[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dlaczego jest krzywy? - zapytał.- Myślę, że taki miał być, mój drogi - odparła bez przeko­nania.- Sądziłem, że miecze muszą być proste - mruknął Victor.Z ze­wnątrz słyszał Dibblera, który pytał niebo, dlaczego wszyscy są tacy głupi.- Może zaczynają jako proste, a potem krzywią się od zużycia - powiedziała starsza pani i poklepała go po ręku.- Jak wiele innych rzeczy.Uśmiechnęła się promiennie.- Jeśli jesteś już gotów, mój drogi, pójdę pomóc tej młodej pa­nience, żeby jej nie podglądały żadne skrzaty.Wyszła.Z sąsiedniego namiotu zabrzmiało metaliczne brzęka­nie i płaczliwy głos Ginger.Victor na próbę ciął kilka razy mieczem.Gaspode obserwował go, przechylając głowę.- Kim nify masz ryć? - zapytał.- Hersztem bandy pustynnych robójników.Romantycznym i rozbrajającym.- Kogo rozfrajającym?- Po prostu rozbrajającym.Tak ogólnie.Gaspode, o co ci cho­dziło, kiedy mówiłeś, że coś dorwało Dibblera? Pies przygryzł łapę.- Przyjrzyj się, jakie ma oczy - poradził.- Jeszcze gorsze niż ty.- Ja? Co ci się nie podoba w moich oczach? Troll Detrytus wsunął głowę pod klapę namiotu.- Pan Dibbler mówi, że jesteś potrzebny teraz - oznajmił.- Moje oczy - mruczał Victor.- Co z moimi oczami?- Hau.- Pan Dibbler mówi.- zaczął Detrytus znowu.- Dobrze, dobrze! Już idę!Wyszedł z namiotu w tej samej chwili, kiedy Ginger stanęła przed swoim.Zamknął oczy.- Ojej, przepraszam - wymamrotał.- Wrócę i zaczekam, aż się ubierzesz.- Jestem ubrana.- Pan Dibbler mówi.- powtórzył jeszcze raz Detrytus.- Chodź.- Ginger złapała Victora za rękę.- Wszyscy na nas czekają.- Ale jesteś.Twoje.-Victor spuścił wzrok, co jednak niewie­le pomogło.- Masz pępek w swoim diamencie - zaryzykował.- Już się przyzwyczaiłam - odparła Ginger.Wzruszyła ramio­nami, żeby wszystkie elementy kostiumu jakoś się poukładały.- Tyl­ko te dwie pokrywki od rondli naprawdę mi przeszkadzają.Teraz rozumiem, jak cierpiały nieszczęsne dziewczęta w haremach.- I nie przeszkadza ci, że ludzie cię tak zobaczą? - zdziwił się Victor.- A czemu? To przecież ruchome obrazki.Nic tu nie jest na­prawdę.Zresztą byłbyś zdumiony wiedząc, do czego muszą się po­suwać dziewczęta za o wiele mniej niż dziesięć dolarów dziennie.- Dziewięć - poprawił ją Gaspode, następujący Victorowi na pięty.- Zbierzcie się wszyscy! - krzyknął przez tubę Dibbler.- Syno­wie Pustyni tam, jeśli można.Niewolnice.Gdzie są niewolnice? Dobrze.Korbowi?- Nigdy nie widziałam tylu ludzi w jednej migawce - szepnęła Ginger.- To musiało kosztować więcej niż sto dolarów!Victor przyjrzał się Synom Pustyni.Wyglądali, jakby Dibbler zaj­rzał do Borgle’a i wynajął dwadzieścia osób siedzących najbliżej drzwi, nie dbając o to, czy się nadają.A potem dał im to, co uważał za nakry­cie głowy pustynnego bandyty.Byli wśród nich trollowi Synowie Pu­styni - Skallin poznał go i pomachał dyskretnie ręką, krasnoludzi Sy­nowie Pustyni oraz wlokący się na końcu mały, kudłaty i drapiący się wściekle Syn Pustyni w nakryciu głowy sięgającym mu do łap.-.chwytasz ją, zostajesz oczarowany jej urodą, potem przerzu­casz przez łęk - przedarły się do jego świadomości instrukcje Dib­blera.Victor rozpaczliwie powtórzył je sobie w pamięci.- Przez co? - zapytał.- To część siodła - syknęła Ginger.- Aha.- A potem odjeżdżasz w noc, z Synami Pustyni podążającymi za tobą i śpiewającymi raźną piosenkę pustynnych rozbójników.- Nikt ich nie usłyszy - dodał Soli tonem wyjaśnienia.- Ale je­śli będą otwierać i zamykać usta, pomoże to stworzyć, no wiecie, at­mosferę.- Przecież to nie pasuje - zauważyła Ginger.- Jest jasny dzień.Dibbler wytrzeszczył na nią oczy.Raz czy dwa razy bezgłośnie otworzył usta.- Soli! - wrzasnął.- Nie możemy kręcić w nocy, wuju - odparł pospiesznie brata­nek.- Demony nic nie będą widziały.Ale możemy przecież pokazać planszę z napisem „Noc” na początku sceny, żeby.- To nie jest magia ruchomych obrazków - warknął Dibbler.- To tylko jakieś nędzne sztuczki.- Przepraszam - wtrącił Victor.- Przepraszam, ale to chyba bez znaczenia.Demony na pewno mogłyby namalować niebo czarne i z gwiazdami.Wszyscy umilkli.Dibbler spojrzał na Halogena.- Mogą? - zapytał.- Nie - odparł krótko korbowy.- I tak wściekle trudno je zmusić, żeby malowały to, co widzą.Co tu gadać o tym, czego nie widzą.Dibbler podrapał się w nos.- Jestem skłonny do negocjacji - rzekł.Korbowy wzruszył ramionami.- Nie zrozumiał pan, panie Dibbler.Po co im pieniądze? Tyl­ko by je zjadły.A jeśli zaczniemy im tłumaczyć, żeby malowały to, czego nie ma, zaczną się poważne.- To może będzie bardzo jasny księżyc? - zaproponowała Gin­ger.- W pełni?- Rozsądny pomysł - pochwalił ją Dibbler.- Zrobimy planszę, na której Victor mówi do Ginger coś w rodzaju: Jakże jasny księżyc świeci tej nocy, bwana”.- Coś w tym rodzaju - zgodził się dyplomatycznie Soli.***Nadeszło południe.Wzgórze Świętego Gaju jaśniało w blasku słońca niczym częściowo wyzuta guma do żucia o smaku szampana.Korbowi kręcili korbami, statyści z entuzjazmem biegali tam i z powrotem, Dibbler wściekał się na wszystkich, a historia kinematografii tworzyła się za pomocą uję­cia trzech krasnoludów, czterech ludzi, dwóch trolli i psa, dosia­dających tego samego wielbłąda i wrzeszczących ze zgrozą, żeby się zatrzymał.Victor został zwierzęciu przedstawiony.Wielbłąd mrugał, trze­począc długimi rzęsami.Ślinił się, jakby żuł mydło.Klęczał i sprawiał wrażenie wielbłąda, który ma za sobą ciężki ranek i dla nikogo nie będzie się wysilał.Kopnął już trzech ludzi.- Jak ma na imię? - zapytał ostrożnie Victor.- Nazywamy go Złośliwym Psim Synem - odparł nowo miano­wany wiceprezes do spraw wielbłądów.- Nie brzmi to jak imię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl