[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Z przywiezionych Karaibek jedną Hiszpan, a dwie inne Anglicy pojęli za żony.Ochrzczo-no je tymczasowo w nieobecności kapłana i nauczono pierwszych zasad religii chrześcijań-skiej.Były to kobiety pracowite, prędko nauczyły się gotować, prać i szyć odzież z koziejskóry, a osadnicy mieli z nich wielką pomoc.Tak upłynęły pierwsze dwa lata pobytu na wyspie.Gdyby nie tęsknota za ziemią rodzinnąi nie niegodziwość Atkinsa, wyspiarze byliby zadowoleni ze swojego losu.XLIINajazd Karaibów na wyspę.Dwie flotylle.Przygotowania dowalki.Potyczka i odparcie dzikich.Spalenie czółen.Powtórny na-pad.Wódz indyjski.Mężna Karaibka.Klęska.Zakończenie woj-ny.Przez cały ten czas dostrzegano wprawdzie odwiedziny Karaibów, lecz piekielne ich ucztynie zakłócały w niczym życia osady.Jednego atoli poranku dwaj Anglicy przybiegli przera-żeni, donosząc, że flotylla, złożona z ośmiu łodzi napełnionych dzikimi, przybiła do wyspyniedaleko od ich mieszkań.Na szczęście dostrzegli ją dość daleko na morzu, mogli więc ujśćbezpiecznie, zabrawszy żony i sprzęty.Natomiast Don Juan, zastępujący miejsce gubernatora, wysłał trzech Hiszpanów i jednegoAnglika na zwiady.Kozy zapędzono do gaju, otaczającego zamek, ponabijano działa i strzel-by, z niecierpliwością oczekując powrotu oddziału.Wkrótce powrócili wysłańcy nadzwyczaj zasmuceni, donosząc, że dzicy odkryli chaty An-glików i obrócili je w perzynę, po czym rozproszyli się w rozmaitych kierunkach snadz dla117wyszukania mieszkańców osady.Jakkolwiek liczba Karaibów do piędziesięciu wynosiła, Eu-ropejczycy nie obawiali się ich, mając dostateczny zapas broni i amunicji.Przez całą noc część osadników ubranych i uzbrojonych spoczywała, podczas gdy drugaodbywała straż.Don Juan spał na skale, od czasu do czasu wstając i spoglądając w stronę,gdzie dzicy obozowali.Las nie dozwalał ich widzieć, lecz jasna łuna świadczyła, że paliliogniska.Postępowania tego nie mogli sobie osadnicy wytłumaczyć.O wschodzie słońca wódz hiszpański wyszedł sam na zwiady w towarzystwie jednego zAnglików.Dotarłszy do końca lasu, ujrzeli obóz dzikich, którzy ani myśleli odpływać, alebyli zajęci pieczeniem patatów.Nie widać było pomiędzy nimi jeńców, przeznaczonych napożarcie, co niemało zadziwiło Don Juana.Przez cały dzień osadnicy mieli się na ostrożności,a gdy noc zapadła, wysłali ojca Piętaszka z poleceniem, aby wkradłszy się do obozu dzikich,mógł ich zamiary wybadać.Powrócił on nad ranem, dokonawszy pomyślnie swego posłan-nictwa.Dzicy przybyli na wyspę w celu wynalezienia jej mieszkańców, zabrania ich i pożar-cia.Kiedy bowiem ostatni raz wyprawiali tu swoją wojenną ucztę, jeden z nich dostrzegłchaty angielskie, lecz dopiero na morzu powiedział o tym innym.Wiadomość ta rozeszła się w całym pokoleniu, które postanowiło zrobić wyprawę.Dlategozaś jeszcze nie rozpoczynali kroków wojennych, że miały im lada chwila liczniejsze nadcią-gnąć posiłki.Jakoż na drugi dzień rano dostrzeżono ze strażnicy dwadzieścia jeden czółen, na którychznajdować się mogło około stu pięćdziesięciu Karaibów, tak iż cała potęga przenosiła dwie-ście głów.Wypadek ten niemało zmieszał osadników, gdyż niełatwo było pokonać tak prze-ważnego nieprzyjaciela, pomimo że był licho uzbrojony.Mieli oni łuki i strzały, dziryty i szerokie miecze z żelaznego drzewa.Siła osadników,dziesięć razy szczuplejsza, składała się z siedemnastu Hiszpanów, trzech Anglików, ojcaPiętaszka i trzech kobiet, które postanowiły walczyć obok mężów.W arsenale było 12 musz-kietów, 5 strzelb, trzy sztućce odebrane Anglikom, 5 par pistoletów, 2 halabardy, 3 szpady i 7pałaszy.Prócz tego osadzono cztery topory na długich drzewcach i rozdzielono siekiery po-między tych, którzy szabel nie mieli.Działo wielkie i trzy falkonety nabito kulami karabino-wymi.Zastęp europejski uszykował się na końcu lasku, otaczającego zamek.Na wzgórzu, gęstymkrzewem porosłym, ustawiono dwa falkonety jako artylerię, pod osłoną Atkinsa, ojca Piętasz-ka i czterech Hiszpanów.Dwunastu pozostałych i dwóch Anglików pod dowództwem DonJuana ukryło się poza urwiskami skał, w zaroślach u stóp wzgórza położonych.Na konieckobiety wdarły się na niedostępną opokę, uzbrojone w łuki i strzały, z którymi umiały się ob-chodzić.W ostatecznym razie postanowiono cofnąć się do zamku.Dzicy podzielili się na trzy oddziały: pierwszy, złożony z sześciu ludzi, szedł naprzód, jak-by na zwiady.Za tymi o sto kroków postępowało czterdziestu uzbrojonych w miecze i łuki,na koniec reszta, około 160 wynosząca, zamykała pochód półksiężycowym szeregiem.Wszy-scy z wolna posuwali się ku lasowi, snadz wyśledzili że poza nim ukrywali się mieszkańcywyspy.Europejczycy przepuścili straż przednią, nie zaczepiając jej wcale, lecz kiedy zastęp środ-kowy zbliżył się na pół strzału karabinowego, zagrzmiała potężna salwa spoza skał, a kilku-nastu dzikich powaliło się na ziemię.Przestrach nie do opisania ogarnął Karaibów.W mgnie-niu oka rozpierzchli się i znikli w gęstwinie leśnej.Osadnicy chcieli ich ścigać, lecz Don Juanna to nie pozwolił, lękając się, aby dzicy, ochłonąwszy z przestrachu, nie otoczyli ich w czy-stym polu, gdyż w takim razie musieliby ulec przeważającej sile Indian.Jakoż postępek ten był bardzo rozsądny, gdyż wkrótce dzicy wypadli z lasu, wydającokropne ryki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|