[ Pobierz całość w formacie PDF ] .W tył zwrot i wracajdo domu, żołnierzu!Grupa żołnierzy, uciekająca przed czerwonymi wojownikami, zahamowaław błocie, patrząc ze zgrozą na ordę.I natychmiast wystartowała w innym kie-runku.Truckle przystanął, by nabrać tchu.Deszcz spływał mu po brodzie. Nie wytrzymam tego biegania wyznał. I jeszcze pchania przez tobłoto wózka Hamisha.Zróbmy sobie przerwę. Co? Przerwę?! zawołał Cohen. Na bogów! Nie sądziłem, że tego docze-kam! Bohater, który odpoczywa? Czy Voltan Niezniszczalny robił sobie przerwy? Teraz ma przerwę, Dżyngis.Jest martwy oznajmił Caleb.Cohen zawahał się. Jak to? Stary Voltan? Nie wiedziałeś? I Nieśmiertelny Jenkins też. Jenkins żyje.Widziałem go w zeszłym roku. Ale teraz jest martwy.Wszyscy bohaterowie wymarli, oprócz nas.Zresztąco do siebie też nie jestem pewny.Cohen podszedł, chlapiąc błotem i złapał Caleba za koszulę. A co z Hrunem? Nie mógł zginąć! Jest dwa razy młodszy od nas! Ostatnio słyszałem, że znalazł pracę.Jest gdzieś sierżantem straży. Sierżantem straży? nie dowierzał Cohen. Za pieniądze?232 Tak. Ale.niby jak, za pensję? Mówił, że za rok może dosłuży się kapitana.Powiedział, że ta praca dajeemeryturę.Cohen zwolnił chwyt. Niewielu już nas zostało, Cohen westchnął Truckle.Cohen odwrócił się. No dobra! Nigdy nie było nas wielu! A ja jeszcze nie umieram! Nie wtedy,kiedy świat mogą przejąć tacy dranie jak Hong, którzy nie wiedzą nawet, co toznaczy wódz.Szumowiny.Tak nazwał swoich żołnierzy.Szumowiny.To jak tapiekielna cywilizowana gra, którą nam pokazałeś, Ucz. Szachy? Właśnie.Pionki są tam tylko po to, żeby wyrżnęła je druga strona! A królchowa się za ich plecami! Owszem, ale druga strona to ty, Dżyngis! Jasne! Jasne.no tak, wszystko się zgadza, to ja jestem wrogiem.Ale janie wypycham innych do przodu, żeby zginęli zamiast mnie.I nigdy nie używamani łuków, ani tych niby-psów.Kiedy kogoś zabijam, to z bliska.Sprawa osobista.Armie? Jakaś pieprzona taktyka? Jest tylko jeden sposób walki, to znaczy wszyscyszarżują naraz, wymachują mieczami i wrzeszczą! A teraz wstawać i biegniemyza nim! Mamy za sobą ciężki ranek, Dżyngis poskarżył się Mały Willie. Nie gadaj głupot! Poszedłbym do ubikacji.To przez ten deszcz. Najpierw dorwiemy Honga. Jak się schował w wychodku, to jestem za.Dotarli do bram miasta.Były zamknięte.Setki ludzi, zwykłych obywatelii gwardzistów, obserwowały ich z murów.Cohen pogroził im palcem. Nie będę powtarzał dwa razy ostrzegł. Wchodzę, jasne? Możemy tozałatwić po dobroci albo nie po dobroci.Beznamiętne twarze spoglądały w dół, na wychudłego starca, i wyżej, na rów-ninę, gdzie armie pięciu wodzów walczyły ze sobą, a także z przerażeniem przeciw terakotowym wojownikom.I znów w dół.I wyżej.Niżej.Wyżej. Dobrze mruknął Cohen. Tylko nie mówcie potem, że was nie ostrze-gałem.Wzniósł miecz i przygotował się do ataku. Zaczekaj powstrzymał go Saveloy. Posłuchaj.Zza muru rozległy się krzyki, kilka nerwowych rozkazów, a potem znowukrzyki.I jeszcze wrzaski.Wrota bramy rozchyliły się, ciągnięte przez dziesiątki mieszkańców.233Cohen opuścił miecz. Aha ucieszył się. Nabrali rozumu, co?Sapiąc nieco, ordyńcy powlekli się przez bramę.Tłum przyglądał się imw milczeniu.Kilku gwardzistów leżało martwych na ulicy.Większa ich liczbazdjęła hełmy i postanowiła doczekać nowej, świetlanej i cywilnej przyszłości,gdzie człowiek mniejszą ma szansę, by zostać pobity na śmierć przez gniewnytłum.Wszystkie oczy wpatrywały się w Cohena.Twarze obracały się za nim jakkwiaty za słońcem.On sam nie zwracał uwagi na ludzi. Crowdie Potężny? zwrócił się do Caleba. Nie żyje. Niemożliwe.Był okazem zdrowia, kiedy widziałem się z nim parę miesięcytemu.Wyruszał z nową misją i w ogóle. Nie żyje. Co się stało? Słyszałeś o Straszliwym Ludożerczym Leniwcu z Ciup? Ten, co podobno strzeże wielkiego rubinu szalonego boga węży? Ten sam.No więc.rzeczywiście był
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|