[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Wierzę ci.Wierzę, że nie jesteś już złym człowiekiem.Uśmiechnął się blado.– Jeśli rzeczywiście tak jest, Aniu, to ty się do tego przyczyniłaś.A więc co z nami będzie?Wzruszyła ramionami.– Cóż, obydwoje się zmieniliśmy – ty na lepsze, ja na gorsze.Właściwie nie wiem, kim jestem.Cieszę się, kiedy przytulam się do ciebie i mówię sobie, że mam na to dyspensę.Nagle dowiaduję się,że jej nie mam.Już sama nie wiem, na czym stoję.Czuję się wykorzystywana przez tę twoją Nostra Trinita.– Masz rację – przyznał Ścibor.– Wykorzystali moją nienawiść i twoją wiarę.Aniu, możemy dać sobie z tym spokój, wyjechać i zacząć nowe życie gdzieś daleko stąd.Zaprzeczyła ruchem głowy.– Nie, Mirku.Nawet nie wolno mi o tym myśleć.Bez względu na to, jak się ze mną obeszli, wciąż jestem zakonnicą.A jeśli to, co mówisz, jest prawdą – a nie mam co do tego wątpliwości – to Ojcu Świętemu grozi śmiertelne niebezpieczeństwo.Musimy dokończyć to, co zaczęliśmy.Potem z Bożą pomocą spróbuję zrozumieć samą siebie, i mam nadzieję, że On będzie dla mnie łaskawy.Pociąg przejechał przez Radom i mknął teraz przez faliste pola.Ścibor wiele już razy podróżował tą trasą, ale nigdy jeszcze w tak luksusowych warunkach.Siedział na dużym podwójnym łóżku przykryty kołdrą z gęsiego puchu.Nad głową kołysał mu się żyrandol.Ściany były tu obite tkaniną i obwieszone dużymi lustrami.Czuł się trochę osłabiony.Znów zaczął myśleć o Ani.Tamta bardzo ważna dla nich obojga noc bardzo ich do siebie zbliżyła.Stali się pełni wzajemnej czułości, choć niewylewni.Przez następne dwie noce spali razem, trzymając się w ramionach; nic więcej między nimi nie zaszło, cieszyli się tylko wzajemną bliskością.Kilka razy Ania pocałowała go; może niezupełnie jak siostra, ale też nie w sposób wyzywający.W myślach odłożyła wszystko na potem– przemyśli to po zakończeniu misji.Dla każdego było jasne, że są sobie bardzo bliscy, że, najprawdopodobniej, są kochankami.Zachowywali się tak, jakby byli razem już od dawna.Drzwi się otworzyły.Stała w nich Ania i patrzyła na niego.Dygnęła skromnie i obwieściła:– Podano do stołu.Czy Wasza Wysokość życzy sobie zjeść tutaj, czy też raczy uhonorować pospólstwo przechodząc do jadalni?Roześmiał się i odrzucił kołdrę.– Idę.Co jest do jedzenia?– Nic nadzwyczajnego.A jak rana?Zakładał właśnie jeden z jedwabnych szlafroków ojca Natalii.– Coraz lepiej.Twoje ręce mają uzdrowicielską moc.W sąsiednim przedziale dokonywano właśnie rozliczeń.Jerzy z posępną miną odliczał dwudziesto tysięczne banknoty.Marię najwyraźniej cieszył ten widok.– Ciągle ci to powtarzam, Jerzy – mówiła.– Ty uważasz mnie tylko za słodką idiotkę, a do gry w skata trzeba nie lada inteligencji.– Spojrzała na Ścibora i dokończyła triumfalnie: – Moja mama zawsze mówiła: “In skato veritas”.Jerzy skończył odliczanie i podsunął plik banknotów w stronę Marii.– Twoja matka była starą wiedźmą i ty też nią zostaniesz.Maria zebrała pieniądze.– Jesteś po prostu beznadziejnym graczem, a z tego, co słyszałam, również beznadziejnym kochankiem.Czy to prawda, Natalio?Natalia weszła właśnie z kuchni niosąc tacę.Uśmiechnęła się i skinęła potakująco.– Kocham go wyłącznie za poczucie humoru.Uprzątnęli ze stołu karty i przepełnione popielniczki i usiedli.Posiłek składał się z pieczywa, wędlin, pikli, ryb w marynacie i sera.Do tego bułgarskie wino.Przez chwilę jedli w milczeniu, po czym Antoni spojrzał na zegarek i powiedział:– Za pół godziny dojedziemy do Warszawy.Trzeba będzie się rozstać.– Uśmiechnął się do Ani i Ścibora.– Mam mieszane uczucia.Z jednej strony będzie mi was brakować, a z drugiej cieszę się,że nasze drogi się rozchodzą.Wolałbym wieść raczej spokojne życie.– Pamiętacie hasło? – spytał Jerzy.Ścibor potakująco skinął głową i z rybą w ustach wymamrotał:– Najpierw on mówi: “Wybraliście właściwy dzień na przyjazd do Warszawy”.A ja odpowiadam: “Zawsze jest właściwy dzień na przyjazd tutaj”.– Ciekawa jestem, kto to będzie? – zastanawiała się Irena.Ścibor westchnął i roześmiał się.– Kimkolwiek będzie, nie zaskoczy mnie bardziej niż wtedy Maria czekająca nad jeziorem.– Zwrócił się do Ani: – Powiedziała mi, że zdążyłem w sam raz na przyjęcie.Maria uśmiechnęła się szeroko.– Ale strasznie się na tobie zawiodłam! Wyobraź sobie, Aniu, że próbowałam go uwieść, a on odrzucił mnie niczym stare próchno!Udając współczucie, Ania odparła:– Jestem pewna, Mario, że był po prostu bardzo zmęczony.To jedyne możliwe wytłumaczenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl