[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystko wskazywało na to, że drugie działo zniszczono, co oznaczało, że po wschodniej stronie drogi nie miał żadnej osłony przeciwpancernej poza działem bezodrzutowym kalibru 120 mm okopanym na skraju lasu, a miał nadzieję, że nie będzie jeszcze w tej chwili musiał robić z niego użytku.- Tom, wyślij kogoś na pozycję drugiego działa - ciągnął na głos.- Złóż meldunek i sprawdź, czy gniazda karabinów maszynowych w bunkrze B są nietknięte.- Inna seria kodowa.- Działo bezodrzutowe na wschodnim skrzydle, strzelać do wszystkich czołgów po waszej stronie drogi, ale nie wcześniej, nim znajdą się o dwieście metrów przed naszymi liniami.Potwierdzenia dotarły do niego, gdy padli na ziemię obok obsługi karabinu maszynowego na wschodnim końcu bunkra.Eric oparł dłonie na ramionach żołnierzy i wychylił się na zewnątrz, by wyjrzeć przez nieregularny otwór strzelniczy.- Szlag.! - warknął.Bunkier zatrząsł się, gdy trafił w niego kolejny ciężki pocisk.Kule uderzały w gruz na zewnątrz, sypiąc w powietrze odpryskami kamienia.Przez otwór wpadało do środka światło - żółty snop blasku oświetlający drobiny kurzu zawieszone w kolumnie jasności.Trzy czołgi ruszyły przez pola obok siebie, zakręcając, by zwrócić się ku wiosce przednim opancerzeniem.Zaczęły przyśpieszać, ostrzeliwując z terkotem karabinów maszynowych dwie długie sterty gruzu po obu stronach drogi.I.tak jest! Jeden z nich podskoczył w górę, gdy pod gąsienicą rozbłysło białe światło, po czym opadł na ziemię z roztrzaskanym kołem jezdnym.Drakańskie karabiny maszynowe otworzyły ogień, ostrzeliwując uszkodzonego lewiatana.Nie były w stanie przebić pancerza, nawet z działa przeciwpancernego można było tego dokonać jedynie z boku, chyba że miało się wielkie szczęście.Niemniej jednak mogły zniszczyć przyrządy optyczne i przerazić załogę.Walnął z radości pięścią w ścianę.Pozostałe dwa pojazdy cofały się, nie chcąc forsować pola minowego bez saperów czy pojazdów specjalnych, które by je oczyściły.Przyśpieszając na biegu wstecznym, okrążyły działa szturmowe i wjechały na szosę, nie przestając się cofać, dopóki ich kadłubów nie osłoniło wzniesienie terenu.Nadal były groźne, gdyż ich długie osiemdziesięcioośmiomilimetrowe armaty miały wielki zasięg, ale blef Erica, który dysponował jedynie kilkoma minami przeciwczołgowymi, okazał się skuteczny.Niemieckie transportery opancerzone zatrzymały się z tyłu, gdyż ich cienkie pancerze chroniły jedynie przed bronią strzelecką i odłamkami.Otworzyły teraz ogień ze swych bliźniaczych karabinów maszynowych.Ze wszystkich pojazdów po otwartych pochylniach wypadali grenadierzy pancerni Waffen-SS.Eric widział, jak zajmują stanowiska, tworząc wachlarz na zachód od drogi.Dostrzegli czekającą na nich linię zasieków drutu kolczastego i okopów o kształcie litery V, która zaprowadziłaby ich prosto pod ostrzał, gdyby ruszyli na południe.Krzyki oficerów skierowały ich pod osłonę lasu, która umożliwiała im oskrzydlenie silnych pozycji frontalnych.Kilku snajperów i ludzi z karabinami maszynowymi ulokowanych nad wioską wystarczyłoby, żeby okopy na polach stały się niemożliwe do utrzymania.- Sprytnie, Fryce.Według podręcznika - wyszeptał.Drakańska piechota otworzyła ogień z wukaemów.Kilku Niemców przewróciło się, trafionych piętnastomilimetrowymi pociskami, lecz odległość wynosiła ponad tysiąc metrów, maksymalny skuteczny zasięg, a przeciwnik zręcznie wykorzystywał osłonę dostarczaną przez teren.Eric czekał uszczęśliwiony, aż wróg dotrze pod osłonę lasu.Zrobi to biegiem; nawet dobrze wyszkoleni żołnierze padali na ziemię pod ostrzałem.Drzewa będą kuszącym celem, a nieprzyjacielem już przedtem wstrząsnęło to, co przytrafiło się jego czołgom.- Teraz - wyszeptał.Teraz wszystko zależało od tych, którzy czekali na skraju lasu.- Jeszcze nie - wyszeptał do siebie drakański dekurion.Niemcy biegli przez pola rozwinięci w tyralierę, lecz, zbliżając się do lasu, skupili się bardziej.Tu, gdzie czekał, podszycie było rzadsze i nieświadomie wybierali najłatwiejszą drogę.Poza zasięg ognia z drakańskich pozycji, w głąb doliny po lewej.Zbili się w grupę, przyspieszając bieg.Ich uwaga była skierowana gdzie indziej.Chwila ciągnęła się bez końca.Nad jego głową ptak wydał z siebie płynne di-di-di, oznajmiając światu, że to jego terytorium.Drakański żołnierz czaił się za kłodą, ze wzrokiem skupionym na błyskawicznych poruszeniach widocznych przez mgiełkę rozkołysanych liści, pewien, że maskujący mundur i nieruchomość zapewniają mu praktyczną niewidzialność.Przebiegł językiem po wyschniętych wargach, czując smak leśnego czarnoziemu i zielonego pyłu.Owady bzyczały, myszkowały, zakopywały się.Oczywiście niewykluczone, że zobaczyli tych tępych Iwanów, pomyślał.Rosyjscy partyzanci byli z nim, w liczbie tetrarchii.wyposażeni w zdobyczną frycowską broń.Zapomnij o tym, skup się.No.Teraz!Nacisnął kciukiem wyzwalacz detonatora i puknął nim mocno trzy razy w omszały pień zwalonego buka, za którym leżał.Przed nim gęsty pas podszycia ciągnący się wzdłuż skraju lasu eksplodował chaosem ziemi, zerwanych z gałęzi liści, odłamków drewna.Głośniejsze od wybuchu było brzęczenie przywodzące namyśl rój stu tysięcy metalowych pszczół: miny kierunkowe “Broadsword", zakrzywione płyty wyłożone plastycznym materiałem wybuchowym, o wklęsłych powierzchniach wewnętrznych gęsto upakowanych ostrymi jak brzytwa strzałkami przypominającymi miniaturowe strzały z łuku.Gdy skierowano je w stronę nieprzyjaciela, na wysokości pasa, wywierały efekt podobny do działania gigantycznych strzelb śrutowych.Niemiecka piechota runęła skoszona.Pierwszy jej szereg rozbryzgał się niemal na twarzach towarzyszy.Ci zatrzymali się na chwilę, zbyt oszołomieni, by choć paść na ziemię.Wszędzie rozlegały się przenikliwe wrzaski rannych, którzy leżeli, miotając się na ziemi z hełmami, bronią i rynsztunkiem przygwożdżonymi do ciał.Dekurion przetoczył się do swego holbarsa, zajął pozycję strzelecką i zaczął grzać trzynabojowymi seriami.- Jajj! Jajj! Pięknie, cholera, pięknie! - krzyknął.Reszta żołnierzy jego serii otworzyła ogień zza drzew.Potem nastąpiła salwa granatów.Drakański podoficer chrząknął ze złością, zauważywszy, że jeden z rosyjskich partyzantów, którym kazał zająć pozycję klęczącą, gapi się z rozdziawioną gębą na rozszarpane ciała w mundurach SS walające się w stertach wzdłuż stumetrowego odcinka skraju lasu.Potrząsał głową, poruszając bezgłośnie ustami.Schmeisser zwisał bezwładnie z jego rąk.- Strzelaj, ty jebany ośle!Drakanin podkradł się bliżej i kopnął go w tyłek z głuchym odgłosem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl