[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ty podnieś.Tu jest krzesło, dodała Zaranth.— Mistrzyni Keito, masz gdzieś ten żel? — spytała Tai, by odwrócić uwagę kobiety.Keita skierowała się do skrzyni, gdzie trzymano leki.Nie ruszaj się, usłyszała Tai głos zielonej i kącikiem oka spostrzegła, że F’lessan zniknął.Nie tak szybko! powiedział Golanth.Serce zabiło jej ze strachu i zdążyła wyjrzeć na korytarz akurat w porę, żeby zobaczyć Flessana na krześle z wielce zaskoczoną miną.Turlaje nigdy nie sprawiały wrażenia, że coś zauważają.W nic nie uderzył, stwierdziła Zaranth z wielkim zadowoleniem.Kwestia praktyki.Ty popychasz.Nieprawda.Ja poruszam.Ja zwalniam.Możemy się zamienić.W głosie smoczycy zabrzmiała chytrość.Może poćwiczcie sobie na czymś innym, odezwał się surowo F’lessan do Zaranth i Golantha, ale w jego głosie słychać było rozbawienie.Keita, z ręką wyciągniętą po słoiczek, zachwiała się i rzuciła Tai oskarżające spojrzenie.Westchnęła głęboko, doprowadzona do rozpaczy.— Mam wrażenie, że to jest podobne do przechodzenia pomiędzy — powiedziała.— Raczej nie.To tak jakby wszystko działo się na raz, a nie stopniowo.Czy to ten żel? Zaniosę mu.Wybiegła z pokoju najszybciej, jak mogła.— Tylko niech mu się przy tym nic nie stanie — zawołała za nią uzdrowicielka.Kiedy weszła na taras, F’lessan siedział w fotelu i nachylony oglądał tylną nogę Golantha.Jeden z uzdrowicieli gapił się na niego.Zaranth na górnym tarasie mrugała nerwowo i wyglądała blado jak na siebie, pomyślała Tai.Czy w wymaga wysiłku?Nie, Golanth pomaga.Wczoraj w nocy bałam się, że zrobię mu krzywdę.Ja go spowolniłem, powiedział Golanth.To też ważne.Nie jest kotem.Nie jest też turlajem.Cięższy, odparła Zaranth.Chyba przeżył, powiedziała Tai, szybko ruszając w ich stronę.To może być kwestia kontroli.Trzeba sprawdzić, jak idzie innym smokom, dodał Golanth.Tai podeszła do F’lessana.—Jak się jechało?— To nie przypomina wejścia pomiędzy — powiedział stanowczo, patrząc jej w oczy.— Ale jestem tutaj, a noga Golantha nie wygląda aż tak źle, jak myślałem.Wczoraj w nocy właściwie jej nie widziałem.— Miałeś za dużo czasu na myślenie.Mówiłam ci, że dochodzi do siebie.— Musiałem zobaczyć.— Wiem — odparła serdecznie, ale przytrzymała go, gdy chciał wstać.— Chcę zobaczyć Golly’ego w całości — zaprotestował.— Golly może się obrócić.Siedź na miejscu.Dobrze mu zrobi, jak się trochę ruszy.— Ale jest wysmarowany mrocznikiem — odparł gorąco F’lessan.— Słyszałaś wykład Keity.— Nic mu nie będzie, jak się obróci w miejscu.Już to nieraz robił — powiedziała twardo Tai, trochę jak Keita.Mogę to zrobić.Golanth zakończył sprzeczkę wstając na cztery łapy.Choć obrotowi brakowało wdzięku, siedzący jeździec mógł wreszcie obejrzeć całe ciało smoka, na którym lśniły podłużne i okrągłe plamy niedawno nałożonego mrocznika.Oprócz najgłębszych ran, ślady po pazurach zmieniły się już w ciemne blizny; blade płaty świeżej tkanki na membranie skrzydeł znaczyły ślady po rozdarciach.Na prośbę F’lessana Golanth posłusznie zwalniał tempo, by jeździec mógł przyjrzeć się z bliska tej czy innej głębokiej bliźnie albo śladowi po pazurach.W momencie gdy głowa Golantha znalazła się na jednej wysokości z Zaranth, leżącej na górze, spiżowy smok uniósł pysk i polizał ją serdecznie.Tai próbowała odgarnąć, jak F’lessan widzi stan swojego smoka, ale jego twarz, zwykle tak ruchliwa, nie miała teraz żadnego wyrazu.Rozpacz widać było tylko w zaciskanu i rozluźnianiu pięści, jakby jeździec chciał wymazać rany własnoręcznie.W końcu bezradnie oparł dłonie na oparciach fotela.Golanth zatrzymał się przed nim.— F’lessanowi przydałaby się kąpiel — mruknęła Tai.Zaranth wydała z siebie zabawny odgłos oznaczający zaskoczenie; jej wirujące oczy nabrały żółtej barwy; w proteście, uniosła do góry szyję.Jestem tylko zwykłą zieloną.Muszę dużo ćwiczyć, by przenosić rzeczy jak Golanth.Flessan wybuchnął śmiechem.Po tym, jak żonglowałaś tymi kotami niby wherami?Byłam zła.Bałam się.Zaranth zrobiła tak przepraszającą minę, że F’lessan znowu się zaśmiał i pokręcił głową.Tobą nie żonglowałam wczorajszej nocy.Pomogłem, wtrącił Golanth z godnością, rzucając jej serdeczne spojrzenie.Kiedy będę potrzebował się ruszyć, sam pójdę.Mogę zeskoczyć z tarasu, jak ty wczoraj.Jeszcze nie teraz, Golly, ostrzegła chórem para jeźdźców.Zaranth cofnęła szyję.Nie mogłeś mnie widzieć.Ty nie możesz zeskoczyć z urwiska.Masz za szeroki rozstaw skrzydeł.Powiedziałem: kiedy będę potrzebował, powtórzył smok z jeszcze większą godnością.Wczoraj w nocy cię słyszałem.Słuch mam całkiem dobry.Pływanie pomoże mojemu jeźdźcowi.Musisz go dzisiaj zabrać.F’lessanie, powiedz uzdrowicielom, że masz popływać.Nie zostawię cię tu, odparł dzielnie F’lessan.Czuję się dużo lepiej, dobrze o tym wiesz.Ty też się lepiej czujesz, odpowiedział Golanth, lekko dotykając nosem kolan F’lessana.Zdrowe oko wirowało spokojnie.Potem przechylił głowę, by popatrzeć lewym okiem.— Keita dała mi ten żel do nawilżania powiek — powiedziała Tai, podając F’lessanowi słoik.Zaparło jej dech na widok zniszczonego oka w pełnym świetle dnia; wiedziała, że jeździec znosi to znacznie gorzej.— Dobry pomysł — powiedział spokojnie F’lessan i odkręcił pokrywkę.Delikatnie rozsmarował żel czubkami palców.— Teraz zamknij tę powiekę, a ja zajmę się drugą.— Pływanie bardzo dobrze ci zrobi — powtórzyła Tai, gdy skończył masaż.— Rany ci się zagoiły, więc lot pomiędzy im nie zaszkodzi.Jestem pewna, że możesz polecieć na Zaranth.Samo wyjście z weyru też ci pomoże.F’lessan rozsiadł się w fotelu i przyglądał się jej spokojnie.Podeszła do nich Keita [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl