[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odezwał się człowiek, który twierdził, że najednym z jezior Niemcy ustawili zimą 1945 roku kilka skrzyń, rzucili granat i wszystkowylądowało na dnie.Znajomy wziął nurka i zeszli pod wodę.Rzeczywiście odkryli dużą kasępancerną, odwrócili ją i wycięli otwór w tylnej ściance, na ogół najcieńszej.Wyjęli gumowywór z dziesięcioma kilogramami złota.Przy podziale pokłócili się i znajomy zawiadomiłmilicję.Znalezisko zarekwirowano, a nurków skazano za próbę przywłaszczenia własnościpaństwa polskiego.- To były czasy komunizmu.- zauważył Olbrzym.- I teraz nic się nie zmieniło.Kilka lat po tamtym zdarzeniu mój znajomy dowiedziałsię o zatopionej przez Niemców barce z trzystu tonami elektrolitycznie czystej miedzi.Nawetteraz to ogromna wartość, a co dopiero wtedy, w czasach wiecznych niedoborów surowcowych.Znajomy negocjował z władzami warunki wskazania miejsca, gdzie spoczywabarka.Ustalono, że otrzyma 3,2% wartości owych trzystu ton miedzi.Nurek wracał zWarszawy i już pod jego domem stał komornik gotowy do odebrania podatku odprzewidywanego wynagrodzenia nurka.Oczywiście kolega wycofał się z takiego interesu.Zbieram informacje o różnych znaleziskach i mam wycinek z gazety z 1985 roku.To notatkamówiąca o znalezieniu przez wojskowych płetwonurków owej barki z miedzią.Ile państwozapłaciło za drogie poszukiwania? Nie lepiej było się dogadać?- Z nową władzą też nie można się dogadać? - zapytałem.- Wszystko, co znajduje się w ziemi głębiej niż na sztych łopaty, należy do SkarbuPaństwa.Przecież działkowcy muszą mieć szansę odkopania swojej marchewki.Oczywiścieteraz żartuję, ale niestety taka jest sytuacja prawna.Sam nigdy nie spotkałem się zezdecydowanie negatywną postawą władz wobec poszukiwań prowadzonych przez nasz klubpłetwonurków.Pewnie dlatego, że tym co znajdę, nie handluję.Trochę tych znalezisk leży umnie.Jak pan widzi, mam tu ciężkie karabiny maszynowe z niemieckiego myśliwca Fw-190.Część rzeczy przekazujemy do muzeów.- Słyszałem, że pana zdaniem na pokładzie  Wilhelma Gustloffa przewożonoskrzynie z Bursztynową Komnatą? - odezwałem się.- Tak - Jerzy stanowczo przytaknął, ale zaraz uśmiechnął się.- Tam, jak i wszędzieindziej.Jednak co do tego statku jest najwięcej przesłanek.Przez kilkadziesiąt lat wiele osóbposzukiwało Bursztynowej Komnaty i nic.Dwa lata temu Walter Scott otrzymał pozwolenieod Rosjan na szukanie jej w Obwodzie Kaliningradzkim, w okolicach Królewca.Zladyprowadziły do bagien.Scott miał magnetometr protonowy zdolny wykryć anomaliemagnetyczne do głębokości nawet trzystu metrów.Przeczesał teren i nic.To niemożliwe, żebytak duży obiekt jak Bursztynowa Komnata o powierzchni pięćdziesięciu pięciu metrówkwadratowych zniknął.Rozłożono ją do dwudziestu kilka skrzyń o ponadnormatywnychrozmiarach, czasami długości do dwóch i pół metra.- Jasnowidze twierdzą, że spłonęła w królewieckim zamku - zauważył Olbrzym.- Moim zdaniem, korzystanie z pomocy jasnowidzów przy poszukiwaniu skarbów tononsens - stwierdził Jerzy.- Nie uczestniczyłem w takiej akcji, w której wskazówkijasnowidza były prawdziwe.Przecież trudno uwierzyć, żeby któryś tam cud świata spłonąłbez żadnego śladu w dokumentach.Za to pod koniec stycznia 1945 roku doker i taksówkarz zGdyni widzieli konwój ciężarówek z opisywanymi skrzyniami w gdyńskim porcie.- A gdzie Niemcy, pana zdaniem, umieścili skrzynie z Bursztynową Komnatą? -Olbrzym wypalił prosto z mostu. - Tutaj - Jerzy pokazał nam miejsce na planie statku.Przez kilka minut tłumaczył,dlaczego właśnie tam.- I nikt tam do tej pory nie dotarł? - Olbrzym nie dowierzał.Jerzy roześmiał się.- To długa opowieść - mówił wchodząc na pięterko willi.- Zrobię wam herbaty.Rozglądałem się po salonie.Siedzieliśmy w wysokich skórzanych fotelach, przywysokim, okrągłym, stylowym stole z ciemnego drewna.Na ścianach obitych boazerią wisiałymarynistyczne obrazy.W dwóch przeciwległych kątach stały powyginane, pordzewiałekarabiny maszynowe z niemieckich myśliwców.W szafce z książkami zauważyłem małąwystawkę drobnych militariów od nabojów karabinowych do oporządzenia żołnierzy.Jerzywrócił niosąc na tacy trzy filiżanki aromatycznej herbaty.- Parę lat temu wystąpiłem w telewizji, gdzie opowiadałem o wynikach swychposzukiwań Bursztynowej Komnaty - Jerzy zaczął opowieść rozsiadając się wygodnie izakładając nogę na nogę.- Po tym programie zadzwonił do mnie były pracownik polskiegokonsulatu w Niemczech.Powiedział mi, że w 1974 roku zgłosił się do nich człowiektwierdzący, iż płynął na  Gustloffie jako żołnierz obsługi konwoju Bursztynowej Komnaty.Jako jedyny z ochrony uratował się z katastrofy.Gotów był wskazać miejsce ukrycia skarbu wzamian za prawa do filmu i dzwon ze statku.Podobno w 1975 roku ekipa płetwonurkówMarynarki Wojennej próbowała sprawdzić jego wskazówki.Wyników nie znam.- Pan, panie Tomaszu, nic o tym nie wiedział? - Olbrzym spojrzał w moją stronę.- To były inne czasy - westchnąłem.- Podejrzewam, że nic nie znaleziono, skoro byłocicho.- Może - Jerzy wzruszył ramionami.- Muszę coś wam wyjaśnić.Wrak ma długośćokoło dwustu metrów i leży na głębokości czterdziestu pięciu metrów.Tonąc, dziobem jakpługiem rozorał dno morza zostawiając ogromną skibę.Płetwonurek, który schodzi na takągłębokość po dwunastu minutach pracy musi wynurzając się przechodzić dekompresję.Pewneszansę skutecznej pracy mają klasyczni nurkowie.- W ogromnych stalowych hełmach z rurką powietrzną wychodzącą z jego szczytu? -śmiał się Olbrzym.- Powiedzmy, że tak to wygląda - roześmiał się Jerzy.- Po wojnie dysponowanojedynie takim sprzętem do nurkowania tak głęboko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl