[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Pytali jednidrugich na migi, jak nazywa się ziemia, morze, niebo, słońce, księżyc,gwiazdy i wszystko inne, co było widać dokoła; ale żołnierzy pouczo-no, by nie pozwalali żadnemu z krajowców dotykać hakownicy lubpodpatrzyć, jak się z niej strzela, aby nie mogli przypadkiem w jakiśzdradziecki sposób wykorzystać tej umiejętności.Kapelan miał za to-warzysza kapłana z rekinem i wstawił się za nim, gdy żołnierze skradli173z domu wyroczni ćwiartkę pieczonej wieprzowiny, choć święty Pawełzezwala jeść mięsiwo ofiarowane bożkowi.Ci dwaj z przyjemnościąprzestawali ze sobą; kapelan nauczył Terridiriego, który miał nadzwy-czajnie bystre ucho i dobrą pamięć, powtarzać Wierzę i Ojcze nasz iokrył jego nagość starą koszulą; nie mógł go jednak namówić do po-rzucenia włóczni z rekinem.Człowiek ten opowiedział zacnemu księdzu, że ludzie po śmiercischodzą do otchłani składającej się z trzech pięter, z których najniższejest nad wyraz straszne, środkowe znośne, a najwyższe niezmiernieprzyjemne.Dostęp do najwyższego - mówił - zapewnia śmierć na polubitwy lub ofiara złożona z bardzo wielu świń.Opisał również wspaniałeniebo ponad gwiazdami, do którego idą dusze wodzów, by ucztowaćrazem z bogami.Na próżno ksiądz Antonio starał się wywieść Terri-diriego z błędu opowiadając mu o prawdziwym piekle i prawdziwymniebie i upierając się z żarem, że jedynie krzyż może zbawić od ogniawiekuistego.Terridiri uśmiechał się tylko i twierdził, że łeb rekinamówił mu co innego, a dobry ksiądz, który miał nadzieję uczynić zniego neofitę, bolał głęboko nad jego uporem.Terridiri poprosił o pozwolenie wejścia na okręt flagowy i poroz-mawiania z generałem, i pozwolenie to otrzymał.Kapelan przyprowa-dził go do szalupy, do której wsiadł z wielkim zadowoleniem.DonAlwar przyjął go serdecznie i poczęstował konfiturą z pigwy i winem;on jednak nie chciał ani jeść, ani pić, gdyż jego bożek zabraniał mutego.Podziwiał krowy i owce, liczył żagle, obstukiwał i wąchał drewnomasztów, zszedł pod pokład i przyglądał się wszystkiemu z uwagą,którą uznaliśmy za zaskakującą u krajowca; na koniec namówił łebrekina do pobłogosławienia okrętu, który teraz, jak twierdził, wytrzymanajgwałtowniejsze sztormy i nigdy nie zatonie ani nie osiądzie na mie-liznie.Kiedy dowiedział się, że nie mamy pozostać długo w zatoce,wydał się przygnębiony i wyraził żal, że jego obowiązki i dom wyrocz-ni nie pozwalają mu przyłączyć się do nas.Terridiri zachowywał się tak174poważnie i po duchownemu i tak żywo przypominał pewnego kanonikaz Sewilli, że nie mogłem się powstrzymać od śmiechu: widziałem gooczyma wyobrazni, jak wstępuje z włócznią w ręce i z brzękiem na-szyjników na ambonę w katedrze, by wygłosić uczone kazanie o upad-ku człowieka.Na wyspie było w zwyczaju, iż młode dziewczęta mogły się odda-wać, komu chciały, i nasi ludzie korzystali z tego do woli.Tylko mę-żatki, równie obficie tatuowane jak mężczyzni, pozostawały wierneswym małżonkom; jednakże, jak dowiedzieliśmy się ze wstrętem, każ-da z nich miała co najmniej dwóch mężów, którzy, choć nie zazdrościlisobie wzajem, wspólnymi siłami mścili się na kochanku, którego byprzyjęła bez ich wiedzy.Wobec okazywanej im tak wielkiej gościnno-ści nasi żołnierze powinni się byli powstrzymać od wszelkich nadużyć;ale oficerowie dawali im krwawy przykład.Byłem pewnego ranka wkajucie generalskiej, gdy wszedł kapitan Corzo ze swoim chartem nasmyczy, by złożyć meldunek o naprawach wykonywanych na SanFelipe.Powiedział potem don Alwarowi, że jego chart czuje się zna-komicie: obżarł się ofiarami pierwszej rzezi,- Ale ponieważ tamte zapasy się skończyły - dorzucił - poszedłempofurażować wczoraj wieczór, kiedy moja kompania trzymała straż, iteraz spiżarnia jest znowu pełna.- Tak, tak, don Felipe - wykrzyknął generał nie chcąc zrozumiećohydnego znaczenia słów kapitana z obawy, że będzie musiał udzielićmu nagany - zdrowo jest chartowi pogryzć od czasu do czasu świeżąkość; ufam jednak, żeś wynagrodził właściciela świni jakimś cennympodarkiem?Barretowie roześmiali się z pogardą, gdy usłyszeli tę historię, i po-tem robili już, co im się podobało.Następnego dnia don Diego spra-wował komendę nad stałą wartą na okręcie flagowym, kiedy dwa czół-na z jedenastoma krajowcami wpłynęły do przystani od południowejstrony.Kazał żołnierzom nie odpowiadać na żadne nawoływania, lecz175zapalić lonty i trzymać broń w pogotowiu.Czółna zatrzymały się wpewnej odległości od statku, a krajowcy zaczęli wołać i podnosić wgórę dary w postaci orzechów kokosowych.Nie otrzymawszy odpo-wiedzi, ufnie podpłynęli bliżej, a gdy znalezli się w zasięgu poziomegostrzału, don Diego zakomenderował ognia.Dwóch padło martwych,reszta rzuciła się do ucieczki, ale jeszcze trzech zabito, gdy wiosłowaliw popłochu mijając galeon w drodze do brzegu.Don Diego zeskoczyłdo szalupy, by ich gonić, i tylko trzech ludzi dotarło wpław bez szwan-ku do plaży, skąd wbiegli na wierzchołek góry o trzech szczytach.Za-brał czółna, w których było tylko parę trupów, ponieważ reszta powpa-dała do morza, i wrócił na statek z meldunkiem, że odparł próbę zasko-czenia i opanowania San Geronimo.Don Alwar chętnie uwierzył wto kłamstwo i wydał ciała pułkownikowi, każąc mu wystawić je nawidok publiczny na rogu ulicy biegnącej przez wioskę, celem zade-monstrowania, czego mogą się spodziewać krajowcy zdradziecko na-padający na Hiszpanów.Kiedy udałem się na ląd, przykro mi było patrzeć na trupy zwisającez okapu jednej z chat, bo wiedziałem aż nadto dobrze, po czyjej stroniebyła zdrada - ani jeden z pomordowanych mężczyzn nie miał przy so-bie broni.Daremną jednak rzeczą byłoby złożyć generałowi prawdziwesprawozdanie z potyczki - nawet gdyby uwierzono mnie raczej niż donDiegowi, nagana sprowokowałaby go tylko do jeszcze gorszych niego-dziwości.Oburzenie moje wzrosło, gdy major złożył mu kwiecistegratulację z racji odniesionego zwycięstwa, zapewniając, że te brzydkierany od strzałów zrobią należyte wrażenie na krajowcach, podobnie jakszerokie cięcia szpadą.Mówiąc to dobył własnej szpady i zaczął niąrąbać trupa rosłego wojownika; następnie pożyczył sobie lancę i nacie-rając z pewnej odległości, przeszył mu brzuch na wylot. W ten sposóbszarak może targać martwego lwa za brodę - pomyślałem sobie.Nocą krajowcy przyszli po cichu, odcięli trupy i zabrali je ze sobą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|