[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obejrzał się przez ramię.Starzec jechał kilka kroków z tyłu, ale sprawiał wrażenie zaniepokojonego.Zapewne nie był za­chwycony faktem spełnienia się jednej z przepowiedni.No cóż - pomyślał Calrissian.- Czy kiedykolwiek jacyś lu­dzie byliby rzeczywiście z tego zadowoleni?Pomieszczenie, do którego wkrótce wjechali, było dość prze­stronne - mogło mieć jakieś dziesięć metrów szerokości.A kiedy znaleźli się pod podłogą, zaczęło się im wydawać, że ruchomy chodnik sunie poziomo.Stwierdzili jednak, że sklepienie nad ich głowami dzieli od ruchomej podłogi stale taka sama odległość, wynosząca mniej więcej dziesięć metrów.Boczne ściany, tworzą­ce w pierwszych chwilach kąt prosty z podłogą, później zaczęły zakrzywiać się nad ich głowami, nadając całości wygląd gigan­tycznej rury.Z początku ściany nie wykazywały żadnych szczególnych właściwości.Sprawiały wrażenie przezroczystych, ale pogrążo­nych w ciemności.W podłodze nie dało się zauważyć żadnych ruchomych części.Położony na niej przedmiot poruszał się tak samo szybko, jak Lando, Mohs i Vuffi Raa.Gdyby Lando nie spoglądał na ściany, nie mógłby stwierdzić, czy podłoga w ogóle się porusza.- EEEVVVUUUHHHVVVIII EEERRRAAA, EEEJJJA-AAKKK EEESSSIIIEEE EEECCCZZZUUUIIIEEESSSZZZ?Android trzymał się z całej siły małżowiny Calrissiana.Obserwował, mierzył i starał się robić wszystko, co mógł - zapewne z uwagi na to, że ktoś inny niósł ciężar jego mikroskopijnego ciała.Mimo to największą część uwagi poświęcał zagadnieniu rozmia­rów.Założył, że to on uległ miniaturyzacji - na razie nie zastana-; wiał się nad tym, w jaki sposób, ani nad faktem, że jego stan jest sprzeczny z kilkoma prawami fizyki.Z pewnością jednak nie chciał­by spędzić reszty życia, zmniejszony do rozmiarów okrucha.An­droidy czasami żyją długo, bardzo długo.Z drugiej strony, było możliwe, że to Lando i j ego sędziwy towarzysz, gwałcąc kilka innych praw fizyki, w tajemniczy spo­sób urośli.Vuffi Raa nie sądził, że musi pytać ich o to, co sadzana temat takiej hipotezy.Jego rozważania zostały przerwane przez tę część świadomoś­ci, która zajmowała się obserwacjami.Westchnąwszy cicho w mechanicznym duchu, przygotował się na jeszcze jeden trud kolejnej rozmowy.- Mistrzu, chyba korytarz zaczyna lekko zakręcać.- Nie tak głośno, Vuffi Raa! Zakręcać? - Lando rozejrzał się na boki.Niczego nie zauważył.Widocznie promień krzywizny musiał być duży.Nagle przyszła mu do głowy pewna myśl.- Jak bardzo? I kiedy zatoczy pełne koło? W pewnym miejscu musi złą­czyć się sam z sobą, a my powinniśmy zauważyć, w którym.I to bez względu na to, czy obróci się to naszą korzyść, czy niekorzyść.- Nie sądzę, mistrzu.Nigdy nie przestaliśmy się zagłębiać.Zjeżdżamy cały czas coraz niżej, jakby po gigantycznej spirali.- Coś takiego! Jak szybko? - powtórzył Calrissian.Stary Tok przysłuchiwał się ich rozmowie z dziwnym wyrazem pozbawio­nej oczu twarzy.- Jaką średnicę może mieć ta spirala?- Według czyjej skali? Lando zachichotał.- Dobre pytanie.Niech będzie według mojej, jeżeli nie masz nic przeciwko temu.I tak musiałbym to przeliczyć, prawda?Vuffi Raa powstrzymał się od stwierdzenia - i to tylko dlatego, że rozmowa była zajęciem wprost nieprawdopodobnie nudnym - że dotychczas Lando nie bardzo radził sobie z obliczeniem czegokol­wiek.Zamiast tego podzielił albo pomnożył przez mniej więcej sześć­dziesiąt wszystkie dane, jakich dostarczały mu czujniki.- W tej chwili jakieś dziesięć kliko w.Opada sto metrów na każde trzydzieści kilometrów.- Potrafisz ocenić, jak szybko ta rzecz się porusza?- Około dwudziestu kilometrów na godzinę.Spirala opada o je­den poziom co każdą dwudziestą trzecią część okresu obrotu pla­nety.Podróż ciągnęła się chyba bez końca.Mijała godzina za go­dziną.Vuffi Raa pierwszy zauważył, że wygląd ścian uległ dostrze­galnej zmianie.- Mistrzu.Proszę, zwróć uwagę, że przez ściany zaczyna być coś widać.- Widzę.- Lando wbił spojrzenie w jaśniejące ściany.Tam, gdzie jeszcze przed chwilą panowały nieprzeniknione ciemności, zaczynały pojawiać się jakieś formy i kształty.Odnosił wrażenie, że jedzie autostradą, która niedługo ma się wyłonić z tunelu, po­prowadzonego pod wierzchołkiem góry.- Nareszcie wydostaliśmy się z tej piramidy! Jesteśmy teraz pod nią!ROZDZIAŁ 16Odbyli wyprawę do samego serca planety.Ściśle biorąc, mijało to się z prawdą, jak Vuffi Raa nie omieszkał od razu zauważyć, ale Lando nie miał nic przeciwko tej metaforze.Wręcz przeciwnie, bardzo mu się podobała.Geologiczne warstwy, które mijali i oglądali, pochodziły -jak twierdził mały android - z okresu, kiedy na Rafie Pięć dopiero budziło się życie.Stwardniałe na kamień złoża, uformowane przez żyjące w morzach i oceanach mikroskopijne organizmy, których na próżno byłoby szukać teraz na prastarej, spalonej słońcem po­wierzchni planety, przeplatały się z blokami zastygłej lawy, jaka wypłynęła kiedyś z wnętrz wulkanów.Vuffi Raa, który był obda­rzony znakomitym wzrokiem - możliwe, iż zawdzięczał go miniaturyzacji - raz po raz wskazywał i objaśniał w najdrobniejszych szczegółach wszystko, co widział za przezroczystą ścianą.- A teraz oglądamy.mistrzu.pozostałości po pierwszych koloniach jednokomórkowców.prapraprzodków stworzeń wielokomórkowych.- Nie nazywaj mnie mistrzem, zwłaszcza kiedy bawisz się w nauczyciela.Chcesz coś zjeść, Mohsie?Lando zaczął szperać po kieszeniach ocieplanej kurtki, po­szukując wody i skondensowanych racji żywnościowych.Vuffi Raa niczego takiego nie potrzebował, ale starzec zdumiał Calrissiana, zadowalając się wypiciem łyka wody z plastikowej manierki.Od wielu godzin prastary Naczelny Śpiewak Toków nie wypo­wiedział ani słowa.Sprawiał wrażenie osoby pogrążonej w zadumie.Zachowywał się tak, jakby przysłuchując się wszystkiemu, o czym opowiadał Vuffi Raa, usiłował przeniknąć ciemności.Lando nie potrafiłby powiedzieć, czy staruszek w ogóle coś rozumiał z pa­leontologicznych rozpraw, nieustannie wygłaszanych przez zmi­niaturyzowanego androida.- Jeżeli oglądamy ślady powolnego, ale ciągłego rozwoju mikroorganicznego życia, czy to nie oznacza, że kierujemy się ku powierzchni planety? - zapytał młody hazardzista, zwracając się do Vuffi Raa.- Wręcz przeciwnie.mistrzu.nasz korytarz już od dawna biegnie poziomo.i prosto.Podróżujemy po przekątnej geo­logicznych warstw.które się wypiętrzyły.Z jakiegoś powodu fakt ten zaniepokoił Calrissiana.Lando żałował, że mały robot nie informował go cały czas o kierunku podróży.Co więcej, czuł się niemal tak, jakby.jakby.- Wybrali świadomie właśnie taką trasę, prawda? - zapytał.-Żebyśmy mogli oglądać wszystko, co oglądamy?- Oni, kapitanie? - odezwał się Mohs, wprawiając hazardzistę w osłupienie.Starzec już dawno odkrył, że może podróżować ruchomym chodnikiem równie dobrze siedząc, jak stojąc.Lando poszedł w jego ślady i teraz obaj siedzieli w odległości zaledwie metra od siebie.Zanim ściany stały się przezroczyste i Vuffi Raa rozpoczął swoje wykłady, kapitan „Sokoła Milenium" zastanawiał się nawet, czy się nie zdrzemnąć.Prawdę mówiąc, nadal się nad tym zastanawiał.- Doskonale wiesz, o kogo mi chodzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl