[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I odkrył, że nie ma nic do powiedzenia.Ale inna osobowość wniknęła w niego i przejęła władzę nad wargami.I przemówiła.- Moim własnym sztyletem, ty draniu! Wiedziałem, że to ty! Widziałem cię na szczycie schodów, jak ssałeś kciuk! Zabiłbym cię, ale powstrzymuje mnie wizja słuchania przez wieczność twoich ję­ków.Ja, Verence, niegdyś król.- Cóż to za zeznanie? - przerwała mu księżna.Stała przed sceną w otoczeniu sześciu żołnierzy.- To oszczerstwo - dodała.- I zdrada na dodatek.Bełkot obłąkanych aktorów.- Byłem królem przeklętego Lancre! - wrzasnął Tomjon.- W takim razie jesteś rzekomą ofiarą - odparła zimno księż­na.- I nie możesz być świadkiem oskarżenia.To wbrew wszelkim precedensom.Ciało Tomjona odwróciło się do Śmierci.- Byłeś tam! Widziałeś wszystko!OBAWIAM SIĘ, ŻE NIE ZOSTANĘ UZNANY ZA WŁAŚCI­WEGO ŚWIADKA.- Zatem nie ma dowodów, a gdzie nie ma dowodów, tam nie ma zbrodnii - podsumowała księżna.Skinęła na żołnierzy.- Tak kończy się twój eksperyment - zwróciła się do męża.- Uważam, że mój sposób jest lepszy.Rozejrzała się i dostrzegła czarownice.- Aresztujcie je - poleciła.- Nie! - zawołał Błazen, wychodząc zza kulisy.- Co powiedziałeś?- Widziałem wszystko - odparł spokojnie Błazen.- Byłem tej nocy w holu.To ty zabiłeś króla, panie.- Nieprawda! - wrzasnął książę.- Nie było cię tam! Nie wi­działem cię! Rozkazuję, żeby cię tam nie było!- Nie ośmieliłeś się powiedzieć tego wcześniej, Błaźnie - za­uważyła lady Felmet.- Tak, pani.Ale musiałem powiedzieć teraz.Książę spojrzał na niego niepewnie.- Przysięgałeś lojalność aż do śmierci, mój Błaźnie - syknął.- Tak, panie.Przykro mi.- Już jesteś trupem.Książę wyrwał sztylet z bezwładnej dłoni Wimsloe'a i wbił go po rękojeść w pierś Błazna.Magrat krzyknęła.Błazen kołysał się w przód i w tył.- Dzięki bogom, to już koniec - powiedział, gdy Magrat prze­cisnęła się między aktorami i przytuliła go do tego, co miłosier­nie można nazwać jej łonem.Przyszło mu do głowy, że nigdy jeszcze nie spoglądał łonu prosto w oczy, przynajmniej od czasów dzie­ciństwa.Świat potraktował go wyjątkowo okrutnie, zachowując to doświadczenie na po śmierci.Delikatnie odsunął dłoń Magrat i zdjął z głowy wstrętną czap­kę z rogami.Odrzucił ją jak najdalej.Nie musiał już być błaznem, uświadomił sobie.Koniec zmartwień o przysięgi i wszystko.Jeśli dodać do tego łono, śmierć całkiem mu się spodobała.- Nie zrobiłem tego - oznajmił książę.Żadnego bólu, myślał Błazen.Zabawne.Z drugiej strony nie można przecież odczuwać bólu, kiedy jest się martwym.Marno­wałby się.- Wszyscy widzieliście, że tego nie zrobiłem.Śmierć patrzył na Błazna ze zdziwieniem.Sięgnął w fałdy swej szaty i wyjął klepsydrę.Miała dzwonki.Potrząsnął nią delikatnie i brzęknęła.- Nie wydawałem rozkazów, by coś takiego się stało - oświad­czył spokojnie książę; jego głos dochodził z daleka, z miejsca gdzie przebywał jego umysł.Zespół przyglądał mu się bez słowa.Nie można było nienawi­dzić kogoś takiego.Można było tylko odczuwać silne zakłopota­nie, że znalazło się zbyt blisko.Nawet Błazen był zakłopotany, a przecież nie żył.Śmierć postukał w klepsydrę i przyjrzał się jej z bliska, żeby sprawdzić, czy się nie zepsuła.- Wszyscy kłamiecie - rzekł książę powoli.- To bardzo nie­grzecznie.Sennie, delikatnie dźgnął sztyletem kilku aktorów.Uniósł ostrze.- Widzicie? Nie ma krwi.To nie byłem ja.Spojrzał na księżną, wyrastającą nad nim niby tsunami nad rybacką wioską.- To ona - oświadczył.- Ona to zrobiła.Ukłuł ją raz czy dwa, dla zasady, potem przebił siebie i wypu­ścił sztylet z palców.Po chwili namysłu odezwał się głosem o wiele bliższym światów normalności:- Teraz możesz mnie zabrać - zwrócił się do Śmierci.- Czy przeleci kometa? Musi być kometa, kiedy umiera książę.Pójdę zo­baczyć, dobrze?Odszedł.Na widowni wybuchły oklaski.- Musisz przyznać, że zachował się naprawdę po królewsku - stwierdziła w końcu Niania Ogg.- Trudno zaprzeczyć, że królew­skie rody stają się ekscentryczne o wiele lepiej niż podobni do mnie czy do ciebie.Śmierć przyłożył klepsydrę do czaszki.Jego oblicze było ma­ską zdumienia.Babcia Weatherwax podniosła sztylet i zbadała palcem ostrze.Z cichym zgrzytem, bez oporu wsunęło się w rękojeść.Podała sztylet Niani.- Masz swój czarodziejski miecz.Magrat spojrzała na sztylet, potem na Błazna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl