[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Natchnienie przychodzi od ziemi, która ma przeszłość, historię, przyszłość — nie zaś od zimnych, niezmiennych niebios.Pisarz prozaik (bardziej jeszcze niż inni artyści) wypowiada się w swoim dziele.Jego sumienie, jego głębsze wyczucie rzeczy, prawa i bezprawia, określają jego postawę wobec świata.Zaiste, każdy, kto chwyta za pióro, aby pisać dla innych ludzi (z wyjątkiem moralizatorów, którzy na ogół nie mają innego sumienia prócz sumienia wypracowanego z trudem na użytek innych), może pisać tylko o sobie.Pan Anatol France, najwymowniejszy i najsprawiedliwszy spośród francuskich prozaików, twierdzi, iż ostatecznie musimy przyznać, że „jeśli nie starczy nam sił, aby milczeć, możemy mówić tylko o sobie”.Uwaga ta, jeśli dobrze pamiętam, została wypowiedziana podczas polemiki z nieżyjącym już Ferdynandem Brunetiere, polemiki na temat zasad i praw krytyki literackiej.Jak się należało spodziewać po człowieku, któremu zawdzięczamy pamiętne powiedzenie: „Dobrym krytykiem jest ten, który opowiada o przygodach swej duszy wśród arcydzieł” — pan Anatol France utrzymywał, że nie ma dla krytyka ani praw, ani zasad.To bardzo możliwe.Prawa, zasady i hasła co dzień umierają i nikną.Może teraz już wszystkie pomarły i znikły.W dzisiejszych czasach ludzie z większą niż kiedykolwiek odwagą i beztroską niszczą kopce graniczne, jednocześnie zaś zdolne umysły biedzą się nad wymyślaniem nowych drogowskazów, które, jak się pocieszam, wkrótce zostaną znów umieszczone na dawnych miejscach.Ale ważnym jest dla pisarza przeświadczenie o nieśmiertelności krytyki literackiej, ponieważ człowiek (określany tak rozmaicie) to przede wszystkim zwierzę krytyczne, i póki wybitni ludzie uważać będą krytykę literacką za teren wzniosłych przygód, poty będzie ona przemawiać do nas całym urokiem i mądrością barwnie opowiedzianych przeżyć.Szczególniej dla Anglików, bardziej niż dla wszystkich innych narodów na tej ziemi, zadanie — każde zadanie traktowane jako przygoda — ma urok romantyzmu.Ale na ogół krytycy przejawiają w małym stopniu zamiłowanie do przygód.Ponoszą ryzyko, oczywiście — bez tego żyć przecież nie można.Powszedni chleb jest nam wydzielany (dość skąpo) ze szczyptą soli.Gdyby nie to, znudziłoby się nam pożywienie, o które się modlimy, a to by było nie tylko niewłaściwe, ale i bezbożne.Od wszelkiego rodzaju bezbożności niech nas Bóg uchowa! Panowanie nad sobą uważane za ideał — wypływające z poczucia tego, co wypada, a może z nieśmiałości czy ostrożności, czy po prostu ze zmęczenia — doprowadza do tego niektórych pisarzy zajmujących się krytyką, że tłumią awanturniczość swego zawodu; wówczas krytyka staje się po prostu sprawozdaniem, jakby opowieścią o podróży, gdzie tylko odległość i geologia nowego kraju winny być uwzględnione; natomiast przelotny widok dziwnych zwierząt, niebezpieczeństwa — na ziemi i wodzie — z których się wyszło cudem, cierpienia podróżnika (o tak, cierpienia także! nie wątpię o cierpieniach) troskliwie są pominięte; nie ma wzmianki ani o cienistych zakątkach, ani o roślinach owocodajnych — tak iż całość wygląda tylko na popis zręczności wyćwiczonego pióra biegnącego przez pustkę.Okrutne widowisko — opłakana przygoda.„Życie — według nieśmiertelnych słów myśliciela sielskiego, że tak powiem, pochodzenia, myśliciela, którego imię stracone jest dla uwielbienia potomności — życie to nie tylko piwo i kręgle.” Ani też pisanie powieści.Naprawdę.Je vous donne ma parole d’honneur[13], że… nie… jest.Nie tylko to.Podkreślam te słowa z naciskiem, ponieważ pamiętam, jak przed kilku laty córka generała…Nagłe objawienia dotyczące świeckiego świata musiały być niekiedy udziałem pustelników w celach, średniowiecznych mnichów zamkniętych w klasztorze, samotnych mędrców, ludzi nauki, reformatorów; objawienia ukazujące płytkość ludzkich sądów, rażącą dla dusz pogrążonych w gorzkim trudzie zdobycia świętości albo wiedzy, albo, powiedzmy, wstrzemięźliwości, albo sztuki — choćby tylko sztuki sypania dowcipami lub gry na flecie.I tak też zjawiła się u mnie owa córka generała — a raczej jedna z jego córek.Było ich trzy, tych panien przedzielonych równymi odstępami wieku; zawładnęły sąsiednim folwarkiem i trzymały go zgodnie pod okupacją, w rygorze mniej lub więcej wojskowym.Najstarsza walczyła z upadkiem manier u wiejskich dzieci i urządzała frontowe ataki na wiejskie matki dla zdobycia łupu w postaci dygów.To wygląda na błahostkę, ale była to doprawdy walka dla idei.Druga harcowała po całej okolicy, wypuszczając się na zwiady; i ona to właśnie (ta, która nosiła wysokie kołnierzyki) dotarła z rekonesansem, aż do mego stołu.Przyszła właściwie w odwiedziny do mojej żony w przypływie łagodnej popołudniowej życzliwości, lecz ze zwykłą sobie wojskową energią wmaszerowała do mego pokoju, wymachując laską… ale nie, nie trzeba przesadzać.Nie jestem pisarzem humorystycznym.Tedy stwierdzam z całą powściągliwością, że trzymała w ręku laskę.Żaden rów ani też mur nie otaczał mej siedziby.Okno było otwarte; drzwi także były otwarte na oścież dla tego najlepszego przyjaciela mej pracy, ciepłego, cichego słońca z szerokich pól otaczających mnie zewsząd, nieskończenie życzliwych.Ale jeśli mam powiedzieć prawdę, nie wiedziałem już od tygodni, czy słońce świeci nad ziemią i czy gwiazdy na wysokości poruszają się wciąż po wyznaczonych im szlakach.Właśnie wtedy byłem pogrążony już od szeregu dni w ostatnich rozdziałach powieści Nostromo, historii o wymyślonym (lecz prawdziwym) morskim pobrzeżu.Jest to powieść, o której ludzie wspominają wciąż jeszcze, i to z życzliwością; czasem zaopatrują ją w epitet: „nieudana”, a czasem w epitet: „zdumiewająca”.Nie umiem się wypowiedzieć w kwestii owej sprzeczności.Tego rodzaju rozdźwięku usunąć nie można.Wiem tylko na pewno, że przez dwadzieścia miesięcy zaniedbywałem zwykłe radości życia, przypadające w udziale najskromniejszym na tej ziemi, i jak ów prorok z zamierzchłych czasów „walczyłem z Panem” o swoje dzieło, o przylądki wybrzeża, o mrok Zatoki Spokojnej, o blask na śniegach, o chmury na niebie i o dech życia, który trzeba było tchnąć w postacie mężczyzn i kobiet z rasy romańskiej i anglosaskiej, w Żydów i nie–Żydów.Może wyrażam się zbyt dosadnie, ale trudno określić inaczej głębię i natężenie wysiłku, w który umysł i wola, i sumienie wprzęgnięte są bez reszty, godzina za godziną, dzień za dniem, w oderwaniu od świata, w odcięciu od wszystkiego, co czyni życie pociągającym i łagodnym; jako porównanie dla tego stanu ducha nasuwa mi się w świecie materii tylko jedno: nieskończony, mroczny wysiłek przy okrążaniu zimą Przylądka Horn w zachodnim kierunku.Gdyż to jest również mocowanie się ludzi z potęgą ich Stworzyciela, wśród zupełnego odcięcia od świata, od przyjemnych i kojących stron życia; samotna walka w poczuciu druzgocącej nierówności sił, walka, dla której jedynym celem jest zyskanie na długości geograficznej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|