[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ci ludzie mieli ideolo głębokow tyle.Naturalnie, sami by tego nie przyznali nawet przed sobą.Mie-li pełne gęby socu, mogli o nim tokować godzinami, posłusznie da-wali się ubecji posyłać do mieszkań opozycjonistów, by rozbijać ichwykłady czy to pięściami, czy chamskimi okrzykami, tupaniem i wy-ciem.Dopóki było trzeba, byli najszczerszymi komunistami pod słoń-cem.Ale - ani chwili dłużej.Ludziom, którym los oszczędził styczności z komuną, trudno jestzrozumieć zjawisko, które Orwell nazwał dwójmyśleniem.To był wyż-szy stopień hipokryzji.Zwykła hipokryzja polega na udawaniu, na-tomiast komunistyczne dwójmyślenie zasadzało się na umiejętnościwzbudzania w sobie wiary w to, w co akurat należało wierzyć.Kiedyna przykład generał Kiszczak - niedawno ujawniono stosowne doku-menty - przyznawał nagrody funkcjonariuszom, którzy różnymi pod-łymi sposobami  wrobili w zamordowanie Grzegorza Przemyka le-karkę i sanitariuszy pogotowia ratunkowego, aby wybielić w ten spo- sób rzeczywistych morderców z MO, nie napisał, że nagradza ich zasfałszowanie aktów oskarżenia, zeznań świadków etc.i doprowadze-nie do skazania niewinnych ludzi.Napisał, że nagradza ich za zasłu-gi w odkryciu i ujawnieniu prawdy o tym morderstwie.Czy Kiszczakmógł wierzyć, że Przemyka pobili śmiertelnie sanitariusze, a nie mi-licjanci? Oczywiście, że nie.Gdyby w to wierzył, byłby idiotą, a idio-ta nie mógłby skutecznie kierować całą potęgą tajnych służb i apara-tu przemocy państwa policyjnego, nawet tak dziadowskiego, jak roz-sypujący się peerel.Ale przecież pisał to w tajnym dokumencie, wie-dząc, że nikt jego słów nie będzie czytać poza tymi, którzy równie do-brze jak on sam wiedzieli, jaka jest prawda i jakimi metodami uzyska-no  dowody niewinności MO w sprawie Przemyka.Czemu więc nieposzedł otwartym tekstem? Bo sam był w stanie uwierzyć, że może isubiektywnie nie była to prawda, ale obiektywnie była, jako że praw-dą obiektywną było to, co służyło socjalizmowi, nawet jeśli subiek-tywnie prawdą nie było - umiał więc sam sobie narzucić głębokieprzekonanie, że obiektywnie wina sanitariuszy była prawdą, mimosubiektywnych.Nie, obawiam się, że młody Czytelnik, który miał szczęście nie zmar-nować młodości w tej beczce z czerwonym łajnem, jaką był peerel, nicz tego nie rozumie.Odpuszczam.Nie wyjaśnię mu tego.Bo to jest, taknaprawdę, nie do wyjaśnienia i nie do zrozumienia dla człowieka nor-malnego.Proszę, po prostu przyjmijcie na wiarę - tak właśnie dziwniei pokrętnie funkcjonował homo aparatus, i na tym, że zdołali sobiewyhodować takich mutantów, polegała wyższość sowieckich komuni-stów nad ich niemieckimi braćmi w socjalizmie spod znaku swasty-ki.Kiedy hitlerowcy mordowali %7łydów, to pisali w raportach: tego atego dnia zagazowano i spalono tylu a tylu %7łydów.Potem wystarczy-ło wziąć te raporty do ręki i wydać wyrok.Sowieci potrafili mordo-wać i głęboko wierzyć, że wymordowani wymordowali się sami, alboże w ogóle nigdy ich nie było.%7łycie stało się lepsze, towarzysze, życiestało się weselsze, jak mówił towarzysz Stalin.Rozumiecie to? Oba-wiam się, że nie.Powiem szczerze, im dalej, tym mniej sam to rozu-miem.A przecież to istniało, choć nie chce się wierzyć. W każdym razie, właśnie dzięki takiemu wyćwiczeniu umysłów wdwójmysleniu rozmaici młodzi karierowicze z socjalistycznych związ-ków socjalistycznej młodzieży potrafili zarazem być i nie być komu-nistami.Z jednej strony, gorliwie wierzyć, że socjalizm jest słuszny,zdając sobie sprawę, że od stopnia tej wiary zależą ich partyjne ka-riery - i z drugiej strony, równie głęboko wierzyć, że socjalizm urato-wać mogą tylko reformy.A jedyną możliwą reformę socjalizmu sta-nowiło, tak jak w północnokoreańskiej paszy dla kur, dodawanie doniego domieszki kapitalizmu.O tym, że głęboka i na różne sposoby demonstrowana wiara wsłuszność systemu opartego na sprawiedliwości społecznej i rów-ności nie przeszkadzała tym ludziom dorabiać się prywatnych for-tun i wspierać się w tym dziele w ramach stworzonych na bazie so-cjalistycznych związków towarzystw kolesiów, chyba nawet nie trze-ba wspominać.Wspomnę za to o czym innym.O tym, że  magister Kwaśniewski,symbol tej umysłowej i pokoleniowej formacji, wychował się na pa-ryskiej  Kulturze.Tak twierdzi.I na pewno w to wierzy, że stamtądwłaśnie zaczerpnął swe duchowe inspiracje.I że całe życie był kry-tycznie nastawiony do peerelowskiego systemu.Po to tylko poszedłdo partii, żeby go reformować.Wiemy to, bo sam tak mówił.*Jaruzelski, jak sądzę, nie zrozumiał nigdy, że pomiędzy nim a Gier-kiem (krótko urzędującego bezbarwnego aparatczyka Kanię moż-na pominąć) sytuacja w kraju zmieniła się zasadniczo.Tak zasadni-czo, że właściwie towarzysz generał objął władzę już w innym zupeł-nie kraju.Stanisław Lem napisał kiedyś opowiadanko o planecie, którą rządząroboty.Ludzi oficjalna ideologia uważa za największych wrogów, ro-boty spotkane przez bohatera na ulicy wygłaszają przeciwko ludziomnamiętne filipiki, zachwalając robocią cywilizację - ze zdumieniem odkrywa on jednak, że niektóre z tych robotów tak naprawdę robo-tami nie są.Tak naprawdę to ludzie, poukrywani w metalowych sko-rupach, usiłują jakoś żyć wśród nienawidzących ich robotów.Poin-ta opowiadania jest zaś taka, że robotów okazuje się już w ogóle naplanecie nie być - zaludniają ją sami poprzebierani ludzie, z którychkażdy sądzi, że jest tym jedynym.Tak właśnie wyglądał komunizm czasów gierkowskich.Pod prasąogłupiającej propagandy i drobiazgowo zorganizowanego obłędu każ-demu wydawało się, że jest ostatnim normalnym człowiekiem w mo-rzu absurdu, a jego dom - ostatnim miejscem, gdzie się mówi praw-dę, formułując ją w normalnej, polskiej mowie, a nie w koszmarnympartyjnym slangu.Dzisiejszym młodym ludziom trudno sobie wyobrazić, jak silnebyło to poczucie oblężenia.O swoim dziadku, o jego endeckiej dzia-łalności, legionach i POW dowiedziałem się dopiero wtedy, gdy by-łem dorosły.O tym, że mój własny Ojciec zdążył jeszcze jako młodychłopak złożyć wojskową przysięgę w AK - dopiero po jego śmierci.Mój własny Tata, kochany, cudowny człowiek, bał się ze mną rozma-wiać na takie tematy.Bał się, że coś wyniosę z domu, chlapnę w szko-le, a jakiś kapuś natychmiast doniesie - i zgnoją mu syna.Do dziś pa-miętam, jak się o mnie przestraszył, gdy przypadkiem natknął się wmoim pokoju na rzuconą gdzieś byle jak  bibułę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl