[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Świetny krytyk przewidział każdy zarzut, zatarł wszelkie spojenia i ślady roboty i dał rzecz formalnie wzorową, wewnątrz, jak powiedziałem, nieco pustą.Pisząc swój »Koncert« stanął na tej ważkiej przestrzeni, od której na prawo jest komedya, a na lewo farsa i używając satyry do utrzymania równowagi, zatacza się, raz w jedną a raz w drugą stronę; raz sięga ręką po psychologiczny motyw do komedyowego arsenału, raz po »kawał« do rekwizytorni z farsowymi gratami.Wszystko to jednak czyni z niesłychanym wdziękiem, pięknie i wytwornie; z pierwszej zaraz sceny zrobił farsową karykaturę, w drugiej przybrał minę człowieka, który będzie badał jakąś tam duszę; jedną z osób swojej komedyi pouczał, że ma się utrzymywać w tonie przez pół drwiąco, a drugą, że przez pół seryo, w rezultacie zaś, w scenicznem wykonaniu, żaden z aktorów nie wiedział, która z ról przypadła jemu, więc wpatrzył się w autora i w pierwszym akcie próbował uszczknąć coś z farsy, a w drugim poważniał, jak na zamówienie.W każdym jednak wypadku widz się śmiał, a aktorowi o to szło.Historya »Koncertu« jest naprawdę wesoła.Profesor Gustaw Heink jest słynnym pianistą i ma niesłychane szczęście do kobiet.Rzecz jest naturalna i nie podlega dyskusyi, bo tak było zawsze od czasu, kiedy dobry Bóg stworzył przez pomyłkę fortepian.Cały tedy rój niewieści kocha się w długowłosym muzyku, który posiada przy tem wszystkiem żonę, jako — za jecie uboczne.Powiedział on jednego dnia tej żonie, że wyjeżdża na »koncert« i pojechał w rzeczywistości do ustronnej leśniczówki, gdzie miał schadzkę z cudzą żoną.Żona słynnego pianisty wie o tem, że ją mąż okłamuje, ale jest to żona idealna, bo mądra; z uśmiechem zrezygnowanym patrzy na awantury mężowskie, bo wie, że on bez nich żyć nie może.Mistrz pianista zna również swoją słabość, ale »cóż! — powiada — to należy do mojego fachu, a wobec konkurencyi…«Grucha tedy w leśniczówce z żoną doktora Jury, który jest przypodobany chytremu lisowi i równie jest mądry, jak żona pianisty.Ci oboje czynią ligę świętą i rozsądnie biorą się do rzeczy.Dr.Jura jest to filozof, chadzający w knejpowskich sandałach.Patrzy na życie oryginalnie, bo się zgadza na jego wszelkie nakazy.Żona uciekła?Bardzo słusznie, widocznie musiała uciec, więc on wcale nie chce jej odbierać kochankowi, chce się tylko dowiedzieć, czy kochanek ten jest cokolwiek wart, aby niedoświadczona kobieta nie doznała zawodu.— Czemu pan nie powiedział mi prawdy? — pytają tego filozofa.— Przecież nie było potrzeby mówienia jej… Jest to figura wielce oryginalna i zajmująca, w tym samym stopniu, jaką był bohater w sztuce Bahra, nazwanej »Majster«.Dr.Jura zna się zresztą z Majstrem bardzo blizko i obaj nie chcą patrzeć na świat, tak jak inni.Jest to figura jedna z tych, które sobie z nikogo i z niczego nic nie robią, i z których, w serdecznej wzajemności, wszyscy sobie nic nie robią; stąd ta pogodna, filozoficzna… zgoda z życiem.Otóż dr.Jura, pogodny filozof i żona pianisty, mądra niewiasta, udali się za kochankami do ustronnej leśniczówki, udając, że się teraz oni kochają.W leśniczówce zapanowała mała konsternacja, w rezultacie zaś usiedli wszyscy w przymusowej zgodzie, Sytuacya jest oryginalna i szczerze wesoła; mężowie pomieniali żony, żony pomieniały mężów, aby się wreszcie pokazało, że inaczej być nie może tylko tak, jak było i że pianista, nałogowy uwodziciel, żyć nie może bez swojej żony, a płocha żona drą Jury żyć nie może bez drą Jury, o czem zresztą byliśmy przekonani już w drugim akcie, bo rzecz nie była trudna do odgadnięcia.Pianista przysiągł żonie wieczystą wierność, lecz już po chwili znalazła go mądra żona w objęciach którejś z jego uczenie.Uśmiechnęła się tylko pobłażliwie, słynny zaś pianista zaczął całować rozpaczliwie podlotka, krzycząc równie rozpaczliwie:— Cóż ja zrobię, kiedy ja muszę!E.Maugtham»Lady Frederick«, komedya w triech aktachGdyby komedya Maugthama trwała pół godziny dłużej, niźli trwa, wtedy, mimo wielkiej czci, jaką mamy dla wszelkich niewiast, odwrócilibyśmy się plecyma do nadobnej lady Frederick.A gdyby autor komedyi nie był człowiekiem dowcipnym, przestalibyśmy go wogóle traktować jako gentelmana, który pisze.Zrobilibyśmy to z równą satysfakcyą w tym także wypadku, gdyby mr.Maugtham mniej zręcznie powtarzał stare kawały, które sprzykrzyły się już tym nawet, którzy je spłodzili.Ale mr.Maugtham jest to gentelman zręczny i żaden stolarz tak dobrze nie odnowi starej komody, jak on odnawia stare pomysły.Jesteśmy wobec tego z szacunkiem dla pana Maugtham, z szacunkiem niezbyt znowu wygórowanym, bo mógłby kto pomyśleć, że »Lady Frederick« jest naprą wdę komedya.Tak źle, a właściwie tak… dobrze nie jest: trzebaby być w obłąkanym humorze, aby »Lady Frederick« uważać za komedyę, a nie za sprytną sztuczkę, która przypodobana być może szampańskiej butelce, ale — pustej, albo balonowi, co gazem napęczniał i jako tako lata, albo próżnej niewieście, która się nadyma, bowiem suknię ma dobrze skrojoną, albo poecie, który dlatego jest sławnym, że ma poetycką czuprynę.Do wszystkiego jest podobna sztuka Maugthama, tylko nie do szlachetnej komedyi.O, lady Frederick Berolles! Jesteś niewiastą sprytną, lecz były od ciebie sprytniejsze; jesteś mądrą, lecz mądrzejsze szalały już na scenie; jesteś piękną, lecz widziano już w teatrze takie, które, jak u Wilde’a, miały w sobie coś »z tanagryjskiej figurynki, a coś z orchidei«; — przebacz, o, lady Fredericks Berolles, bowiem tylko kopiujesz.Piękna, rudowłosa lady kopiuje zręcznie znany, ogadany, namalowany i opisany gatunek »salonowej lwicy«, która krąży szukając, kogoby pożarła, lub ktoby za nią zapłacił krawcową.Tyle już było tych lwic w menażeryi ludzkiej, zwanej teatrem! Lady Frederick jednakże zdaje się wiedzieć o tem i pragnie się wśród tego zebrania lwic krwiożerczych wyróżnić kwiatkiem, przypiętym do gorsu: dobrem sercem.Och! Lady Frederick ma serce… Niech jej Bóg to przebaczy, bo ja zaprawdę nie mogę.Lady jest wprawdzie rozczulająca okazywaniem tego funtowego ekstraktu mięsnego dobroci, ale co komu po tem?Lady Frederick szaleje…Gra w Monte Carlo i przegrywa, co jest rzeczą zupełnie naturalną, bo gdyby wygrała na złość autorowi, nie byłoby — komedyi.Kochają się w niej wszyscy na zabój wraz z autorem i tłómaczem, bo gdyby się w niej nikt nie kochał, nie byłoby — komedyi.Ale Lady Frederick nikogo nie kocha, bo gdyby się zdecydowała na to zaraz, w pierwszym akcie, nie byłoby — komedyi.Lady jest tedy piękna, lekkomyślna i rozrzutna.Chciała raz w życiu być oszczędna, ale powiada, że oszczędność ją zrujnowała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl