[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Nie uprawiałem z nią seksu, Kiara.To onatak rozpowiadała, nie ja.Kiedy mnie zaprosiła natę beznadziejną imprezę, ledwie ją znałem.Taknisko mnie cenisz?– A co mam myśleć? Ciągle gadasz jakieśbzdury.Odwracam się do niego plecami i zaczynamiść do drzwi.Chyba dostaję szału, bo tenpocałunek wydawał się taki prawdziwy, a wrzeczywistościCarloschciałtylkozrobićMadison w konia.– No dobra, przyznaję.Gadam bzdury.Ale nieuprawiałem z nią seksu.Ugania się za mną tylkodlatego, że chce wzbudzić zazdrość w Ramie.Muszę się od niej uwolnić.To jak będzie?Zgodzisz się udawać, że jesteśmy parą? – Wciska ręce do kieszeni.– Powiedz, co za to chcesz.– Dlaczego ja?– Bo jesteś za mądra, żeby się nabrać na mojegadki, a ja nie potrzebuję dziewczyny.Kiedyśmiałem i to była kompletna katastrofa.No dalej,powiedz, co za to chcesz.Nie przywiązuję znaczenia do ubioru, alechciałabym, żeby choć raz chłopak zaprosił mniena szkolną zabawę.To ostatni rok we Flatiron i druga okazja może się nie zdarzyć.– Chodź ze mną na bal absolwentów.– Nie chodzę na tańce.– Kręci głową.– Balabsolwentów odpada.I nawet nie myśl o tym,żeby mnie zaciągnąć na bal maturalny.– To zapomnij o sprawie.Ruszam do drzwi, ale Carlos chwyta mnie załokieć i zmusza, żebym się do niego odwróciła.– Nie znam tu nikogo innego, kto mógłby mipomóc.– Bal absolwentów albo z umowy nici – mówięstanowczo.Carlos zgrzyta zębami.– Dobra.Bal absolwentów.Ale musisz włożyćsukienkę… i szpilki.Tylko nie żadne babcineobcasy.– Nie mam szpilek.– To sobie kup.– Wyciąga rękę.– Umowa?Zwlekam sekundę, po czym podaję mu rękę imocno potrząsam.– Umowa.Staram się ukryć radość, ale uścisk dłoni minie wystarcza.Otwieram ramiona i mocnościskam Carlosa.Chyba jest zdziwiony, ale mamto gdzieś.Idę na bal absolwentów! I to nie z bylekim…alezCarlosem,najwspanialszymchłopakiem na niby.Gdybym tylko mogła uciąć„na niby”…W piątek po południu podjeżdżam po Carlosado REACH i zabieram go do domu opieki.Staruszkowiesiedząprzysztalugachiniecierpliwie czekają na początek zajęć.Idę z nim do Betty Friedman, jednej zadministratorek ośrodka, która układa planzajęć.– Betty, to jest Carlos.Dzisiaj będzie mipomagał.Betty patrzy znad biurka.– Dzięki, Carlos.Cieszę się, że tu jesteś.Wszyscy byli bardzo podekscytowani, że będąmieć żywych modeli.Pomoże wam dzisiaj jedenz naszych pensjonariuszy.Artysta.Idziemy z nią do sali rekreacyjnej.Jakiś facetw czarnym golfie i obcisłych spodniach tegosamego koloru napełnia słoiczki farbami wróżnych barwach.– Oto nasi modele – mówi do niego Betty.–Kiaro, Carlosie, to jest Antoine Soleil.– Przyniosłem kostiumy – oznajmia Antoine,wyjmując koszulę w czerwoną kratkę i paskowbojski dla Carlosa, a dla mnie strój kowbojki.Pożyczyłem te kostiumy z działu teatralnego w szkole.Carlos rzuca okiem na kostium i cofa się odwa kroki.– Nie mówiłaś o kostiumach.– Naprawdę?– Tak.– Sorry.Będziemy pozować w kostiumach.Betty pokazuje na pokój obok sali.– Możecie się przebrać w konferencyjnym.Albo w toalecie dla gości, ale widziałam, żewchodziła tam pani Heller, więc tak szybko się nie zwolni.Carlos bierze koszulę i pas i idzie do salikonferencyjnej.Ruszam za nim z kostiumemkowbojki.– Możesz mi powiedzieć, czemu się na tozgodziłem?– Bo chciałeś zrobić dla mnie coś miłego –mówię, zamykając drzwi na zasuwkę, żeby nikttu przypadkiem nie wparował.– Dobra.– Zdejmuje T-shirt przez głowę i odsłania twardy jak skała tors, na którego widokkażdy facet pękłby z zazdrości, a każdejdziewczynie zmiękłyby nogi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl