[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozumiepan, co mówię? Tylko żeby nie pasował pan zbyt szybko.Czasem musi chwilę potrwać,zanim przyjdzie to piknięcie.Osoba może wyglądać obco przez kilka minut, zanim sięskupi i zaskoczy.Więc jeśli nie jest pan pewien, proszę zaczekać na takie piknięcie.Wyszli i zeszli po schodach na dół, do pomieszczenia, które przypominało klasęszkolną.Usiedli w pierwszym rzędzie. Pokażemy panu czterech mężczyzn  poinformował Vanesco. Nie powiem,ilu jest podejrzanych.Chcę, aby pan się przyjrzał i jeśli rozpozna pan kogoś skądś,powie mi pan. Kiedy mam powiedzieć? Wtedy, kiedy będzie pan pewien. Zanim wyjdą? Niech się pan nie obawia  wtrącił Andes. Nikt tu pana nie zabije.Tony Hastings wcisnął się w krzesło, próbując się odprężyć.Przypomniał sobiedrżącą Sharon, wspinającą się do swojego mieszkania w Village.Drzwi otworzyły sięi wszedł policjant, a za nim czterech mężczyzn.Stanęli w jasnym świetle pod tablicą.Tony Hastings spojrzał na nich oszołomiony.Ten pierwszy był duży.Miał na sobie czerwoną koszulkę ciasno opinającą klatkępiersiową.Miał krągłą podniszczoną twarz, potargane blond włosy i mały wąsik.Drugi,nie tak duży, ubrany był w flanelową koszulę w kratkę.Miał kościstą twarz, wyracho-wane spojrzenie i blond lok na czole.Trzeci, mniej więcej tego samego wzrostu codrugi, miał okulary z wielkimi czarnymi oprawkami, rzadkie, ciemne włosy i krzacza-ste czarne wąsy.Ubrany był w dresy, a jego twarz była nadęta.Czwarty mężczyzna byłniski i chudy.Miał starą, wytartą marynarkę.Bez krawata.Do tego okulary w srebrnychoprawkach.Tony Hastings nie rozpoznawał żadnego z nich.Siedział długo, studiując twarze, próbując sobie przypomnieć.Mężczyzni, z rękamiz tyłu, robili się nerwowi, przestępowali z nogi na nogę.Dwóch w okularach patrzyłow głąb pomieszczenia, ponad jego głową, na jakieś tajemnicze zjawisko.Blondyn o ko-ścistej twarzy gapił się, próbując dowiedzieć się, kim jest  on , podczas gdy duży, z pod-niszczoną twarzą, rozrzucał wokół ukradkowe spojrzenia.%7ładnego z nich Tony nigdynie widział.Twarzą w twarz z tą nieznajomą czwórką, Tony nie pamiętał już Raya, Turka czyLou, chociaż ich wyobrażenia płonęły w jego najżywszych myślach od sześciu miesię-cy.Spróbował jednak sprowadzić ich z powrotem.Czy Ray mógł być tak duży jak tenduży blondyn? Pomijając wąsy, czy mógłby aż tyle przybrać na wadze, w sześć miesię-cy? Albo ten z kościstą twarzą? Stopniowo ściągnął do pamięci szczegóły z Raya, przy-pomniał sobie łyse czoło, trójkątną twarz, wielkie zęby w małych ustach.I ogromne za-102 straszające oczy.Tak więc przynajmniej Raya tutaj nie było.A Lou, który prowadził goleśną drogą i wywalił z samochodu tam, gdzie wkrótce miały zostać porzucone ciałajego żony i córki? Jak wyglądałby Lou, gdyby zgolił swoją czarną brodę? Lou trzeba wy-kluczyć.A co z Turkem? Pamiętał okulary Turka, ale nie miały tak ciemnych oprawekjak te.Gdyby Turk zapuścił wąsy? Tony Hastings zaczynał się pocić.Nie zwrócił wystar-czającej uwagi na Turka, będącego w cieniu swych bardziej ożywionych kompanów.Pomyślał, że mężczyzna z okularami w ciemnych oprawkach może być Turkem.Zaczął dostrzegać w nim coś bliskiego, jakby go kiedyś znał.Dawno temu.Ale nie takdo końca, nie z tym piknięciem, którego potrzebował Vanesco.I chociaż Tony Hastingsmyślał, iż zna tego człowieka, Turka nie mógł sobie przypomnieć.Wszystko, co z niegozostało, to ogólny zarys człowieka w okularach z żelaznymi oprawkami.Usłyszał za sobą ciężki oddech Bobby ego Andesa.Jeden z mężczyzn z przodumruknął:  Jezu! Jeśli to tak długo będzie się decydować, to chyba nie ma o czym mówić  ode-zwał się kościsty.Teraz Tony był prawie pewien, że mężczyzna w okularach o ciemnych oprawkachto Turk.Choć z drugiej strony, nie był w stanie go sobie przypomnieć, a co za tym idzie,nie mógł być pewien.Stwierdziwszy, iż fałszywa identyfikacja jest gorsza niż żadna, wes-tchnął i powiedział tylko:  Przykro mi.Bobby Andes syknął. Zabrać ich  zarządził Vanesco.Bobby Andes rzucił notesem o podłogę. Na miłość boską, człowieku!  wykrzyknął. Przykro mi.Vanesco był łagodniejszy. W porządku.Jeśli nie można być pewnym, lepiej spasować. I tak wygląda ta cała nasza gówniana sprawa  ciągnął swoje Andes. Tooznacza, że go nie dostanę, tak? Zależy od ciebie.Jeśli masz dowód. Kurwa!  wściekał się Andes. Jest ta mglista możliwość. odezwał się Tony. Co?! %7łe jeden z nich może być.ale nie mogę mieć pewności. Mamy go przyprowadzić z powrotem?  zapytał Andes. Zaczekaj  powstrzymał go Vanesco. Nie jestem pewien i w tym problem. Jeden z nich? To niech tu wracają! Czekaj  powtórzył Vanesco. Który to, według pana?103  Trzeci, w okularach, z wąsami.Gdyby zmienił okulary i zapuścił większe wąsy.Bobby Andes i kapitan Vanesco patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę. I którym by wtedy był? Rayem? Lou? Nie mówię, że tak.Nie mam takiej pewności.Gdyby był którymś, byłby tym, doktórego mówili Turk. Turk. A pozostali? Pozostali się nie liczą. Czy byłby pan skłonny pozytywnie zidentyfikować tego Turka? Powiedziałem, że nie mogę.Nie mogę być pewien.Jedyne, co każe mi myśleć, żeto Turk, to to, iż przyprowadziliście mnie tutaj, abym ich zidentyfikował.Macie przecieżjakiś powód, żeby łączyć ich ze sprawą.Vanesco i Bobby spojrzeli na siebie.Vanesco potrząsnął głową i powiedział:  Tonie wystarczy.Wychodząc, położył jedną rękę na ramieniu Bobby ego, a drugą na ramieniuTony ego, jak ojciec. Myślcie dalej o tym.To początek.Będziecie musieli zebrać więcej dowodów.Niech pan się tak nie zamartwia  dodał jeszcze do Tony ego. Ciężko jest w ciemno-ści uformować sobie czyjś wizerunek.* * *Bobby Andes odwiózł Tony ego na lotnisko w Albany.Był zły. Zawiódł mnie pan  stwierdził.Przez jakiś czas jechali dnem doliny, w milczeniu. Nie mogłem być pewien  odezwał się wreszcie Tony. Taa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl