[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego stary siedział za biurkiem, kiedy wszedłem do pokoju.- No! Rozbieraj się! - zawołał.- U pana kapitana zupełnie jak u lekarza! Pierwsze słowa to zawsze: rozbieraj się!- Będę konsekwentny! Co ci dolega, mój chłopcze?- Odrobinę serce.Poza tym okay, panie kapitanie! Wyrabiam się!- Jak drożdżowe ciasto? - zażartował.- Mniej więcej.Prawdę mówiąc, Wojtek mnie wyrabia!Ciepły uśmiech zastygł na jego twarzy.Pokiwał lekko głową.- Przyjemnie, że to dostrzegłeś.- On jest w każdym calu podobny do pana! W każdym!Podsunął mi krzesło.- Siadaj tu, bliżej mnie.Nie lubię załatwiać spraw zbyt oficjalnie.On jest podobny do mnie, to prawda, ale ja wrócę do ciasta! Raz wyrobione ciasto rośnie samo.Jak z tobą będzie, Marcin? Mam ochotę zdjąć z ciebie ten obowiązek poniedziałków.Czy czujesz się dostatecznie wyrobiony!- Dopiero teraz te poniedziałki zaczynają mi sprawiać przyjemność, panie kapitanie.Nie.nie czuję się wyrobiony!Sięgnął po papierosa i przyglądał mi się z życzliwą ironią.- W niczym nie przypominasz tego obrażonego młodzieńca, który jeszcze tak niedawno zjawiał się tu co miesiąc, meldując mi sucho: nic złego nie zrobiłem, panie kapitanie! Cieszę się, kiedy patrzę teraz na ciebie.Ale czy doprawdy nie masz żadnych kłopotów? To byłoby chyba nienormalne w twoim wieku!- Ja już wspomniałem, że dolega mi serce!- Słusznie! Ale czy będę ci mógł pomóc? Cóż to jest takiego? Miłość bez wzajemności?- Nie.To jest chyba tchórzostwo, panie kapitanie.Powinienem opowiedzieć wszystko tej dziewczynie! Boję się, że nie zrozumie.Nie! To nawet nie to! Boję się, że.że.- Powiedz od razu, że nie wiesz, czego się boisz!- Nie wiem, czego się boję!- A gdybyś spróbował opowiedzieć jej od początku? Ale od samego początku! Od przyjaźni z Romanem?- Byłoby to zwalanie winy na innych.Przecież pan sam przekonał mnie, że tylko ja byłem winien, że każda moja decyzja to jest moja decyzja!- Nie każę ci zwalać winy na Romana czy Mariolę! Proponuję, żebyś opowiedział, zwyczajnie opowiedział!- Czy można zwyczajnie opowiedzieć taką rzecz, panie kapitanie?- Spróbuj.- Tu przecież nie można próbować.Albo wygram, albo przegram.Tu nie ma nic pośrodku!- Ja ci radzę, żebyś spróbował w domu.Wieczorem, kiedy będziesz już leżał w łóżku, opowiedz to sobie tak, jakbyś jej opowiadał!- Można.Albo nagram na taśmę i potem włączę magnetofon.I wtedy usłyszę to z zewnątrz.- Ile ty masz lat?- Dziewiętnaście.- Hm.no, tak.ale w tych sprawach każdy jest jak dziecko! Nagraj sobie na taśmę i posłuchaj!- Kiedy mnie się zdaje, panie kapitanie, że to naprawdę.Przerwał mi.- Nagraj sobie, nagraj! A cóż to? Nawet już ci podokuczać nie mogę?Mógł mi dokuczać.Mógł, ile tylko zapragnął.Był jedynym człowiekiem, którego zgryźliwość ceniłem sobie niesłychanie wysoko.Wieczorem matka poszła do kina.Poszedłem do pokoju ojca i wyciągnąłem magnetofon.Było cicho, szum taśmy i mój własny głos początkowo utrudniały mi zebranie myśli w jakikolwiek monolog.Ale już po chwili przywykłem.Później usiadłem w fotelu ojca i usiłowałem wyobrazić sobie, że oto jestem Madą, która słucha mojej relacji, starałem się odciąć od własnych przeżyć, ocenić je obiektywnie z odległości.och, zaledwie kilku metrów, które dzieliły mnie od stolika z magnetofonem! Czy to w ogóle jest jakaś próba?Nacisnąłem klawisz.Najpierw szum, cichy kaszel i moje pierwsze nieporadne zdanie:- ".Słuchaj, Mada.wiesz, ja już niejednokrotnie chciałem ci powiedzieć pewne rzeczy dotyczące tego okresu.tego czasu, kiedyśmy się jeszcze nie znali.Tak się jakoś składało, że nigdy nie było okazji.właściwie były okazje, ale.no, wiesz.nie było nastroju.A mnie to męczy, ja bym chciał wyrzucić z siebie wszystko i wiedzieć, jak ocenisz te.te moje przeżycia.Ja miałem takiego kolegę, na imię miał Roman.Myśmy chodzili razem do szkoły od ósmej klasy, ale dopiero w dziesiątej zetknęliśmy się bliżej.Chodziliśmy razem na papierosa w czasie przerwy.Paliliśmy zawsze jednego na spółkę.Jeden palił, drugi pilnował.I tak, od słowa do słowa, od papierosa do papierosa, wiesz, jak to jest.Uczyłem się nieźle, Roman zawsze ode mnie odwalał.No i przez to czuł się potem zobowiązany.To był zwyczajny chłopak, nawet nie taki zły.Wiesz, z gatunku tych, co szumią, a potem wyrastają z nich porządni ludzie, nawet nie wiadomo kiedy.Ja trafiłem u niego na ten szum.Zawsze dość łatwo ulegałem różnym wpływom.Jako dzieciak bawiłem się, kiedyś z chłopcem, który się jąkał.I natychmiast sam zacząłem się jąkać.Potem poznałem.to zresztą nieważne, chciałem ci tylko powiedzieć, że przylepiały się do mnie cudze powiedzonka, czyjeś przywary, jakieś obce odruchy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl