[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie ostrzega.Monika idzie skoncentrowana.Wyczuwa ich.Nie są niebezpieczni.Nie dla niej.Nie mająbroni palnej, ufają mięśniom hodowanym na siłowni i swojemu wyglądowi troglodytów.Mu-tanci na sterydach, ubrani w błyszczące dresy adidasa.Męty paradoksem historii wprowadzonedo śródmieścia.Poradzi sobie.Ale ci dwaj stanowią zagrożenie dla innych.A zatem oddajmy przysługę temupięknemu miastu i miłym ludziom, którzy udzielili jej schronienia.Oddajmy przysługę żonom,siostrom i córkom żołnierzy z batalionu KFOR&69 Dresiarz doskakuje od tyłu, łapie ją za szyję.Paluchy wbija pod szczękę i za ucho.Mocnychwyt, bolesny.Szarpnięciem wciąga do bramy. No, mała, zabawimy się  charczy jego kompan.Mają po dwadzieścia parę lat.Istnieje szansa resocjalizacji& No to do dzieła.Czas naglezwalnia.Drobna dłoń uzbrojona w sztylet uderza jak kobra.Skowyt rozlegnie się za chwilę,wróg jeszcze nie wie co się stało.Stopa do przodu.Koniec.Minęły zaledwie dwie dziesiątesekundy.Wystarczyło.Pierwszy dresiarz stracił rękę.Odcięła mu ją w łokciu.Bułat bez trudutnie kość, ale zawsze łatwiej ustępuje tkanka chrzestna.Byczek klęczy na bruku.Dłonią w panice usiłuje zatamować krew sikającą z kikuta.Przedoczyma latają mu mroczki.Wyje z bólu i szoku.Jego koleś jest nie mniej poszkodowany.Kop-niak złamał mu oba kolana.Gdy przewracał się do przodu, rozwalił je do reszty.Poszły rzepki,wiązadła, stawy wypełnia krew.On także wyje dziko, zupełnie jak zwierzę.Nastawią mu, ale do końca swoich dni będzie chodził o kulach albo jezdził na wózku.Narazie sześć miesięcy w gipsie.Pozycja leżąca i przymusowa bezczynność pozwoli bandziorowiraz jeszcze przemyśleć całe jego bydlęce życie& Drugi jedną ręką wiele nie zdziała, też będziemusiał zmienić zawód.I to raczej radykalnie&Chłodne, błękitne oczy patrzą na miotających się po ziemi wrogów.W powietrzu unosi sięciężki, metaliczny zapach krwi.Księżniczka marszczy nos.Jej złote włosy zdają się lekko świe-cić w ciemnościach.Dresiarze z trudem ogniskują wzrok.Patrzą na nią.Nie uciekła, nadal imzagraża.Mózgi prawie pozbawione szarych komórek ogarnia zwierzęce przerażenie.Nie, zwie-rzętom brakuje wyobrazni, więc nie mogą się aż tak przestraszyć. Jeśli piśniecie komuś słowo, wrócę  ostrzega.Zrozumieli.Wychowani na horrorach z video wiedzą, że stanęli wobec zjawisk, których ichprostackie łby nie są w stanie do końca ogarnąć.Teraz należałoby splunąć dla okazania im absolutnej pogardy, ale jest na to zbyt dobrzewychowana, więc tylko odwraca się i odchodzi.Westchnienie ulgi i znowu rozlega się skowytpełen bólu.Długo będą wyli, zanim ich krzyki zainteresują przechodzący patrol.* * *Weekend jest najlepszą porą na urządzenie sobie pikniku, ale i zwykły dzień ma swoje uroki.Zwłaszcza jeśli jest to cudowne, wrześniowe popołudnie.Słońce przygrzewa, ale nie ma jużdusznego lipcowego upału, który odbiera siły i sprawia, że koszula klei się do ciała.Jesień,liście lecące z drzew, żółknące trawy. Tego brakowało mi w Etiopii  powiedziała Stanisława przeciągając się aż zaskrzypiałystawy. Jak tam jest?  zainteresowała się jej kuzynka.70  W porze mokrej cudownie zielono.W porze suchej wszystko zamiera.W naszej telewizjipokazują ten kraj bardzo jednostronnie: głodujące dzieci, pustynia, tymczasem są tam pięknegóry, jeziora pełne hipopotamów, żyzne doliny.Mili ludzie.Ale przez najbliższe trzydzieści latwolę się tam nie pokazywać. Rozumiem.Woda w samowarze zaczęła wrzeć.Mosiężna blacha zawibrowała, a para zaśpiewała w otwo-rach. Popatrz, kto się tu przybłąkał  mruknęła Katarzyna.Księżniczka Monika nadeszła od strony pętli autobusowej.Niosła kilka marchewek, najwy-razniej dla koni. Może zje z nami podwieczorek?  powiedziała leniwie Stanisława. Nie widzi nas,trzeba pomachać albo zawołać&Dziewczyna podążała ścieżką dość daleko od nich, faktycznie nie zauważyła nauczycielekna pikniku.Jasnobrązowa klacz spojrzała na nią uważnie i położyła po sobie uszy.Dziewczynawyciągnęła w jej stronę dorodną marchew, ale koń nie przyjął poczęstunku.Cofnął się kawa-łek i zarżał.Uprzedzenia trzeba przełamywać powoli i ostrożnie.Położyła marchew na trawiei odeszła kilka kroków.Klacz patrzyła przez chwilę na warzywo, po czym oddaliła się na całądługość łańcucha. Co za diabeł?  zmarszczyła brwi Katarzyna obserwująca tę scenę z oddali. Popatrz,jak się ten koń płoszy& Yhm  mruknęła jej kuzynka.Monika spróbowała z innym koniem.Ten z rezerwą skubnął marchewkę i oddalił się truch-tem.Pozostałe dwie położyła na trawie.Klacze podbiegły po nie dopiero, gdy odeszła. Dziwne, te szkapy nie należą do płochliwych  pokręciła głową Stasia.Serbka odwróciła się i podążyła rozczarowana w stronę autobusu.Nauczycielka pomachałaręką, aby zwrócić jej uwagę.Udało się. Witaj.Usiądz z nami  zachęciła uczennicę lektorka. Herbatka zaraz będzie.Mamyteż ciasto.Musisz trochę nabrać ciała  spojrzała na szczupłą sylwetkę.Wahanie.Nie wie, czy wypada.Jest bardzo speszona& Siada skromnie na brzeżku pniaka.Dziś założyła spódnicę.Jej nogi są jeszcze dziewczęce, dość grube w kostkach i kolanach,minie jeszcze kilka lat, nim nabiorą kobiecej wysmukłości.To jeszcze cielę, szczenię, dziec-ko& Aadne koniki  zauważyła leniwie Stanisława. Tak rozmyślamy z kuzynką, że trzebaby przejść się do stadniny, zapłacić, pożyczyć siodła i zakosztować trochę jazdy.Księżniczka uśmiecha się delikatnie. Bardzo dawno nie siedziałam na koniu.Poza tym nie mają tu chyba damskich siodeł.Wszystkie trzy mają sukienki& Stanisława nie reaguje.Jazda w damskim siodle jest dla niejczymś zupełnie naturalnym.Uczennica notuje to w pamięci.Nauczycielka nie pasuje do tejepoki.Dobrze się maskuje, ale zbyt wiele drobiazgów ją zdradza.Na przykład to, że do ciasta71 używa widelczyków o długich zębach, zamiast popularnych obecnie łyżeczek.Albo to, że sięgadłonią i bezwiednie wyciąga jakiś paproch zaplątany w warkocz kuzynki.Czochra z uśmie-chem jej włosy.Okazuje jej siostrzane uczucia poprzez iskanie.Od kiedy w połowie XIX wiekustwierdzono, że wszy przenoszą tyfus i wydano im bezwzględną walkę, iskanie przestało byćpieszczotą, w ogóle wypadło z użycia.Za to Katarzyna jest współczesna aż do bólu.W jej ruchach widać nerwowość i spontanicz-ność, a nawet pewną gwałtowność.Uczyła się w szkole koedukacyjnej, przejęła od kolegówz klasy pewne typowo męskie zachowania& Monika uśmiecha się do obu kobiet.Konie patrzą z daleka.Niespokojnie i wyczekująco.Obserwują, choć się boją.Cóż, koń jestnajlepszym przyjacielem człowieka& Samowar po zdjęciu dławika rozpala się znowu.Stani-sława bierze kawałek sernika, który upadł na trawę i niesie go koniom.Brązowa klacz widzi jąpierwszy raz w życiu, ale bez wahania zjada ciastko.Kobieta wraca do towarzyszek.Konienadal spoglądając w ich stronę kładą po sobie uszy.Para zaśpiewała.Nauczycielka wyszukała w koszyku trzecią filiżankę.Nalała z samowaraherbaty i podała.To jeszcze jeden element nie pasujący do współczesności.Rosyjska modapicia herbaty w szklankach poważnie wyparła filiżanki z użycia& Monika podziękowała ski-nięciem głowy.Postawiła naczynie obok siebie, na równym kawałku ziemi. Tu masz cukier  Katarzyna wyciągnęła w jej stronę cukiernicę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl