[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A potem gniew zmienił się znów w to nieskończone zmęczenie, sprawia­jące, że Koronal wydawał się mieć siedemdziesiąt, osiemdzie­siąt lat, nie zaś być wciąż młodym, pełnym życia człowiekiem około czterdziestki, którą - o czym Hissune wiedział - dopiero co przekroczył.Zapadła przedłużająca się w nieskończoność, pełna napię­cia cisza.W końcu Lord Valentine powiedział powoli wprost do Hissune'a, jakby nikogo innego nie było w pokoju:- Słowo więcej nie padnie o wojnie, póki pozostaje nadzie­ja na pokój.Lecz znaki zwiastują nieszczęście, to prawda; je­śli nie wojna, z pewnością zdarzy się jakieś inne zło.Nie zigno­ruję tego rodzaju ostrzeżeń.Zmieniliśmy dziś niektóre z na­szych planów, Hissunie.- Czyżbyś odwołał Wielki Objazd, panie?- Tego nie wolno mi zrobić.Odkładałem go kilkakrotnie, twierdząc, że zbyt wiele jest pracy na Górze Zamkowej i że nie mam czasu włóczyć się po świecie.Być może odkładałem go zbyt długo.Objazdy powinny odbywać się co siedem, osiem lat.- A teraz przerwa była dłuższa?- Niemal dziesięcioletnia.I poprzedni objazd nie zakoń­czył się zgodnie z planem.Jak może pamiętasz, w Tilomon na­stąpiło drobne zamieszanie, w wyniku którego ktoś inny, bez mej wiedzy, wziął na swe barki ciężar władzy.Ponad ramieniem Hissune'a Koronal patrzył w jakąś nie­wyobrażalną dal, jakby na moment zajrzał w mglistą otchłań czasu; być może wspominał ten niezwykły zamach, który prze­prowadzili Barjaazidowie, i rozpamiętywał miesiące, a może la­ta, podczas których wędrował po Majipoorze pozbawiony świa­domości i swej potęgi.W końcu potrząsnął głową.- Nie.Wielki Objazd trzeba przeprowadzić.W rzeczywisto­ści trzeba go rozciągnąć w czasie.Myślałem o podróży tylko przez Alhanroel, ale teraz sądzę, że powinienem odwiedzić oba kontynenty.Mieszkańcy Zimroelu także powinni przekonać się na własne oczy, że mają Koronala.A jeśli Sleet ma słuszność i powinniśmy obawiać się właśnie Metamorfów, to cóż - musi­my udać się właśnie na Zimroel, tam bowiem mieszkają Zmiennokształtni.Tego Hissune się nie spodziewał.Poczuł nagłe, gwałtowne podniecenie.Zimroel! Ten niewyobrażalnie daleki kontynent, pełen dżungli i wielkich rzek, wspaniałych metropolii, będą­cych dla niego niemal legendą, czarodziejskich miast o czaro­dziejskich nazwach.- Ach, jeśli taki jest twój nowy plan, to wspaniale, panie! - powiedział, uśmiechając się szeroko.- Myślałem, że nigdy nie zobaczę Zimroelu, no, może w snach! Czy będziemy w Ni-moya? I w Pidruid, i w Tilomon, i w Narabal.- Ja najprawdopodobniej będę.- Głos Koronala był dziw­nie bezdźwięczny.Jego słowa Hissune odczuł jak uderzenie pałką.- "Ja" panie? - spytał, nagle przestraszony.Lord Valentine powiedział cicho:- Zaszła kolejna zmiana planów.Nie będziesz towarzyszył mi w Wielkim Objeździe.Hissune'a przeszył zimny dreszcz, jakby wiatr wiejący mię­dzy gwiazdami spadł na Majipoor i dotarł do najgłębszej głębi Labiryntu.Zadrżał i dusza skurczyła się w nim od tego chłodu; czuł, że zostaje z niego tylko nędzna łupinka.- A więc zwalniasz mnie ze służby, panie?- Zwalniam ze służby? Ależ skąd! Z pewnością domyślasz się, że mam wobec ciebie wielkie plany.- Mówiłeś tak, panie, i to nie raz.Lecz Objazd.- Nie byłoby to odpowiednie przygotowanie do obowiąz­ków, które pewnego dnia przyjdzie ci pełnić.Nie, Hissunie, nie stać mnie na to, żebyś zmarnował rok lub dwa lata, włócząc się przy mym boku.Pojedziesz na Górę Zamkową tak szybko, jak to tylko możliwe.- Na Górę Zamkową, panie?- Rozpoczniesz naukę; będziesz uczył się wszystkiego, co musi umieć rycerz-kandydat.- Panie? - Hissune zdumiał się niepomiernie.- Masz lat.ile? Osiemnaście? Wiec w stosunku do innych jesteś i tak strasznie spóźniony.Ale nie brak ci inteligencji, nadrobisz stracony czas i szybko osiągniesz granice swych moż­liwości.Nie masz wyboru, Hissunie.Nie wiemy, co za zło spad­nie wkrótce na nasz świat, lecz ja jestem świadomy, że powi­nienem spodziewać się najgorszego, i muszę być gotowy na je­go nadejście i przygotować ludzi, którzy będą przy mnie, gdy zło wreszcie się objawi.Dla ciebie więc, Hissunie, Wielki Ob­jazd skończył się, nim się zaczął.- Rozumiem, panie.- Rozumiesz? Tak, chyba rzeczywiście rozumiesz.Później przyjdzie czas na odwiedzenie Piliploku, Ni-moya i Pidruid, prawda? Lecz nie teraz.nie teraz.Hissune przytaknął skinieniem głowy, choć w rzeczywisto­ści nie ośmielił się nawet przypuszczać, że pojmuje to, co wła­śnie powiedział Lord Valentine.Przez długą chwilę Koronal przyglądał mu się kamiennym wzrokiem, a on nie ugiął się pod spojrzeniem nieruchomych, zmęczonych niebieskich oczu, choć sam zaczynał czuć zmęczenie większe od tego, jakie kiedykol­wiek dane mu było poznać.Zdał sobie sprawę, że audiencja się skończyła, choć nie kazano mu jeszcze odejść.W milczeniu uczynił znak gwiazdy i powoli ruszył w stronę wyjścia.Nie pragnął teraz niczego oprócz snu, mógłby spać tydzień lub miesiąc.Ta zdumiewająca noc odebrała mu wszystkie siły.Zaledwie dwa dni temu sam Lord Valentine wezwał go do tej właśnie sali i zapowiedział, że ma szykować się do natychmia­stowego opuszczenia Labiryntu, w jego towarzystwie uda się bowiem na objazd Alhanroelu; wczoraj mianowany został do­radcą Koronala i zaproszony do stołu władcy na dzisiejszą ucztę, a teraz uczta skończyła się wśród tajemniczych, niepojętych wydarzeń.Widział Koronala znużonego i jakże ludzkiego w tym znużeniu, dowiedział się, że Wielki Objazd nie jest już dla nie­go, gdyż dla niego jest.Góra Zamkowa! Rycerz-kandydat?Nadrobić stracony czas? Po co go nadrabiać? Życie stało się snem, pomyślał Hissune.I nie ma nikogo, kto dokonałby dla mnie jego tłumaczenia.W korytarzu prowadzącym z apartamentów Koronala do­padł go Sleet, złapał za nadgarstek i zatrzymał.Hissune wyczuł bijącą od niego moc, doskonale hamowaną, gotową wybuchnąć energię.- Chcę ci powiedzieć jedno, chłopcze - kiedy przemówiłem tak szorstko, nie pragnąłem, by między nami zapanowała wro­gość.- Nawet mi to nie przyszło do głowy.- To dobrze.Doskonale.Nie chcę mieć w tobie przeciwni­ka.- I ja w tobie.- Sądzę, że przyjdzie nam ze sobą blisko współpracować, kiedy nadejdzie wojna.- Jeśli nadejdzie wojna.Sleet uśmiechnął się niewesoło.- Co do tego nie ma żadnych wątpliwości.Ale nie mam za­miaru znowu zacząć się na ten temat spierać, tu i teraz.Wkrót­ce podzielisz mój punkt widzenia.Valentine nie dostrzega kłopotów, póki nie zacznie się o nie potykać, taką ma naturę.Moim zdaniem, jest zbyt poczciwy, zbytnio wierzy w dobrą wolę innych, ale z tobą jest inaczej, prawda, chłopcze? Ty masz oczy szeroko otwarte.Sądzę, że Koronal to ceni w tobie najbardziej.Rozumiesz, o czym mówię? - To była długa noc, Sleecie.- Niewątpliwie.Prześpij się, chłopcze.Jeśli potrafisz.9Pierwsze promienie wschodzącego słońca padły na postrzę­piony, szary, błotnisty brzeg morza na południowo-wschodnim wybrzeżu Zimroelu, oświetlając go bladozielonymi promienia­mi.Pięcioro Liimenów, śpiących w nędznym, wielokrotnie ła­tanym namiocie na granicy wydm, kilkaset metrów od linii wody, obudziło się natychmiast [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl