[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obraz przez chwilę trwał nieruchomo, a potem w jego wnętrzu pojawił się człowiek.Jego ręce i nogi były rozciągnięte pomiędzy ścianami celi, przytrzymywane przez stalowe łapy.W ciało więźnia jedna po drugiej wbijały się igły aplikatorów, do skóry przywierały rzepy serwerów, czaszkę pokryła lśniąca sieć elektrod, a na nadgarstku, potylicy i klatce piersiowej aparaty zaczęły wbudowywać w skórę gniazda czipowe.Obraz znów się zmienił.Widać było, jak ciało drży, jak mierniki pokazują wstrzykiwanie do organizmu coraz potężniejszych dawek różnych preparatów, jak zmienia się natężenie ostrzy skanerów mózgowych.Znów cięcie.Ciało jest spuchnięte.Skóra dużymi płatami schodzi z pleców i brzucha, pozostawiając krwawe rany.Mężczyzna szamocze się w więzach, potrząsa głową, próbuje wierzgać spętanymi nogami.A jego twarz.powiększone oczy, popękana do krwi skóra, wybite zęby, zakrwawiony język, co chwila wysuwający się spomiędzy warg w jakimś prazwierzęcym odruchu.- Powiedział wszystko, co chcieliśmy.To, czego nie powiedział, sami wycisnęliśmy z jego mózgu.Przy okazji zrobiło się z nim to.A dostał ledwie pierwszą dawkę.Projekcja zgasła równie gwałtownie, jak się pojawiła.Daniel znów zobaczył twarz bezpieczniaka.- Zaczynamy.Bondaree założył okulary.Poczuł jak ciepłe oprawki pęcznieją, wyginają się, aż w końcu szczelnie przyklejają do skóry, zakrywając oczy.Już po chwili ze zdumieniem stwierdził, że przestał je czuć, najwyraźniej dostosowały się do ciepłoty ciała.A ponieważ szkła były przezroczyste, Daniel miał wrażenie, że patrzy na świat własnymi oczami.Nie trwało to długo.Nagle obraz zmętniał, a potem szkła rozjarzyły się jaskrawą żółcią.W oczy Daniela uderzył snop jasnego światła.Próbował zmrużyć powieki, ale nie mógł.Potrząsnął głową, podniósł dłonie do twarzy chcąc zerwać okulary.Powstrzymał go głos:- Zostaw! Jeśli je zdejmiesz, możesz uszkodzić sobie wzrok.- A jeśli nie zdejmę, to i tak zaraz oślepnę.- Nie obawiaj się.Ten sprzęt ma atest.A potem zaczęło się przesłuchanie.Poczuł, że cały się poci, a palce jego dłoni zaczynają się poruszać w niekontrolowany sposób.Nagle przestał widzieć cokolwiek i jednocześnie usłyszał głośne buczenie, zrodzone gdzieś w głębi czaszki.Nie potrafiłby unieść nogi, nie wiedział, gdzie znajduje się góra, a gdzie dół, przed oczami wciąż miał ciemność.Gdyby nie dźwięk i ból, czułby się niemal jak na zestawach trenażerowych, kiedy ćwiczył walkę w warunkach zerowej grawitacji z układem nerwowym przełączonym na sterowanie skafandrem.I wtedy z niesłychaną siłą napłynęły obrazy.Scenki, wydarzenia, fakty z bliższej i dalszej przeszłości, pomieszane, bez chronologicznego porządku, istotne albo zupełnie banalne.Niektóre wspomnienia wydawały się krótkimi, kolorowymi projekcjami holograficznymi.Inne były tylko zatrzymanymi w bezruchu kadrami, na których pozlewały się kolory i powykrzywiały kształty.Pojawiały się też echa rozmów, ślady zapachów, przelotne odczucia sytości, seksualnego zaspokojenia, bólu, bitewnego szału, nienawiści.Daniel nie panował nad tymi wszystkimi uczuciami tłoczącymi się w jego głowie.Nie był w stanie sformułować żadnej myśli.Tylko obserwował.Zobaczył swoich rodziców.Ojciec, wysoki mężczyzna o śniadej twarzy i czarnych oczach, szedł ulicą.Poruszał się sprawnie, ale stawiał nieco dziwne kroki - to ślad po operacjach wzmacniających, jakim musiał się poddać po przybyciu z Tanto na Gladiusa.Ojciec uśmiechnął się, gdy na jego spotkanie wyszła matka.Była zadbaną, elegancką kobietą, o szarych włosach i zdecydowanej twarzy.Gdy tylko mogła, wychodziła na spotkanie wracającego z rejsu ojca, a on zawsze przywoził jej taki sam prezent.Kamyk ze świata, na którym był.Daniel uwielbiał obserwować takie spotkania swoich rodziców.Obraz zniknął.Za plecami Daniela płonął ogień, a u stóp leżało martwe ciało młodej, siedemnastoletniej dziewczyny.Miała szeroko otwarte oczy i usta zastygłe w krzyku trwogi.Jej dłonie zaciskały się w pięści.Pierś dziewczyny przecinała poszarpana rana, ślad serii pocisków rozrywających.Daniel zabił ją chwilę wcześniej.Teraz żar bił w jego ciało z taką siłą, że skafander bojowy sygnalizował przekroczenie wszelkich możliwych norm bezpieczeństwa.To była Gorrboray, kolonia na Kwaikenie.Szaleni wyznawcy jakiegoś parksańskiego bóstwa postanowili złożyć ofiarę z mieszkańców liczącej blisko tysiąc osób bazy.Zablokowali śluzy, zniszczyli system łączności i przystąpili do rytualnego mordowania ludzi.Kiedy w Gorrboray wylądował oddział tanatorów, sekciarze ukryli się w zespole kontrolującym równowagę biocenozy stacji.Zniszczenie tego systemu oznaczało zagładę kolonii.Następnie przedarli się do ogarniętego paniką miasta, próbowali wmieszać w tłum.i wymknąć z zagrożonej bazy na promach ewakuacyjnych.Kiedy komandosi rozminowywali moduł biocenozy, sędziowie ruszyli na miasto, by wyłuskać z tłumu i zlikwidować sekciarzy.Tam Daniel zastrzelił piękną dziewczynę, która, jak pokazywały kamery wideo, Mika godzin wcześniej podrzynała gardła mieszkańcom Gorrboray.Obraz zniknął.Daniel powoli przesuwał się w próżni.W rękach trzymał miotacz, co chwila plujący śmiercionośnymi pociskami.Przy każdym strzale ciało Daniela przyspieszało - nie działały układy kompensujące odrzut.Podobnie jak większość pozostałych zespołów skafandra.Przed sobą miał Daniel gigantyczny, poszarpany kształt planetoidy Hekate 102 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl