[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Musi przejść przez obecne stadium rozwoju i na zawsze zostawić je za sobą, choćby miał zaryzykować nieodwołalną porażkę.Czy nie brzmi to równie nonsensownie, jak zalecenie, by łucznik trafiał, nie mierząc do celu -by zupełnie stracił z oczu cel i własny zamiar trafienia weń? Warto jednak pamiętać, że sztuka mistrzowskiego fechtunku, której istotę omawia Takuan, sprawdziła się w tysiącach starć.Rola nauczyciela na tym polega, aby - nie ukazując drogi jako takiej - pomóc uczniowi wyczuć szlak wiodący do celu, dostosowując jego tor do cech szczególnych ucznia.Zaczyna się wiec od nauki instynktownego unikania pchnięć, choćby całkiem niespodziewanych.W uroczej anegdocie D.T.Suzuki opowiada, jaką to nadzwyczaj oryginalną metodą posłużył się pewien nauczyciel, aby wywiązać się z tego bynajmniej nie łatwego zadania:„Japońscy mistrzowie fechtunku posługują się czasem metodami buddyzmu zen.Pewnego razu uczeń przyszedł do mistrza, aby ten nauczył go sztuki szermierczej.Mistrz, który żył w odosobnieniu w chacie pośród gór, podjął się zadania.Kazał uczniowi pomagać w zbieraniu drewna na opał, czerpaniu wody z pobliskiego strumienia, rąbaniu drew, rozpalaniu ognia, gotowaniu ryżu, zamiataniu chaty i ogrodu; ogólnie mówiąc, do obowiązków ucznia należało zajmowanie się domem, natomiast prawdziwych lekcji fechtunku ani techniki szermierczej nikt mu nie udzielał.Po pewnym czasie młodzieńca ogarnęło niezadowolenie: przecież nie przybył tu, żeby usługiwać starszemu panu; pragnął opanować sztukę szermierki.Toteż pewnego dnia zagadnął Mistrza, prosząc, by ten zaczął wreszcie go uczyć.Mistrz zgodził się.Skutek był taki, że młodzieniec przy żadnej pracy nie czuł się bezpieczny.Gdy wczesnym rankiem zaczynał gotować ryż, pojawiał się Mistrz i od tyłu grzmocił go kijem.Podczas zamiatania czuł, że z niewiadomej strony zagraża mu taki sam cios.Nie zaznał chwili spokoju - musiał nieustannie mieć się na baczności.Minęło kilka lat, nim nauczył się skutecznie unikać ciosów, z którejkolwiek zagrażałyby mu one strony.Lecz Mistrz wciąż jeszcze nie był z niego kontent.Zdarzyło się pewnego dnia, że Mistrz sam gotował sobie warzywa na ognisku.Uczeń postanowił skorzystać z tej sposobności.Podniósł wielki drąg, chcąc spuścić go na głowę Mistrza, który właśnie pochylał się nad garnkiem, żeby w nim zamieszać.Mistrz pokrywą garnka odparował cios, tym samym odsłaniając przed uczniem tajniki kunsztu, do których nie miał on dotychczas dostępu.Wtedy to uczeń po raz pierwszy w pełni docenił niezrównaną dobroć Mistrza".[5]Uczeń musi rozwinąć w sobie nowy zmysł - a ściślej mówiąc, nowy rodzaj czujności wszystkich zmysłów.Pozwoli mu to unikać niebezpiecznych pchnięć, jak gdyby zawczasu wyczuwał grożący cios.Opanowawszy te sztukę uników, nie musi już poświęcać całej uwagi śledzeniu ruchów przeciwnika, a nawet kilku przeciwników jednocześnie, lecz widzi i czuje to, co dopiero ma się wydarzyć, i w tejże chwili unika skutków owego zdarzenia.Nawet przysłowiowy włos nie dzieli momentu spostrzeżenia groźby od uniku.Oto, co się liczy: błyskawiczna reakcja, obywająca się bez wsparcia świadomej obserwacji.Przynajmniej pod tym względem uczeń uniezależnia się od wszelkich świadomych dążeń, a to już wielka korzyść.Znacznie, znacznie trudniej - a rzecz to doprawdy rozstrzygająca - jest zapobiec temu, że uczeń zastanawia się i wypatruje, jakby tu najlepiej zażyć przeciwnika.Na dobrą sprawę powinien on całkowicie uwolnić się od myśli o tym, że ma do czynienia z przeciwnikiem i że stawką jest życie.Początkowo uczeń - o co zresztą trudno go winić - wyciąga z tych wskazówek wniosek, iż dosyć będzie, jeśli powstrzyma się od śledzenia posunięć przeciwnika i od myślenia o nich.Traktuje to nie śledzenie z wielką powagą i kontroluje się na każdym kroku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|