[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Sypiał w oborze na sianie.Zresztą dobrze mu się tam spało, bo w oborze miał najlepszego przyjaciela, a był nim bawół.Chłopak głaskał go po kędzierzawym łbie, bawół trącał go ciepłym pyskiem i tak zasypiali obok siebie.Nie rozstawali się także w dzień.Sierota prowadził bawołu do pracy, ale nigdy nie zapomniał paść go na najbujniejszym pastwisku.Latem dawał mu odpocząć pod drzewem w cieniu, kiedy skwar południowy najbardziej dokuczał, a sarn przez ten czas odpędzał od przyjaciela bąki wachlarzem z liści.Zimą, kiedy pod drzewem hulał mroźny wiatr, chłopiec prowadził bawołu na odpoczynek w zaciszne miejsce między skałami.Nikt nie wiedział, jakie ten chłopiec ma imię, może go wcale nic posiadał? Więc nazywano go: Wolarz.Wolarz nie miał z kim rozmawiać, odzywał się tylko do bawołu i śpiewał mu piosenki.Opowiadał mu o wszystkim, co mu się przydarzyło, i co by chciał mieć, i gdzie by chciał być.Bawół jakby rozumiał, ale nie mógł mu odpowiadać i to chłopca martwiło.Tak mijał rok za rokiem.Kiedyś starszy brat zawołał Wolarza i powiada:— Jesteś już dorosłym mężczyzną.Czas, żebyś nareszcie osiadł na swoim.Chcę się z tobą podzielić ojcowizną.Dam ci bawołu i wóz na dwóch kołach, mnie wystarczy reszta gospodarki.Sam widzisz, że daję ci to, co najlepsze.Wolarz wcale tego nie widział, przeciwnie: widział, że brat zatrzymuje sobie dom z ogrodem i pole i mleczne bawolice.Ale nie kłócił się ze starszym, tylko pomyślał: “niechże tak będzie, przecież bawół to mój najlepszy przyjaciel i na nic innego bym go nie zamienił".Założył bawołu do wozu i ruszył w świat.Minęli wieś, przeszli przez ogromny, ciemny las.Za tym lasem były góry.Tam Wolarz się osiedlił.Rąbał drwa, zwoził je na targ w dolinę i zamieniał drwa na żywność.Po jakimś czasie wybudował sobie chatkę ze słomianym dachem i posiał przed nią parę grządek.Miał już teraz prawdziwy, własny dom z ogródkiem.Pewnej nocy, kiedy wracał z lasu prowadząc bawołu, usłyszał jakiś głos obok siebie.— Wolarzu, Wolarzu, Wolarzu!Kto to mógł się odzywać?Głos rozległ się po raz drugi — tuż, blisko.A nikogo nie było widać.Wtem Wolarz dostrzegł w świetle księżyca, że stary bawół otwiera i zamyka pysk.A więc to przyjaciel nareszcie przemówił! Wolarz tak się ucieszył, jakby mu podarowano coś najpiękniejszego.— Jutro o zmierzchu idź zboczem góry aż do przełęczy — powiedział bawół.— Po drugiej stronie przełęczy skręć na prawo.Zobaczysz las, a w dole jezioro.Zejdź nad wodę, tam będą pływały wróżki.Znajdziesz ich szaty porozrzucane na brzegu, poszukaj sukienki z różowego jedwabiu i zabierz ją.Ta wróżka, która cię poprosi, żebyś jej oddał sukienkę, zostanie twoją żoną.Nazajutrz po południu Wolarz poszedł zboczem góry, minął przełęcz i las, aż zaszedł nad jezioro.Słońce właśnie zachodziło i na błękitnej wodzie błyszczały drobne purpurowe zmarszczki jak łuski ryby.Wolarz schował się za krzakami i patrzył.W jeziorze pluskały się prześliczne wróżki.Wysunął się ostrożnie, odnalazł różową sukienkę i znowu się ukrył.Wróżki wyszły na brzeg.Jedna z nich zawołała:— Śpieszmy się! Jeżeli nasza babka zauważy, żeśmy uciekły z nieba na ziemię, to nie wiem, co nam zrobi.— Ach, gdzie moja sukienka? — martwiła się inna wróżeczka, biegając to tu, to tam nad brzegiem jeziora.— Oddajcie mi sukienkę!— Ja mam twoją sukienkę — zawołał Wolarz.— Nie bój się, piękna panienko.I rzucił jej szatkę.Wróżka się ubrała i usiadła obok Wolarza.Inne wróżki odleciały już dawno, ona jednak rozczesywała długie, czarne włosy i rozmawiali.Wolarz opowiedział jej o sobie i ona jemu o sobie.— Jesteśmy wnuczkami Bogini Zachodu — mówiła wróżka.— Nasza babka zapędza nas wciąż do przędzenia i tkania.' Chce mieć dużo, dużo różnobarwnego atłasu, przetykanego złotem i srebrem.Ja przędę i tkam najładniej, więc nazywają mnie Czarodziejską Prządką.Podniosła rękę i zatoczyła nią koło w powietrzu.— Widzisz, jak pięknie jest teraz, kiedy słońce zachodzi? — mówiła dalej.— To my utkałyśmy te wszystkie barwy, co świecą w górze.Trzeba tych barw wiele, żeby przystroić całe niebo i wciąż potrzebne są nowe, inne co dzień, co godzinę.Toteż babka nie daje nam spocząć.Z całego świata nie widzę nic więcej, tylko rąbki sunących po niebie obłoków przez wąskie okienko.Westchnęła.Spojrzała na Wolarza i zobaczyła w jego oczach współczucie.Opowiadała dalej:— Dzisiaj babcia usnęła po obiedzie.Skorzystałam z tego i namówiłam inne prządki, żebyśmy uciekły na ziemię.Chociaż na chwilkę.Tu u was tak ślicznie, tak zabawnie, tak przyjemnie.Wolarz powiedział nieśmiało:— Piękna panienko, oboje umiemy pracować, może byłoby nam dobrze razem.Czy chcesz, żebyśmy byli mężem i żoną?Wróżka pomyślała chwilę i zgodziła się.Odtąd Wolarz pracował w polu i w lesie, a wróżeczka przędła i tkała.Dobrze im się żyło.Urodził im się synek, potem córeczka.Wróżka opowiadała dzieciom śliczne bajki o niebieskich prządkach, o słońcu, księżycu i gwiazdach.— Ale ja wolę mieszkać z ludźmi — mówiła.— Wolę mieć was, moi kochani, i pracować z waszym ojcem, niż tkać atłasy uwięziona u babki.Tutaj strumyk szemrze tak słodko i wiatr szepcze pomiędzy liśćmi.Jednakże Czarodziejska Prządka wzdychała czasami ukradkiem.Bała się, co zrobi Bogini Zachodu, jeżeli odnajdzie jej kryjówkę.Ale z nikim o tym nie mówiła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|