[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Nieraz się tam jeszcze podwiki za człowiekiem oglądają, co i wWarszawie w czasie elekcji bywało.Wołodyjowski świadek! Ale nic mi już po amorach i na przekór krwi gorącejchętnie ojcowskim sentymentem będę się kontentował.Nastało milczenie, jeno konie poczęły parskać silnie jeden za drugim na pomyślną dla podróżnych wróżbę. Zdrów! zdrów! odpowiadali jezdzcy.Noc była jasna.Księżyc coraz wyżej wypływał na niebo nabite migotliwymi gwiazdami i stawał się corazmniejszy, bledszy.Utrudzone bachmaty zwolniły kroku, a i jadących poczęło ogarniać znużenie.Wołodyjowskipierwszy wstrzymał konia. Czas by spocząć rzekł. Brzask już niedługo. Czas! powtórzył Zagłoba. Już mi się ze snu zdaje, że mój koń ma dwa łby.Jednakże przed odpoczynkiem Rzędzian pomyślał o wieczerzy; rozpalił więc ogień, a następnie zdjąwszy zkonia biesagi począł z nich wydobywać zapasy, w które się był u Burłaja w Jampolu jeszcze zaopatrzył, jako to:chleb z kukurydzy, zimne mięsiwa, bakalie i wino włoskie.Na widok dwóch worków skórzanych dobrze płynemwydętych, które wydawały odgłos bełkocący i słodki, pan Zagłoba zapomniał o śnie inni też chętnie zabrali się dojedzenia i jedli.Starczyło dla wszystkich obficie, a gdy mieli już dosyć, pan Zagłoba obtarł połą usta i rzekł: Do śmierci nie przestanę powtarzać: dziwne są sądy boże! Otoś jest wolna, moja mościa panno, a my,ucieszeni, siedzim sobie tutaj sub Jove i winko Burłaja popijamy.Nie powiem, żeby węgrzyn nie był lepszy, bo toskórą pachnie, ale w drodze i ono się przygodzi. Jednemu się nie mogę wydziwić rzekła Helena że Horpyna zgodziła się mnie wydać waćpanom tak łatwo.Pan Zagłoba począł spoglądać na Wołodyjowskiego, następnie na Rzędziana i mrugać mocno. Zgodziła się, bo musiała.Zresztą nie ma co ukrywać, bo nie wstyd, żeśmy ich oboje z Czeremisem zgładzili. Jak to? pytała z przestrachem kniaziówna. A toś nie słyszała wystrzałów? Słyszałam, alem myślała, że to Czeremis strzela. Nie Czeremis to był, ale ten tu pachołek, który na wylot czarownicę przestrzelił.Diabeł w nim siedzi, na tozgoda, ale nie mógł inaczej postąpić, bo czarownica, nie wiem, czy wietrząc coś, czy tak sobie z determinacji,naparła się jechać z nami.Trudnoż było na to pozwolić, bo zaraz by się obejrzała, że nie do Kijowa jedziemy.Ustrzelił ci ją tedy, ustrzelił, a ja tego Czeremisa zaciukałem.Prawdziwe to monstrum afrykańskie i myślę, że Bógmi tego za złe nie poczyta.Musi być i w piekle z niego powszechna abominacja.Przed samym odjazdem z jarupojechałem naprzód i poodciągałem ich trochę na stronę, żebyś się widoku trupów nie przelękła lub za zły omensobie tego nie poczytała.Na to kniaziówna: Za wiele ja już bliższych sobie nieżywymi w tych okropnych czasach widziałam, abym się miała bać widokuzamordowanych, ale przecie wolałabym krwi za sobą nie zostawiać, żeby nas Bóg za nią nie pokarał. Nie rycerska też to była sprawa rzekł szorstko Wołodyjowski do której nie chciałem ręki przyłożyć. Co tam, mój jegomość deliberować rzekł Rzędzian kiedy inaczej być nie mogło.%7łebyśmy to kogo dobregostarli, to jeszcze nie mówię, ale nieprzyjaciół Boga wolno, a ja to przecie sam widział, że ta czarownica z diabłamiw komitywę wchodziła.Nie tego mnie też żal! A czegoż to imć pan Rzędzian żałuje? pytała kniaziówna. Bo tam są zakopane pieniądze, o których mi Bohun powiedział, a waszmościowie tak pilili, że nie starczyłoczasu odkopać, choć miejsce koło młyna wiedziałem dobrze.Serce mi się też krajało, że trzeba było tyle dobrociwszelakiej w tamtej komnacie, co to w niej panna mieszkała, ostawić. Obacz no, jakiego będziesz miała sługę! mówił do kniaziówny Zagłoba. Z wyjątkiem swego pana, zsamego on by diabła skórę zdarł, żeby sobie kołnierz z niej uczynić. Da Bóg, nie będzie imć pan Rzędzian na moją niewdzięczność narzekał odpowiedziała Helena. Dziękuję pokornie jejmość pannie! rzekł całując ją w rękę pachołek.Przez ten czas Wołodyjowski siedział milczący, jeno wino z bukłaka popijał i marsem nadrabiał, aż to niezwykłemu milczenie zwróciło uwagę Zagłoby. A pan Michał rzekł ledwie kiedy jakie słowo puści. Tu stary zwrócił się do kniaziówny: Nie mówiłżemci, że mu twoja gładkość rozum i mowę odejmuje? Przespałbyś się waćpan lepiej przede dniem! odparł zmieszany mały rycerz i począł wąsikami i mocnoruszać, tak właśnie jak zając, gdy sobie chce dodać fantazji.Ale stary szlachcic miał słuszność.Nadzwyczajna piękność kniaziówny trzymała małego rycerza jakoby wciągłym odurzeniu.Patrzył na nią, patrzył, a w duchu się pytał: zali to może być, by taka po ziemi chodziła? Wieleon bowiem piękności w życiu widział piękna była panna Anna i panna Barbara Zbaraskie, urodziwa nad podziw iAnusia Borzobohata rzęsista była i panna %7łukówna, do której się Roztworowski zalecał, i WierszułłowaSkoropadzka, i Bohowitynianka, ale żadna z nich nie mogła się równać z tym cudnym kwiatem stepowym.Wobectamtych bywał pan Wołodyjowski i ochoczy, i mowny, a teraz, gdy spoglądał na te oczy aksamitne, słodkie amdlejące, na te jedwabne ich zasłony, których cień padał aż na jagody, na ten włos rozsypany, jakby kwiathiacyntowy, po ramionach i plecach, na strzelistość postaci, na pierś wypukłą i tchnieniem lekko kołysaną, od którejbiło ciepło lube, na te wszystkie białości liliowe i róże a maliny ust gdy na to wszystko spoglądał panWołodyjowski, wówczas po prostu języka w gębie zapominał i, co najgorsza, że się sobie wydawał niezgrabny,głupi, a zwłaszcza, mały, ale to tak mały, że aż śmieszny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|