[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jeśli to dla pana takie ważne.- Y.Przepraszam.Dziekan zaczął mamrotać coś pod nosem i nagle wrzasnął prze­rażony:- Oślepłem!- Pański bandaż bonsai zsunął się panu na oczy, dziekanie.Windle jęknął.- Jak się czujesz, bracie Poons?W pole widzenia Windle'a wpłynęła rozpadająca się nieco twarz Rega.- Wiesz, jak to jest - odparł.- Mogłoby być lepiej, ale mogło­by być gorzej.Wózek odbił się od ściany i zmienił kierunek.- Co z pańskimi zaklęciami, dziekanie? - rzucił Ridcully przez zaciśnięte zęby.- Coraz trudniej mi kierować tym czymś.Dziekan wymruczał kilka słów i w dramatycznym geście wzniósł ręce.Oktarynowy płomień strzelił mu z palców i uziemił się gdzieś we mgle.- Jii-hoo!- Dziekanie.- Słucham, nadrektorze.- Ta uwaga, jaką niedawno wygłosiłem na temat słowa na Y.- Tak? Słucham?- Może pan dołączyć także Jii-hoo.Dziekan zwiesił głowę.- Aha.Oczywiście, nadrektorze.- I dlaczego nie było jeszcze wybuchu?- Dołożyłem niewielkie opóźnienie, nadrektorze.Pomyślałem, że może chcielibyśmy się wydostać, zanim to nastąpi.- Dobrze kombinujesz, chłopie.- Zaraz cię stąd wydostaniemy, Windle - mówił Reg Shoe.-Nie zostawiamy naszych ludzi w takiej sytuacji.Przecież.I wtedy podłoga wybuchła przed nimi.A zaraz potem za nimi.Bestia, która wynurzyła się spod strzaskanych płyt, była albo bezkształtna, albo miała wiele kształtów równocześnie.Wiła się wściekle i trzaskała na nich swymi rurkami.Wózek zahamował z poślizgiem.- Ma pan jeszcze jakieś czary, dziekanie?- Tego.Nie, nadrektorze.- A te zaklęcia, o których pan mówił, zadziałają.?- Lada sekunda, nadrektorze.- Czyli cokolwiek się stanie, stanie się nam?- Tak, nadrektorze.Ridcully poklepał Windle'a po głowie.- Przykro mi - powiedział.Windle odwrócił się z trudem i spojrzał w głąb korytarza.Dostrzegł coś za królową.To coś wyglądało jak całkiem zwy­czajne drzwi sypialni, przesuwające się ciągiem małych kroków, jak­by ktoś bardzo ostrożnie popychał je przed sobą.- Co to jest? - zdziwił się Reg.Windle uniósł się jak najwyżej.- Schleppel!- Nie, niemożliwe - mruknął Reg.- To Schleppel! - krzyknął Windle.- Schleppel! To my! Mo­żesz nam pomóc?Drzwi się zatrzymały.A potem odleciały na bok.Schleppel wy­prostował się na pełną wysokość.- Dobry wieczór, panie Poons.Witaj, Reg - powiedział.Wszyscy wpatrywali się w kudłatą postać, wypełniającą sobą pra­wie cały korytarz.- Ehm.Schleppel, tego.- zająknął się Windle.- Czy mógł­byś oczyścić nam drogę?- Żaden kłopot, panie Poons.Dla przyjaciela wszystko.Dłoń wielkości taczek wysunęła się z mgły, chwyciła przeszkodę i wyrwała ją z nieprawdopodobną łatwością.- No, popatrz na mnie! - powiedział Schleppel.- Masz rację.Strach potrzebuje drzwi jak ryba bicyklu! Powtórz to i powtórz głoś­no, ale.- A czy teraz mógłbyś się odsunąć? Proszę.- Pewnie.Jasne.O rany!Schleppel raz jeszcze uderzył w królową.Wózek pomknął przed siebie.- I lepiej chodź z nami! - krzyknął Windle, gdy Schleppel znik­nął w kłębach mgły.- Nie, lepiej nie - zaprotestował nadrektor.- Możesz mi wie­rzyć.Co to było?- On jest strachem - wyjaśnił Windle.- Myślałem, że strachy tkwią zwykle w szafach i różnych takich.- On wyszedł z szafy - odparł z dumą Reg Shoe.- I odnalazł siebie.- Bylebyśmy tylko my potrafili go zgubić.- Nie możemy go przecież zostawić.- Możemy - burknął Ridcully.- Naprawdę możemy.Za nimi rozległ się huk przypominający erupcję gazu bagien­nego.Obok przemknęły strumienie zielonego światła.- Zaklęcia zaczynają wybuchać! - krzyknął dziekan.- Szybciej! Wózek wyskoczył z bramy i wzleciał w chłód nocy.Kółka piszczały.- Yo! - huknął Ridcully, kiedy dum gapiów rozbiegał się przednimi.- Czy to znaczy, że ja też mogę powiedzieć “yo"? - upewnił siędziekan.- Dobrze.Ale tylko raz.Każdy może powiedzieć “yo" jeden raz.-Yo!- Yo! - powtórzył Reg Shoe.-Uuk!- Yo! - zawołał Windle Poons.- Yo! - powiedział Schleppeł.(Gdzieś w ciemności, gdzie tłum był najrzadszy, wychudzona sylwetka pana hcolite, ostatniego żyjącego banshee, podbiegła do dygoczącego budynku i dyskretnie wsunęła pod drzwi karteczkę.Na karteczce byio napisane: OOOOeeeOOOeeeOOOeee).Wózek zarył się kółkami w ziemię i zahamował.Nikt się nie oglądał.- Jesteś za nami, prawda? - zapytał wolno Reg Shoe.- Zgadza się, Reg - potwierdził radośnie Schleppel.- Czy powinniśmy się martwić, bo może stanąć przed nami? -zapytał Ridcully.- Czy może jest jeszcze gorzej, ponieważ wiemy, że jest za nami?- Ha! Ten strach już skończył z szafami i piwnicami! - oświad­czył Schleppel.- To szkoda, bo na uniwersytecie mamy naprawdę wielkie piw­nice - wtrącił pospiesznie Windle Poons.Schleppel zastanawiał się przez chwilę.- Jak wielkie? - zapytał badawczo.- Ogromne.- Tak? Ze szczurami?- Szczury to drobiazg.Siedzą w nich różne demony, które wy­rwały się spod kontroli.Prawdziwa plaga.- Co ty wyprawiasz? - syknął Ridcully.- Przecież tu chodzi o na­sze piwnice!-Wolałby go pan pod własnym łóżkiem? - mruknął cicho Windle.- Czy żeby chodził za panem? Ridcully stanowczo kiwnął głową.- To fakt, te nieszczęsne szczury naprawdę się rozpanoszyły -powiedział głośno.- Niektóre mają.no, chyba ze dwie stopy dłu­gości.Prawda, dziekanie?- Trzy stopy - stwierdził autorytatywnie dziekan.- Co najmniej.- I tłuste jak masło - dodał Windle.Schleppel pomyślał chwilę.- No dobrze - zgodził się z ociąganiem.- Może przespaceru­ję się tam i rzucę okiem.Wielki sklep eksplodował i implodował równocześnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl