[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mieszasz to wszystko bez sensu.- Nie ja.To planeta.Rzadko kiedy zwierzęta zmuszone są wędrować setki kilometrów od swego naturalnego środowiska, by zdobyć konieczny pokarm.Zazwyczaj podstawowe elementy diety znajdują w okolicy, którą zamieszkują! - Varian rozemocjonowała się.- Zaraz, zaraz.Chwileczkę, Varian.Pomyśl.Jeśli twoje maskotki stąd nie pochodzą, musiały być tu sprowadzone.Kto.- Kai zaciął się.- Dlaczego ktoś miałby chcieć przesiedlić na Iretę zwierzaki wielkości tutejszych drapieżników czy twojej Mabel?Varian przyjrzała mu się uważnie, jakby oczekując, że sam zna odpowiedź na własne pytanie.- To ty powinieneś wiedzieć.Dostaliśmy już od nich cynk.Od Theków, ciemniaku - dodała nieco opryskliwie, gdy Kai milczał, niewiele rozumiejąc.- Nieodgadnieni Thekowie.Byli już tutaj.To oni zostawili ten antyczny sprzęt.- To nie ma sensu, Varian.- To ma sens.Nawet sporo.- Aż jakiego to niby powodu - Kai nie dawał za wygraną - mieliby coś takiego zrobić?- Pewnie już zapomnieli - odparła Varian, szczerząc zęby w figlarnym uśmiechu.- Tak samo, jak nie pamiętają, że raz już badali Iretę.Dotarli do laboratorium Trizeina.Naukowiec medytował właśnie nad powiększonym obrazem jakiegoś włókna.- Oczywiście potrzebny byłby jeden z tych ptaszków, Varian, by przekonać się, czy rzeczywiście jest mu niezbędny karoten - perorował, jakby w ogóle nie spostrzegł, że Varian wyszła na moment z laboratorium.- Mamy już Mabel - odparła, wchodząc do środka - i małego Dandy.- Mamy w obozie zwierzaki? - Trizein aż zamrugał ze zdziwienia.- Mówiłam ci przecież, Trizein - jęknęła Varian.- Preparaty, którymi zajmowałeś się wczoraj i przedwczoraj.- A tak, teraz sobie przypominam - rzucił, choć było dla wszystkich jasne, że nie przypomina sobie czegoś podobnego ni w ząb.- Mabel i Dandy raczej nie fruwają - zauważył Kai.- To zupełnie odmienne gatunki.- W rzeczy samej, szefie, lecz są pięciopalczaste, jak choćby kłacz, który również nie potrafi obejść się bez trawy.- Mabel i Dandy są roślinożerne - Kai wykłócał się dalej - tymczasem drapieżniki i złote ptaki nie są.Varian przez moment rozważała zastrzeżenie Kaia.- Owszem, jednak ogólnie rzecz biorąc, mięsożerne czerpią wystarczające ilości witaminy C z mięsa.- Varian pokiwała bezradnie głową.- W takim razie kłacz nie musiałby szukać trawy aż w dolinie.Mabel i jej krewniacy dostarczaliby mu dość witamin.Nic z tego nie łapię, przynajmniej na razie.Poza tym ptaki mogą mieć całkiem inny powód zbierania tamtej trawy, jak zasugerowała mi dziś Terilla.- Chyba się zgubiłem - oświadczył Kai.Wskazał na Trizeina, który zatopił się ponownie w swej pracy nad mikroskopem, zapominając zupełnie o ich obecności.- Zrozumiesz, gdy obejrzysz nasze dzisiejsze nagrania.Chodź! Idziesz, czy masz może coś innego do roboty?- Komunikat dla Theków, ale najpierw przyjrzę się waszym taśmom.- A propos, Kai - zaczęła Varian, wychodząc za nim z laboratorium - w pobliżu złóż uranitytu nie natrafiliśmy na żadne zwierzęta, które mogłyby sprawiać jakieś kłopoty.Jeśli rozłożycie obóz w odpowiednim miejscu, najlepiej na wzgórzu, i zmontujecie przyzwoity pas siłowy, twój zespół będzie mógł czuć się całkiem bezpiecznie.- To dobra wiadomość.Bynajmniej nie podejrzewałem, że zdołałabyś przestraszyć kogoś swymi opowieściami o stadach kłączy, ale zawsze, wiesz.- Kłącze, jeśli chodzi o ścisłość, polują samotnie - odcięła się Varian.Dotarli do kabiny pilota.Varian bezzwłocznie umieściła kasetę w odtwarzaczu, przedstawiając jednocześnie konkluzje, do jakich doszła.Wyraziła chęć, by przy najbliższej okazji przyjrzeć się kolonii złotych ptaków bardziej dokładnie.- Jak dokładnie, Varian? - zapytał zaniepokojony Kai.- Są niemałe i o ile pamiętam, mają mocne skrzydła.Mogą być niebezpieczne.Nie miałbym ochoty paść ofiarą ich dziobów.- Ani ja.- Uśmiechnęła się.- Załatwię to, Kai.Jeśli są tak inteligentne, jak na to wskazują poszlaki, może uda mi się zbliżyć do nich bardziej, hm, osobowo.Kai zaczął gorąco protestować.- Złote ptaki nie są głupie jak Mabel - Varian uniosła rękę, by go uciszyć - ani przerażone jak Dandy, albo groźne jak kłącze.Nie mogę zrezygnować z szansy poznania skrzydlatego gatunku, który działa w tak zorganizowany sposób.- Dobrze, już dobrze.Tylko nie rób nic sama.Zawsze masz mieć przy boku grawitantów - nakazał z powagą.- Jesteś prawdziwym przyjacielem! - wykrzyknęła.- A przy okazji, poprawiło im się w ciągu dnia?- W życiu nie byli tak niezdarni.Owszem, zdarzało im się “zwalniać obroty", ale nigdy nie zachowywali się jak skończone niedojdy.Paskutti i Tardma spuścili w przepaść jeden z sejsmografów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl