[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Eveleen przytaknęła.— Ostatnio sprawy się pogorszyły.Nie rozumiem, co się z nim dzieje.— Wyobrażam sobie, że jest to jeden z problemów, z którymi dowódcy najemników zatrudnieni na długoterminowy kontrakt muszą się od czasu do czasu zetknąć — powiedział Ross w zamyśleniu.— Większość z wodzów w tutejszych domenach to dobrzy wojownicy i dobrzy oficerowie, ale ich zdolności ograniczają się zazwyczaj do szkolenia żołnierzy i urządzania parad.W bardziej dzikich okolicach dochodzi do tego: pewne ściganie od czasu do czasu bandytów, a w zupełnie nadzwyczajnych sytuacjach — pokaz siły wobec kłopotliwego sąsiada.Kiedy nadciąga prawdziwe niebezpieczeństwo, nieuniknione jest kupowanie oddziału najemników, zawsze pod warunkiem że ich oficerowie będą mieli pierwszeństwo we wszystkim, co dotyczy wojny, z wyłączeniem samego tona.Westchnął.— To naturalne, jak mi się zdaje, że niektórzy z miejscowych czują się urażeni.Zostają wyparci mimo rangi i urodzenia Tacy oficerowie po prostu nie chcą ustąpić placu najemnikowi.Nie winię ich za to.Ross patrzył w dal.— Przodkowie Allrana dowodzili garnizonem Krainy Szafiru od pięciu pokoleń.Trudno się dziwić, że Allran nie jest zadowolony, kiedy widzi, jak najemnik zajmuje jego miejsce.To, że Luroc zrobił mnie swoim synem, jeszcze pogorszyło sprawę.Wzbudziło paskudne podejrzenia, że mogę tu zostać i obecna sytuacja zostanie utrwalona.Dla niego byłaby to, katastrofa.— Terranin zamilkł na chwilę.— Muszę zrobić wszystko, co się tylko da, żeby między nami znów zapanowała zgoda.— To nie ty jesteś winien!— Wszystko jedno.Moim zadaniem jest rozładowanie napięcia zanim będzie gorzej.A tak będzie, jeśli to zignoruję.Nie może sobie pozwolić na kłótnie w naszych szeregach.To mogłoby dobrze posłużyć Zanthorowi i znacznie oddalić jego klęskę.— Co jeszcze możesz zrobić? — zapytała Eveleen.— Ktoś inny pobiłby Allrana albo i gorzej za to, co ci dziś powiedział.— Niewiele brakowało — wyznał Murdock.Wzruszył ramionami.— Mogę tylko porozmawiać z nim.Nie chcę stanowiska, którego! on pragnie.Powinno mi się udać go przekonać, że najemnicy poi wykonaniu swego zadania odchodzą, a życie znów wraca do normy.— Uwierzy w to?— Powinien.Chyba że tak długo będę zwlekał z rozmową, narosną w nim irracjonalne uczucia.Nie powinienem mu tego robić, | gdyż byłoby to nie w porządku w stosunku do tak świetnego oficera.I tak trwa to już zbyt długo.Ross uśmiechnął się do niej.— Ale z tym musimy poczekać, dopóki nie wrócimy do bazy.Teraz, poruczniku, sugeruję, żebyśmy oboje trochę się przespali.W przeciwnym razie: nie będziemy zbyt szczęśliwi, gdy znów nam przyjdzie usadowić się w siodle.23.Świt był dość przyjemny, ale wczesnym rankiem nastąpiła zmiana pogody i zaczął wiać ostry, wilgotny wiatr.Tuż przed południem zaczęło padać.Dokuczliwa gęsta mżawka sprawiła, że cała czwórka kuliła się pod swoimi płaszczami.Po długiej wyprawie byli wyczerpani duchowo i fizycznie, było im zimno i niewiele pocieszał ich fakt, że byli już w górach i nazajutrz dotrą do bazy.