeñstwa!.Na mlecznej omgle wokó³ ksiê¿yca rysowa³a siê tylko cieniem rogata g³owa z piszcza³k¹ uwargi.I choæ tak wyogromnia³a kszta³tem, olbrzymieje wci¹¿ jeszcze, rozwiewa siê na wid-nokr¹g ca³y - wsi¹ka, rzekniesz, w Empireum samo.PrzedSwit to mo¿e rozsnuwa³ tak goñce ob³oków wokó³ póxnego ksiê¿yca.Na dalekim goSciñcu doganiaj¹ ju¿ oto mnicha pierwsze g³osy Switania z murów grodzkich.Pieje kur klasztorny jak co dnia przed Switem, odzywaj¹ mu siê ze wszystkich stron miasta teg³osy powszednie.Tam, w klasztorze, na d³ugo przed jutrzni¹ zrywaj¹ siê w tej chwili braciafranciszkanie, wszyscy zatrzepotani w ocknieniu radosnym, jak to Bo¿e ptactwo czujnoSci.Ka¿dym serca uderzeniem wraca³ mnich do klasztoru: przepaSæ dusz tu³aczych ujrza³ na wid-nokrêgu grodzkim.Dobry Pasterz podj¹³ na rozdro¿u owcê zb³¹kan¹, na bary j¹ wzi¹³ i odnosi przeorowi - w stro-nê grodu o Swicie id¹cy.WSród tych opa³Ã³w i perlistoSci cichego zaranka.Oto mury miasta otrz¹saj¹ ju¿ z siebie tuman nocy: do³em zatulone w bielej¹ce opary, powie¿ach i blankach ociekaj¹ ju¿ roSni¹ czerwieni¹.Gdy uroki têsknot ksiê¿ycowych zalega³y99 jeszcze nad duszami pierwsze g³osy Switu obwo³uj¹ zaprzañcom radosn¹ czujnoSæ dnia po-wszedniego - ju¿ oto kury wtóre piej¹ najwyraxniej: Christus natus est!.* * *Gdy u furty klasztornej ima³ siê brat krzy¿a ko³atki, stê¿a³a mu rêka.,,Szkatu³a twoja kwe-starska - gdzie?! I w czyich rêkach?.A za co oddana?K³od¹ zwis³o ramiê, odpad³e od krzy¿a.A i próg furty, gdy doñ czo³em przy leg³, odpychaprecz: Po coS tu siê zwlók³, mnichu? Rozw³Ã³czyæ chuci po klasztorze? Zam¹ciæ te Swiête ciszewziêtym w siebie zgie³kiem kobiecego ducha? On duch i najsurowsze mury samotnoSci po-kruszyæ zdo³a.Idx, idx, przeklêty, z mySl¹ o kobiecie w Swiata zgie³k! Za ¿onglerami Spiewajna kobiet czeSæ! za skoczkami po rynkach skacz! za goliardem KoScio³owi bluxñ! Oddaj ha-bit, oddaj sznur!.Rozpaczliwym zaciskiem ramion przygarnia mnich do piersi habit, sznur i ró¿aniec.I odst¹-piwszy od furty, j¹³ siê b³¹kaæ ko³o muru, d³oni¹ po nim wci¹¿ wodz¹c.Tak sczezn¹³, powia-daj¹, mnich niejeden wypêdzony z klasztoru, choæ go mi³osierdzie braci podkarmia³o u furtyz misy wystawianej dla psów zb³¹kanych.Wreszcie powali³ siê na klêczki gdzieS u wêg³a na zakrêcie muru.Tu bywa³ kres jego wêdrówek codziennych: tu przychodzi³ co ranka, zdobiæ kwiatami pod-nó¿e Tej oto, któr¹ pobo¿noSæ braci wystawi³a w kamieniu, by strzeg³a od z³ego granicy klasz-tornej.Oto kwiaty na po³y ju¿ zwiêd³e, które wczoraj o Swicie wychodz¹c, na kwestê z³o¿y³by³o u Jej stóp.Wszystkie Swiête i rycerskie panie nabiera³y pod pêdzlem brata cichoSci Jej kamiennego lica;karty przeorowej ksiêgi zaludnia³y siê jakby smuk³ymi siostrami Tej oto postaci; w z³oto, b³ê-kit i purpurê przystraja³ je pracowicie pêdzel mnicha.Jak¿e siê cieszy³ przeor ka¿d¹ tak¹pani¹ na karcie! Ka¿da mu by³a najpiêkniejsza, ¿e zawsze do Tej tu podobna.G³aska³ muwtedy g³owê pochylon¹ nad prac¹ i mawia³: Z najczystszego xród³a piêknoSci niebieskich pijesz, bracie £ukaszu, dary sztuki twej.Po-mnij na onego ¿aka, który siê ³aski tego cudu doprasza³: by ujrzeæ na w³asne oczy Przenaj-Swiêtsz¹ Pannê.¯e oSlepn¹æ musi, powiedziano mu, kto j¹ ujrzy za ¿ycia w glorii niebieskiej [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl