[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Gdzieś musiałam patrzeć, a na nieboszczyka nie miałam ochoty.- I nic pani niezobaczyła? Żadnego ruchu? Nikt tam się nie przemknął? - Skoro milicja znalazłamnie w dobrym zdrowiu, to znaczy, że nie zobaczyłam tam kompletnie nic.Zdajesię, że już na ten temat zeznawałam.Nawet głupi kot przyprawiłby mnie o atakserca.- No właśnie, kota też nie było? - Był.Potem.- Zaraz, po kolei.Po telefonie od razu wyszła pani na klatkę schodową? -Natychmiast wyszłam i usiadłam na schodach, bo mi się nogi ugięły.Zewnętrznedrzwi trochę przymknęłam, sam pan widział, jak było.- I co pani robiła? - Nalitość boską, co mogłam robić?! Nic! Paliłam papierosy i bałam się panicznie.-Czego pani się bała? Zastanowiłam się.- Nie wiem.Na rozum, nie było czego.Alepanowała tam jakaś taka atmosfera.Możliwe, że wymyśliłam to ze zdenerwowania,ale wydawało mi się, że to jeszcze nie koniec, że morderca czai się w pobliżu iczyha na następną ofiarę.Coś w tym rodzaju.Potem przyszedł kot, co mnie trochęuspokoiło.- Atmosfera, mówi pani.wydawało się pani, że morderca jest wpobliżu.- Niech pan tego tak nie eksponuje, w zdenerwowaniu można wymyślaćróżne idiotyzmy - przerwałam z wyrzutem.- Nie znajduję zwłok codziennie.-Nie, co znowu, żadne idiotyzmy - uspokoił mnie major żywo.- Czy pani jestdobrym medium? - O rany boskie, od tych rozmów z panem można zwariować.Niewiem.Kiedyś byłam bardzo dobrym medium, ale miałam wtedy jedenaście lat.Wątpię, czy mi zostało.Z góry uprzedzam, że w żadnym wywoływaniu duchów niebędę brała udziału! - Ja też nie.Zaraz, ten kot.Skąd się wziął? - Z góry.Zbiegł z wyższego piętra.Był przestraszony, bał się wrócić na górę i bał sięmnie.W końcu się trochę ośmielił, po długim czasie, i nawet pozwolił siępogłaskać.Potem uciekł na dół.- Cholera - powiedział major z goryczą.- Że teżpani od razu nie powiedziała o tym kocie! I pomyśleć, że mieliśmy go pod ręką!Siedział na strychu.- Kto? Kot czy morderca? - Morderca, oczywiście.Zamilkłam.Major również milczał, patrząc w przestrzeń przeze mnie na duch.Dreszcz mi przeleciał po plecach.- Przyśni mi się to, jak Bóg na niebie -mruknęłam ponuro.- Nie wiem, czy to, co pan stosuje, to nie są badaniatrzeciego stopnia.Już się przyznam do wszystkiego, tylko niech pan przestanie.Major ocknął się z zamyślenia.- No więc ostrzegam panią, że jeśli te wszystkieinformacje, które pani ukrywa, wyjdą na jaw bez pani udziału, zostanie panioskarżona o ukrywanie dowodów przestępstwa - rzekł stanowczo, acz z lekkimroztargnieniem.- Nie mam już do pani cierpliwości.Niech się pani nad tymzastanowi.Następnego dnia udało mi się wreszcie złapać Baśkę telefonicznie.Materiału do rozmowy z nią miałam już nadmiar, stanowczo zażądałam spotkania.Baśka rozważała przez chwilę swój plan zajęć.- Pojutrze - powiedziała.- Ja teżmam do ciebie parę interesów.Jestem osobą myślącą realnie i nie wierzę, żewystarczą nam dwie godziny.Dopiero pojutrze będę miała więcej czasu niż dwiegodziny.Umówiłam się z nią na mieście, ściśle biorąc w kawiarni Mozaika naPuławskiej.Cierpliwie poczekałam do pojutrza.O umówionej godzinie znalazłamwolny stolik i zaczęłam patrzeć na drzwi.Po dwóch godzinach trafił mnie szlagna tę cholerną Baśkę, wręcz nie do opisania.Dochodziła dziesiąta.Dopadłamtelefonu i zadzwoniłam do niej do domu.- Baśka poszła w Polskę - powiadomiłmnie Paweł zatroskanym głosem.- Zdaje się, że siedzi w Słowiańskiej, to bliskociebie.Gdyby ci się udało wywlec ją stamtąd, byłbym ci bardzo wdzięczny, ja niemogę, mam tłumaczenie, które muszę skończyć do rana.Nie wiem, czy mi się uda.-Skąd wiesz, że siedzi w Słowiańskiej? - Dzwoniła stamtąd i powiedziała, że wrócipóźniej.Powiedziała, żebym ci powiedział, gdzie jest, w razie gdybyś dzwoniła.Dzwoniłem do ciebie, ale cię nie było.Ona wątpi, czy ty tam przyjdziesz, bo tostraszna mordownia.- Słusznie wątpi - mruknęłam i dałam mu spokój.Szlagjednakże ciągle się we mnie kotłował, poza tym pomyślałam, że jeśli Baśkadzisiaj się urżnie, jutro znów się z nią nie dogadam.Postanowiłam zajrzeć dookropnej speluny, w którą ostatnimi laty przekształciła się restauracjaSłowiańska, podjechałam na parking przy Malczewskiego, ustawiłam samochód przedsklepem z farbami i wysiadłam.Do lokalu weszłam bez przeszkód, aczkolwiekmusiałam chyba zrobić złe wrażenie, bo kilka osób w pobliżu na mój widokzaniechało konwersacji.Od razu z hallu, przez oszklone drzwi, ujrzałam Baśkę.Siedziała przy stoliku prawie w połowie sali z jakimiś dwoma facetami, pogrążonaw rozmowie i robiła wrażenie zupełnie trzeźwej.Za to obok spał jakiś pijak,siedzący wprawdzie przy sąsiednim stoliku, ale rozwalony na oparciu wolnegokrzesła przy stoliku Baśki.Zdziwiłam się, że jej to nie przeszkadza, bo głowętrzymał prawie w ich talerzach.W momencie, kiedy patrzyłam na nią,zastanawiając się, czy wejść dalej, czy też czekać, aż na mnie spojrzy, pijaknagle się ocknął.Z wysiłkiem wstał z krzesła i ruszył ku wyjściu chwiejnymkrokiem, obijając się o wszystko po drodze.Usunęłam się z drzwi, żeby mu zrobićmiejsce, niech się obija dowolnie, byle nie o mnie, po czym mimo woli spojrzałamza nim, kiedy wychodził na ulicę.Spojrzałam raz, a potem szybko spojrzałamponownie.Tuż za drzwiami zabalsamowany w czarnoziem pijak odzyskał naglesprawność ruchów, zupełnie jakby opary alkoholu pozostały w przedsionku, on zaśsam wyzwolił się spod ich wpływów, przekraczając próg lokalu.Opary zresztąistotnie były intensywne.Eks-pijak rozejrzał się we wszystkie strony całkiemtrzeźwo i ostrym sprintem ruszył w prawo.Zjawisko dziwiło mnie krótko, od razupomyślałam, że podwładni majora powinni mieć jakiś dodatek za pracę w trudnychwarunkach.Wróciłam do drzwi i znów spojrzałam w głąb lokalu.Baśka mnie właśniedostrzegła i gestami dawała mi do zrozumienia, że zaraz wychodzi.Gestem dałamjej do zrozumienia, że poczekam w samochodzie na parkingu, usunęłam się z droginastępnego pijaka i uciekłam na ulicę, pełna obaw, że przesiąknę atmosferąwnętrza, po czym, nie daj Boże, powącha mnie jakiś milicjant.Podchodząc dosamochodu, spojrzałam w kierunku oświetlonej stacji benzynowej, przypomniałamsobie, że jest czynna tylko do dziesiątej wieczorem i obok stacji, w budcetelefonicznej, ujrzałam wytrzeźwiałego pijaka.Rozmawiał przez telefon.Poznałamgo z daleka po czerwonym szaliczku, który miał fantazyjnie okręcony dookołaszyi.Wsiadłam do samochodu i czekałam cierpliwie.Baśka nie nadchodziła.Pijakskończył rozmowę przez telefon, wyskoczył z budki i galopem popędził z powrotemdo restauracji.Obserwowałam go, bo nie miałam nic lepszego do roboty, iniespokojnie usiłowałam odgadnąć, co też ta Baśka mogła takiego powiedzieć.Musiało to być coś niesłychanie ważnego, skoro pracownik majora w takimpośpiechu poleciał go o tym zawiadamiać.Zamyśliłam się tak, że przestałamzwracać uwagę na otoczenie.Stałam pod drzewkiem naprzeciwko sklepu z farbami,tyłem do Puławskiej, a przodem do parkingu.Ocknęłam się dopiero, kiedy przedmoim nosem zaczął się miotać jakiś samochód
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|