[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Czteroletnia panienka, dziecko o wściekłej żywotności, wpadła do stawu dostatecznie głębokiego, żeby się w nim utopić, Florek zaś wyratował ją z toni.Od tego momentu wzajemne związki utrwaliły się na mur, a Florek, wdzięczny zapewne za to, że pozwolono mu się wykazać i nawet dziękowano, pokochał całą rodzinę jaśnie panienki, która zrobiła mu taką grzeczność.Później zaś wyszło na jaw, że rodzona babka jaśnie panienki, jaśnie hrabina de Noirmont, osobiście, podczas ostatniego powstania, karmiła w lesie jego rodzonego dziada, własną szlachetną ręką opatrując mu rany.Gdyby nie ówczesna jaśnie hrabianka Klementyna, ojca Florka nie byłoby na świecie, a tym bardziej i Florka samego.Pokochał zatem Klementynę uczuciem, przekraczającym nie tylko ludzką, ale nawet i psią miarę.Za ostatnim pobytem w ojczystym kraju Klementyna zabrała wiernego sługę ze sobą i Florek ostatecznie udowodnił swoje talenty.Niemal przerósł Figara, w służbowej hierarchii osiągając stanowisko zaufanego powiernika.Francuskiego lokaja podejrzał czystym przypadkiem, wcale nie żywiąc takiego zamiaru, to co ujrzał jednakże od razu go tknęło.Ujrzał mianowicie jego twarz, a na niej kłębowisko węży.Sedno rzeczy zrozumiał z miejsca, nawet nie musiał się nad tym zastanawiać.Lokaj zajrzał do sypialni, gdzie konał właśnie pan hrabia i ostatnim tchem coś tam załatwiał z panią hrabiną.Zapewne wyjawiał jakieś tajemnice, dostrzegalne oczami, no i lokaj to zobaczył, a cóż by innego mogło tę dziką chciwość sprowadzić mu na gębę jak nie jakieś potężne skarby.Odczekawszy tydzień od pogrzebu hrabiego, wierny sługa udał się do pani hrabiny.— Ja, proszę jaśnie pani hrabiny, dłużej milczeć nie mogę — oznajmił stanowczo, głosem przyciszonym.— Wiem, że to za wcześnie i o przebaczenie proszę, jaśnie pani nie ma głowy do takich rzeczy, ale z tego może być nieszczęście, więc się ośmielam.— Nie mam ci co przebaczać, mów od razu, w czym rzecz — odparła Klementyna, która inteligencję Florka ceniła wysoko.Wiedziała, że z barachłem by nie przychodził.— Ano nie wiem, ważne to czy nie, ale widzę, jak ten łajdus węszy.Armand.Garderobiany świętej pamięci pana hrabiego.Przykrość zrobię jaśnie pani, ale już trudno.W ostatniej godzinie życia pana hrabiego, jaśnie państwo ze sobą mówili, a ten do sypialni zajrzał.Co zobaczył, tego ja nie wiem, ale musiało coś być, bo zgorzał na pysku.To widziałem na własne oczy.A teraz widzę, a tak na wszelki wypadek oka od niego już nie odrywam, że węszy, jakby czegoś szukał, a głównie po książkach w bibliotece.Jak dotąd, dosyć z daleka go trzymam, w nocy nie wejdzie, bo sam osobiście o zamek zadbałem, ale nie wiem, co dalej i może być, że dla jaśnie pani to ważne.Bo jak nie, to już nie będę głowy zawracał.Klementyna całego przemówienia wysłuchała spokojnie, ale nieco pobladła.Jedyny dokument, jaki dotychczas odnalazła, zresztą przypadkiem i nie wśród książek, tylko w biurku hrabiego, to był list od jej własnego ojca, skierowany do zięcia, zawierający uzupełnienie wieści, wysłanych w liście wcześniejszym.Jedyne, co z niego zrozumiała dokładnie, to to, że diament był kradziony, a posiadanie go stanowi, lub też może stanowiło, straszliwą hańbę dla posiadacza.Hrabia Dębski, pisząc, miał wprawdzie na myśli pułkownika Blackhilla, ale jego córka nie mogła tego odgadnąć, bo nie napisał wyraźnie, kontynuował temat, jego zięciowi doskonale znany.Córka przeraziła się śmiertelnie, pomyślawszy o mężu.Ani jedna sekunda przy śmiertelnym łożu hrabiego nie zatarła się jej w pamięci i nie miała cienia wątpliwości, co też ów lokaj mógł zobaczyć.Rabunku się nie obawiała, widok diamentu wprawdzie nią wstrząsnął, ale pazerności jeszcze nie obudził, niechby go nawet ktoś ukradł, niechby go diabli wzięli, z utratą błyskotki godziła się chętnie, istniało tu jednak niebezpieczeństwo, że sprawa wyjdzie na jaw.Dopadnie ten lokaj łupu czy nie, może o nim coś powiedzieć, może rozgłosić, co widział, a wtedy owa straszliwa hańba spadnie na jej świętej pamięci nieboszczyka męża, który już nie zdoła się bronić.Do tego nie dopuści za żadną cenę!Myśl Klementyny biegła i ujawniała się w oczach.Florek czekał na jej odpowiedź, patrzył, widział jej wzrok i zaczynało mu się robić zimno i gorąco na przemian.Zyskał pewność, że słusznie postąpił, przychodząc z donosem, a może należało nie czekać nawet do pogrzebu pana hrabiego.— Wolałabym nie żyć — wyrwało się w końcu Klementynie — ale musiałyby nie żyć także moje dzieci i wnuki.— To widzę, że sprawa nie lekka — ośmielił się zaopiniować sługa.— Najcięższa w świecie.Czekaj, muszę się zastanowić.— To jaśnie pani wolno.Ale ja już pozwalam sobie coś tam rozumieć.Już niech jaśnie pani będzie spokojna i na mnie nie zwraca uwagi.Popatrzyli sobie w oczy i poniechali słownej wymiany poglądów.Wzajemne zrozumienie zostało osiągnięte.Honor męża czy ludzkie życie.Klementyna w ułamku sekundy dokonała wyboru, dokładnie odwrotnego niż Arabella.***Idealnie zwykłą i normalną rzeczy koleją dziewka kuchenna spotkała się ze swoim wsiowym amantem poza murami zameczku.Hrabiostwo de Noirmont obrony przed wrogiem nie przewidywali, w czasie remontu zatem mury pozostawiono w malowniczym nieładzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|