[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Należał do nielicznych ślepców, którzy palą.Kiedy czuł, że Bessie117 wkłada mu na głowę kapelusz, milkł natychmiast.Potem wstawał i wychodzili razem przezfurtkę.Opierał się ciężko na jej ramieniu.Podczas tych powolnych, uciążliwych spacerów miałosię wrażenie, że Bessie wlecze za pokutę brzemię tej bezkształtnej, wielkiej postaci.Zwykleprzechodzili od razu przez drogę (domki stały w polu blisko portu, jakieś dwieście jardów odkońca ulicy) i przez długi, długi czas było ich widać, jak wstępowali nieznacznie po drewnia-nych schodach, wiodących na szczyt grobli.A grobla ciągnęła się ze wschodu na zachód, za-słaniając Kanał, podobna do zaniedbanego kolejowego nasypu, po którym żaden wagon nietoczył się nigdy za ludzkiej pamięci.Gromadki krzepkich rybaków wyłaniały się na tle nieba,szły jakiś czas wzdłuż wału i zapadały się niespiesznie.Brunatne sieci, jak pajęczyny olbrzy-mich pająków, leżały na lichej trawie zbocza, a ludzie z miasta, stojąc u końca ulicy, rozpo-znawali oboje Carvilów po ich pełznącym, wolnym chodzie.Hagberd kręcił się bez celu na-około swych domków i podnosił głowę od czasu do czasu, aby się przekonać, jak tych dwojeradzi sobie na spacerze.Kapitan umieszczał wciąż ogłoszenia w niedzielnych pismach, poszukując Harry'egoHagberda.Objaśniał Bessie, że  te płachty czytane są wszędzie za granicą, aż po krańceświata.A jednocześnie zdawał się myśleć, iż jego syn jest w Anglii tak blisko Colebrook, żeoczywiście zjawi się  jutro.Bessie, nie przytakując mu wyraznie, tłumaczyła, że w takimrazie wydatki na ogłoszenia są zbyteczne; kapitan Hagberd postąpiłby lepiej, obracając te półkorony tygodniowo na własne potrzeby.Dodawała, że nie ma pojęcia, co kapitan jada.Jejargumenty wprawiały go w zakłopotanie i przygnębiały na jakiś czas. Wszyscy tak robią %mawiał.Cała kolumna poświęcona jest zawsze poszukiwaniu zaginionych krewnych.Przyno-sił gazetę i pokazywał jej.I on, i jego żona zamieszczali ogłoszenia latami, ale żona była ko-bietą niecierpliwą.Wieści z Colebrook przyszły akurat na drugi dzień po jej pogrzebie; gdybynie jej wielka niecierpliwość, byłaby tu z nimi i wiedziałaby, że ma przed sobą już tylko dzieńczekania.% Ty, kochanie, nie jesteś wcale niecierpliwa.% Czasem to brakuje mi z panem cierpliwości % odpowiadała.Choć poszukiwał jeszcze syna przez gazety, nie obiecywał już nagrody za informacje; zmętną świadomością spaczonego mózgu wpoił sobie niewzruszone przekonanie, że osiągnąłna tej drodze już wszystko, czego można się było spodziewać.Nic więcej nie mógł sobie ży-czyć.Chodziło właśnie o Colebrook, po cóż dowiadywać się jeszcze? Panna Carvil chwaliłakapitana za rozsądek i oddziaływała na niego kojąco, podzielając jego nadzieje, które się ob-róciły w złudzenia, współczując jego manii, która zasłoniła przed nim prawdę i rzeczywistość,zupełnie tak samo jak inna choroba zamknęła oczy tamtego starca w sąsiednim domku naświatło i piękno świata.Natomiast wszystko, co kapitan mógł sobie tłumaczyć jako zwątpienie % czy to zbytchłodne potakiwania Bessie, czy po prostu brak uwagi z jej strony, gdy snuł swoje plany do-mowego ogniska z odzyskanym synem i synową % wszystko to irytowało go do tego stopnia,że miotał się i ciskał, rzucając spode łba złe spojrzenia.Wbijał łopatę w ziemię i chodziłprzed nią tam i z powrotem.Panna Bessie nazywała to jego humorami.Groziła mu palcem.Kiedy po rozstaniu się w napadzie złości widział ją znowu, wypatrywał spod oka najlżejszejzachęty z jej strony, aby zbliżyć się do żelaznej bariery i nawiązać z powrotem ojcowskie iopiekuńcze stosunki.Mimo całej zażyłości, która trwała już od kilku lat, nie rozmawiali ze sobą nigdy nie prze-dzieleni barierą albo płotem.Opisywał jej wszystkie wspaniałości nagromadzone dla urzą-dzenia ich przyszłego domu, ale nie zaprosił jej ani razu, aby je obejrzała.%7ładne ludzkie okonie mogło na nich spocząć, póki Harry ich nie zobaczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl