[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Od tego, że zgadła, bo zaczynała jako frejlina, a w pałacach niezmienia się nic oprócz królów.- Wicehrabio, może pan otworzyć drzwi?- Oczywiście.- To niech pan otworzy.A przecież i on nie od razu.Z jakiegoż głupstwa można zrobić śmierć.I życie pewnie też,ale śmierć zdarza się częściej.- Proszę się odsunąć.- Co pani chce zrobić?- Zasunąć zasuwkę.- Nie uda się pani.Ona jest zbyt ciasna dla kobiety.- Dokładnie, wicehrabio.Stwory Zmierzchu, jeszcze pan nie zrozumiał?!ROZDZIAA 6TALIG.OLLARIA400 rok K.S.22 dzień Wiosennych Błyskawic1Epineix z trudem rozlepił oczy i zobaczył hrabinę, Mevena i czterech gwardzistów.Oni moglibyć snem, a mogli być jawą.Rober westchnął głęboko, przychodząc do siebie po krótkim lepkimniebycie.Każdego dnia zarzekał się, że nie będzie spać na siedząco, od tego robiło się tylko gorzej,a i tak zasypiał, wystarczyło bodaj przez dwadzieścia minut nie mieć nic do zrobienia.- Potrzebujesz shaddi - zawyrokowała hrabina - W ogóle to potrzebne ci łóżko, ale to zachwilę.Teraz wejdą damy i coś wyjaśnimy.Twoim zadaniem jest się nie dziwić.- To nie Dickon?- Niestety, to Ockdell, ale nie wszystko jest tak proste.- Stwory Zmierzchu!Nie usłyszała? Rafiano są taktowni.A on, dureń, miał nadzieję, że Arletta jednak cośznajdzie.Jakieś wyjście.Inochodziec ziewnął i zapiął ollarowski mundur.Z marszałkowską szarfą.Widziałby godziadek! A nawet gdyby widział.Marszałek Charlie wybrał to, co należało, i nie było po coskręcać ku Renkwasze.Przyniesiono shaddi.Tak szybko nie da się go zaparzyć, czyli do bufetu posłano jużwcześniej.- Dam bufetowemu kilka lekcji - Arletta odstawiła filiżankę na tacę - To koszmar!.- Nieważne - Rober z trudem pohamował pokusę przygarnięcia odrzuconego przez hrabinęnapoju.Marianna zabroniła wypijać więcej niż trzy filiżanki na dzień i on obiecał, ale wtedy onizamierzali żyć długo i szczęśliwie - Shaddi ma być mocny, reszta - nieważna.- Tylko wtedy, kiedy trzeba się obudzić - ziewnęła Arletta.Hrabina usadowiła się przy okniena fotelu, na którym wzlatywał w skoku oczekujący na panią jeleń - Wyobraz sobie, spotkałamznajomą z młodych lat.Odetta Marfa.Jakąż pięknością ona była.Ani pieniędzy, ani tytułu, animózgu, za to twarzyczka księżniczki z bajki.- Naprawdę?- Niestety.Wicehrabio, jesteśmy gotowi.- Proszę wezwać damy - rozkazał Meven.On nie pił shaddi i w odróżnieniu od Roberawiedział, co się dzieje.Dwóch gwardzistów zamarło pod ścianą, dwóch pozostałych stanęło przydrzwiach, niby na jednej z zebranych przez Aldo narad.Za ramieniem gwardzisty po lewej tykałzegar.Stwory Zmierzchu, on przespał niemal trzy godziny!Zaskrzypiało, zaszeleściło.Damy wchodziły hurmą.W swoich żałobnych sukniachprzypominały czarne alackie owce, szczególnie Odetta Matthews.Meven szarmancko wstał zzastołu.Rober zrozumiał, że zachowuje się jak świnia, ale za pózno było na zrywanie się na równenogi.Arletta nawet się nie poruszyła.Gabinet kapitana osobistej ochrony królewskiej był duży,siedząca w jego drugim końcu hrabina wydawała się młoda i dumna jak demonica.Epineix patrzyłna przyjaciółkę matki i nie zauważył, kiedy Meven dał znak i gwardziści harmonijnie, niby naparadzie, zablokowali wyjście.Grubaska wzdrygnęła się, Jennifer chyba nawet nie zauważyła, sześć innych dam, spośródktórych Rober pamiętał tylko Fensoi i Laurę Farnebie, w milczeniu wymieniało spojrzenia.Czerwone oczy miały wszystkie, ale rezultat bezsenności i rezultat krojenia cebuli nie zawsze dadząsię odróżnić.Epineix potarł skronie, rozumiejąc, że nienawidzi i tej żałoby, i tych twarzy, i tegoczegoś paskudnego, co na pewno teraz wypłynie.- Hrabino Fensoi - wystrzelił imieniem Meven - dlaczego do jej wysokości poszła nie pani?- Ja die usłyszałam - do czerwonych oczu dołączył poczerwieniały nos - die usłyszałam.Jadawed die podejrzewałam.Gdyby.- A dlaczego usłyszała baronowa Drews-Carlion?- Die wieb.Ja die słyszałam, ja dic die słyszałam!- Pani Matthews, co powiedział Ockdell, kiedy wychodził?- Och!.A dlaczego.Dlaczego ja?- Co on powiedział?- On.- Co on powiedział?- Ja kochałam jej wysokość! - zawyła dama - Kochałam!.Ona była.taka dobra.- Co powiedział Ockdell, kiedy wychodził?- %7łe.jej wysokość.wezwała frejlinę.i prosi.żeby jej nie niepokoić.- Książę Ockdell długo był u jej wysokości?- Nie wiem!.Ja nic nie wiem.Ja kochałam jej wysokość.- Pani Matthews!- Długo.Myśmy piły różany napar.Wypiłyśmy różany napar.Zaparzyłyśmy napar.- Około trzech kwadransów - Jennifer przynajmniej się nie trzęsła.- Ockdella przyprowadziła pani?- Tak.- Dlaczego?- Zazwyczaj osoby, przechodzące przez Wiosenny Ogród, przeprowadzam ja.- Kto jeszcze przechodził tą drogą? - sucho uściśliła Arletta Savignac.- Książę Epineix, jego świątobliwość, córka pani Matthews, lekarze, których zapraszał bratAngelo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|