Żadne z nich nie miało ochoty na rozmowę, choć już nie trzeba było zachowywać ostrożności.Wiedzieli, że tej nocy postój będzie wyjątkowo przykry, toteż Murdock chciał jechać bez odpoczynku, dopóki nie dotrą do obozu.W końcu jednak postanowił zrobić przerwę.Od celu nadal dzieliła ich spora odległość, a on nie lubił bez powodu wyciskać ostatnich sił z towarzyszy.Nigdy nie zamęczał swoich żołnierzy bez wyraźnej potrzeby.I bez tego mieli ciężkie życie.Gdy zapadała już ciemność, partyzanci zatrzymali się, nie bacząc na to, że miejsce nie było zbyt wygodne.Znali okolicę i wiedzieli, że w pobliżu nie znajdą niczego lepszego.Przynajmniej byli osłonięci od wiatru.Znajdowali się pod pionową ścianą skalną, która przyjmowała na siebie większą część jego siły.Osłona była na tyle skuteczna, że do skały przywarło sporo gleby i ściółki utwierdzonej korzeniami małych, wytrzymałych roślinek, które znalazły tam punkt zaczepienia mimo prawie pionowej stromizny.Nie była to wysoka ani bardzo gęsta roślinność, widać było spod niej skałę i wielkie głazy, a także miejsca, z których oderwały się kamienie.Ross kazał rozbić obóz w sporej odległości od ściany.Kamienie, niektóre dużych rozmiarów, leżące u podnóża dowodziły, że głazy czasem odrywały się od urwiska.Był teraz szczególnie ostrożny.Po deszczowym dniu gleba na skalnej ścianie musiała być przesiąknięta wilgocią do samego podłoża oraz zapewne mniej stabilna i mniej wytrzymała na siłę grawitacji.A Aldar nachmurzył się, kiedy zobaczył, gdzie mają rozbić obóz.— Lepsze schronienie znaleźlibyśmy bliżej urwiska — zaprotestował.— A te dwie jamy dałyby ludziom, którzy akurat nie stoją i warcie, suchy nocleg i osłonę przed wiatrem.W większej zmieszczą się dwie osoby.— Ale tu może spaść jakaś skała.l— Równie dobrze ziemia może się zatrząść i otworzyć pod nami! Jeśli los zechce uśmiercić nas w ten sposób, to tak się stanie.Niech diabli wezmą ostrożność Ognistej Ręki!Szare oczy przybrały chłodny wyraz.— Śpij, gdzie chcesz! Nie wydałem rozkazów w tej sprawie — wyrzucił z siebie Murdock i przestał się zajmować porucznikiem.Kiedy tylko skończyły się prace przy rozbijaniu obozu, Dominion poszedł do większego z dwóch wgłębień.Jego kolej na pełnienie warty przypadała po Eveleen, więc miał nadzieję na kilka godzin porządnego snu w warunkach znacznie lepszych niż jego towarzysze, choć; zmęczenie łagodziło im niewygodę ich leśnych posłań.Ross ledwie zdołał opanować gniew.Poszedł pełnić wartę.Usiłował stłumić emocje, od których krew szybciej krążyła.Wiedział, że były za silne, nieproporcjonalne do afrontu, który je wywołał.Terranin wiedział, dlaczego tak zareagował.Dzień był brzydki i męczący.Gwałtownie wracały napięcia, które zawsze towarzyszyły jego wyprawom do Leja.Teraz potrzebował spokojnego snu, ale zanim będzie mógł się położyć, musi trzymać nerwy na wodzy.Już raz tego wieczoru, co przyniosło mu ujmę, dał ujście złości i nie chciał popełnić takiego błędu powtórnie.Ciszę nocy przerwało głuche dudnienie i prawie natychmiast po nim rozdzierający serce trzask.Krew odpłynęła Murdockowi z twarzy.Popędził w stronę obozu.Był pewien, że wydarzyło się nieszczęście.Ta pewność przygniatała go jak wyrok sądu dominiońskiej bogini.Obawy okazały się zasadne.Wielki kamień, większy od tych, które wcześniej oderwały się od ściany, spadł z urwiska i uderzył w miejsce, które zbuntowany porucznik wybrał sobie na nocleg.Nie można było jeszcze stwierdzić, czy ciężar zgniótł go, czy tylko zablokował go w jamie.Ross zacisnął usta [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl