[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Parę niemieckich owczarków.Wie o dobermanie.Nawet o dogu.Nie uważa pan, że walczyłyby? Nie sądzi pan, że kilka mogłoby uciec?— Dobra — powiedział szybko Gordy, uprzedzając odpowiedź Bryce'a — więc może t o jest dość wielkie, żeby pokonać zwykłego złego psa.Dobra, wiemy też, że kule tego nie powstrzymają, że może nic go nie powstrzyma.Jest wielkie i silne.Ale, sir, coś wielkiego i silnego niekoniecznie da sobie radę z kotem.Koty są jak błyskawica.Trzeba coś naprawdę cholernie zwinnego, żeby mogło chapnąć każdego kota w mieście.— Naprawdę zwinnego i naprawdę szybkiego — zawtórowała Lisa.— No — potwierdził niespokojnie Bryce.— Coś naprawdę szybkiego.Jenny napoczęła właśnie kanapkę, kiedy szeryf Hammond siadł na krześle obok, kładąc talerzyk na kolanach.— Mogę się dołączyć?— Ależ proszę.— Tal Whitman opowiadał mi, że z pani bicz boży na nasz gang motocyklowy.Uśmiechnęła się.— Tal przesadza.— Ten człowiek nie umie przesadzać — powiedział szeryf.— Opowiem pani coś.Szesnaście miesięcy temu byłem przez trzy dni na konferencji w Chicago i kiedy wróciłem, Tal był pierwszą osobą, którą spotkałem.Zapytałem, czy zdarzyło się coś nadzwyczajnego, gdy mnie nie było, a on na to, że tylko drobne powszednie sprawy z pijanymi kierowcami, bójki w barach, kilka włamań, różne CIT-y.— Co to jest CIT? — zapytała Jenny.— Och, to po prostu zgłoszenie: kot-na-drzewie.— Policjanci naprawdę nie zajmują się kotami, co?— Uważa pani, że jesteśmy bez serca? — spytał, udając wielką urazę.— CIT-y? Żarty.Uśmiechnął się.Miał urzekający uśmiech.— Raz na kilka miesięcy zdejmujemy kota z drzewa.Ale CIT nie oznacza tylko kota na drzewie.To nasz skrót na określenie każdego zawracania głowy, które odrywa nas od poważniejszej pracy.— Ach.— W każdym razie, kiedy wróciłem wtedy z Chicago, Tal mi powiedział, że to były bardzo zwyczajne trzy dni.A potem, jakby po namyśle, mówi, że zdarzyła się próba napadu na sklep nocny.Tal wpadł tam wtedy jako zwykły klient, bez munduru.Ale glina nawet poza służbą jest obowiązany nosić przy sobie broń i Tal miał rewolwer w kaburze przy kostce.Powiada mi, że musiał zabić jednego z ban­dytów — facet miał broń.Nie muszę się zastanawiać, czy użycie broni było uzasadnione, czy nie.Było jak najbardziej uzasadnione.Kiedy zapytałem, czy jemu nic się nie stało, mówi: “Bryce.To naprawdę była bułka z masłem".Później dowiedziałem się, że ci dwaj bandyci zamierzali wystrzelać wszystkich.Zamiast tego Tal zastrzelił faceta z bronią — choć na ułamek sekundy wcześniej sam dostał w lewe ramię.Rana nie była poważna, ale krwawiła jak wszyscy diabli i musiała boleć jak cholera.Oczywiście nie widziałem opatrunku, bo Tal miał go pod koszulą i oczywiście nie uważał, że warto o nim wspominać.W każdym razie Tal jest w sklepie, krwawi na potęgę i wystrzelał całą amunicję.Drugi bandyta złapał za broń kolesia, okazuje się, że też jest już bez naboi i chce uciekać.Tal za nim i zaczyna się bójka z mordobiciem i maglowaniem po podłodze, od jednego końca sklepiku do drugiego.Facet dwa cale wyższy od Tala, dwadzieścia funtów cięższy i nie był ranny.A wie pani, co powiedział mi funkcjonariusz, który przyjechał ze wsparciem? Powiedział, że Tal siedział na ladzie przy kasie, popijał kawkę, którą dostał w podzięce, a kasjerka usiłowała zatamować mu upływ krwi.Jeden bandyta trup.Drugi leży nieprzytomny na grząskiej kupie batonów, cukierków i babeczek kokosowych.Wyglądało na to, że podczas walki przewrócili ladę z ciastkami, ze sto opakowań poleciało na podłogę i Tal z tamtym gościem stratowali prawie wszystkie.Lukier, pokruszone ciastka i pogniecione batony zaścielały całe jedno przejście.Szeryf zakończył opowieść i spojrzał wyczekująco na Jenny.— Och! I powiedział, że to było łatwe zatrzymanie — bułka z masłem.— No.Bułka z masłem.— Szeryf zaśmiał się.Jenny spojrzała na Tala Whitmana.Stał w kącie, jadł kanapkę i rozmawiał z funkcjonariuszem Broganem i Lisa.— Więc widzi pani — ciągnął szeryf — kiedy Tal mówi, że jest pani biczem bożym na Chromowego Demona, wiem, że nie przesadza.Przesada nie leży w jego naturze.Jenny z uznaniem potrząsnęła głową.133— Kiedy opowiadałam Talowi o spotkaniu z tym facetem, Ge-ne'em Terrem, słuchał tego jak relacji o superwyczynie.W porównaniu z tą jego “bułką z masłem", przeżyłam kłótnię z przedszkolnego ogródka.— Nie, nie — powiedział Hammond.— Tal wcale nie chciał pani schlebiać.Naprawdę myśli, że dokonała pani czegoś cholernie odważ­nego.Ja też tak myślę.Jeeter to wąż, doktor Paige.Z tych jadowitych.— Może pan mi mówić Jenny, jak pan chce.— No, Jenny-jak-pan-chce, możesz mi mówić Bryce.Miał najbardziej błękitne oczy, jakie w życiu widziała.A uśmiech rozjaśniał całą jego twarz.Jedząc, rozmawiali o głupstwach, jakby to był zwykły wieczór.Bryce posiadał imponującą umiejętność tworzenia swobodnej atmo­sfery, niezależnie od okoliczności.Wnosił pogodną aurę.Była mu wdzięczna za to spokojne interludium.Kiedy jednak skończyli jeść, skierował rozmowę na aktualną sytuację.— Znasz Snowfield lepiej ode mnie.Musimy znaleźć do tej operacji odpowiednią kwaterę główną.To miejsce jest za ciasne.Niezadługo będę miał jeszcze dziesięciu ludzi.I rano zespół Copper-fielda.— Ile osób sprowadzi?— Co najmniej kilkanaście.Może ze dwadzieścia.Potrzebuję kwatery, w której da się skoordynować wszystkie działania.Możemy utkwić tu na kilka dni, więc potrzeba pokoju, w którym ludzie po służbie mogliby się wyspać, i musimy zorganizować coś w rodzaju stołówki.— Jakiś hotel byłby najlepszy — powiedziała Jenny.— Może.Ale nie chcę, żeby ludzie spali dwójkami w osobnych pokojach.Zbyt łatwo byłoby ich dosięgnąć.Musimy stworzyć jedną salę sypialną.— To najlepiej będzie ci pasował Zajazd Na Wzgórzu, przecznica stąd.Po drugiej stronie ulicy.— Och, tak, rzeczywiście.Największy hotel w mieście, tak?— Taak.Ma duży hali.Służy zarazem za bar hotelowy.— Byłem tam raz czy dwa na drinku.Kiedy przestawimy meble w hallu, zrobi się dość miejsca do pracy dla wszystkich.— I jest duża restauracja z dwoma salami.Jedna może zostać stołówką.Zniesiemy materace z górnych pokoi i wykorzystamy drugą połowę jako sypialnię.— Rzućmy na to okiem.Jenny spojrzała na okna.Myślała o dziwnym stworzeniu obijającym się o szyby.W wyobraźni znów usłyszała miękkie, choć gorączkowe TOMPTOMPTOMPTOMPTOMP [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl