[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Doris jest niezdecydowana, nieufnie przygląda się tapicerce siedzeń, dźwigni biegów, pedałom.Nico już włożył klucz do stacyjki, na tablicy rozdzielczej zapaliły się czerwone i zielone światełka.Nico zabawnie wygląda za kierownicą, wydaje się nieprawdziwy.Nie, wszystko jest żartem, zaraz wysiądzie i powie, że żartował, przeprosi, zreflektuje się, że był to dowcip w najgorszym guście, złośliwość.- No, na co czekasz?Drżą jej nogi.Wsiada do aerokaru zmieszana, prawie upada na siedzenie ł nie potrafi zamknąć drzwi.- Ładny, prawda? Nowiuteńki.I wszystko ma, wiesz? Popatrz, tu jest radio, to jest pierścień ogrzewania, dmuchawa na szyby, światła prowadzenia, schowek na gazety, lodówka.A tu jest miejsce na adapter.Jak tylko oszczędzę trochę pieniędzy, każę go sobie wmontować.- A więc.Więc jest naprawdę twój!- A czyj miałby być? Wujka z Ameryki?Nico włącza bieg, aerokar szarpie nieco gwałtownie startując, jak to u początkującego kierowcy.Za szybą droga wydaje się sceną, przejeżdżający mkną bardzo szybko, są zabawni, wszyscy wyglądają jak nakręcane lalki.- Proszę cię, Nico.Wyjaśnij mi.Aerokar włączył się do ruchu.Nico prowadzi w napięciu, gwałtownie spogląda to tu, to tam, obawia się skrzyżowań, hamuje, dodaje gazu, a na zakrętach zarzuca go, prawie ociera się o przeciwległy chodnik.- Nico.- Cicho bądź!Aerokar jest mały, takie sobie nic, ale on ściska kierownicę, jakby to był ster żaglowca.Potem miasto się kończy, domy stają się coraz rzadsze, zaczynają się fabryki, pozbawione drzew pola wyglądają między jednym kwartałem budynków a drugim jak zniszczone, pełne dziur dywany.Droga jest szeroka, ma cztery pasma ruchu.Pojazd ślizga się prędko, słychać tylko szmer.Teraz Nico jest spokojny, zapala papierosa.- Były wczoraj - mówi - w południe.- Wczoraj? Ale co?- Wyniki badań.Doris grozi mu palcem.- Teraz wszystko rozumiem.Nabrałeś ich? Wywinąłeś się od kary i za odłożone pieniądze kupiłeś pojazd.Ale z pewnością nie starczyło twoich pieniędzy.Kto ci dał resztę?- Nikt.Wystarczyły moje własne.Rozliczyłem na dwadzieścia cztery raty po czterdzieści tysięcy.- Jesteś niespełna rozumu! Przecież liczyłeś już tysiąc razy i świetnie wiesz, że nie będziesz mógł zapłacić takiej raty.- A jednak będę mógł.Posłuchaj, Doris.Umoczyli mnie, rozumiesz? Badania wszystko wykazały.Zawsze polują na pieniądze, wampiry jedne.Chcieli, żebym zapłacił karę w ciągu miesiąca.Ale łudzą się tylko.Aż mi się ciemno zrobiło z wściekłości.Sama myśl o tym, że mam im przekazać wszystkie moje oszczędności, sama myśl o zaczynaniu od nowa.- Coś ty zrobił, nieszczęśniku?- Wypisałem się.Śliczny liścik polecony z pokwitowaniem odbioru.Dosyć tego!.Wypisałem się z PUM, i teraz robię co mi się podoba.Jestem wolny!Kłócili się przez cały ranek, oparci o balustradę Yilla Aldobrandini, w promieniach oślepiającego słońca; zupełnie jakby było lato.Napisy znajdowały się wszędzie.KRÓTKIE SPACERYNIE ZATRZYMUJCIE SIĘ NA DŁUŻEJPOD DRZEWAMI WILGOĆ!WRÓG PUBLICZNY NUMER JEDEN- Powiedz mi - upierał się Nico wskazując napisy.- Czy człowiek może to wszystko znieść? Już dłużej nie mogłem, Doris.Rozmowa pełna złości i zniecierpliwienia.Już od dwóch godzin powtarzał te same słowa, te same ogólnikowe oskarżenia.Doris była wyczerpana, nie znajdowała już siły, żeby odpowiadać - tłumacząc, że nie ma racji, że popełnił wielką nieostrożność.Na horyzoncie bladoniebieska mgła zakrywała morze, łańcuch gór i odległe miasto.A wśród dębów parku rozlegała się cicha muzyka.Dźwięki wysokie, jakby fletu, tryle, ozdobniki, dźwięki antycznych i magicznych głosów.Szepty.Doris nie odpowiedziała.Wsunęła rękę pod ramię Ni- ca, położyła mu głowę na ramieniu i uśmiechnęła się.Była zmęczona, bardzo zmęczona, nie chciała już więcej myśleć, dyskutować, ustalać, kto ma rację, a kto się myli, nie mogła, pod tym palącym słońcem.Wspaniale było tak się zapomnieć schodząc w dół po starej drodze wyżłobionej w tufie, wśród porowatych skał, czarnej ziemi, kasztanów i gliny.Kiedy ponownie wsiadła do pojazdu, zachciało się jej płakać.Nierozsądne ulżenie sobie, ale już bez zawziętości, bez goryczy.Wątpliwości, niepokoje, niepewne widoki na przyszłość, wszystko to odsuwało się, nieważne, jak karciane sztuczki natychmiast rozszyfrowane, łatwiutkie dziecinne zagadki.Pogładziła tandetną skórę siedzenia, przejechała palcem po uszczelkach szyby, nacisnęła guzik otwierający wnękę lodówki.- Czy radio działa?- Co za pytanie! Jest nowiutkie.- Nico przekręcił gałkę i dźwięki wypełniły wnętrze.Doris odchyliła głowę do tyłu, zamknęła oczy i pozwoliła się kołysać muzyce, szumowi motoru, łagodnym i kojącym podskokom pojazdu, kiedy brał zakręty.Wydawało się, że Nico zsynchronizował prowadzenie maszyny z orkiestrą.Mrugnął do niej.Doris spróbowała odpowiedzieć w ten sam sposób, ale nie była w stanie, wyszła z tego zabawna dziecinna mina.I Nico zaczął się śmiać.- Ale pędzi, co? - zapytał rzucając okiem na tablicę rozdzielczą.- Teraz to jeszcze nic, jest niedotarty.Zobaczysz, za miesiąc przegonię wszystkich.W mgnieniu oka dojechali do miasteczka na dole.Na drzwiach baru znajdowała się lalka, która ruszała głową.Olbrzymia dłoń palcem wskazującym zwracała uwagę na świetlisty napis w kształcie serca.KRONNAPÓJ WZMACNIAJĄCYDEKAFEINIZOWANY- A ja wezmę podwójną kawę, na złość PUM!Potem Nico wszedł do sklepu pachnącego pieprzem i korzeniami, kupił wiejski chleb, torebkę oliwek, pieczoną wieprzowinę i pikle w occie.- Jedziemy - powiedział.- Chcę zjeść na otwartym powietrzu, w altanie, tam gdzie nie ma żadnych napisów.Aerokar ruszył, wjechał na drogę prowadzącą do Grottaferrata, mijając szereg domków pastelowo zielonych, koloru ochry i różowych jak skorupa langusty.Nico przejechał przez miejscowość, skręcił na prawo mijając Opactwo Prawosławne i zatrzymał się przed domkiem o popękanych i upstrzonych rdzą ścianach.Dom miał małe okna z kratami ze starego, zardzewiałego żelaza, a drzwi z pordzewiałymi ozdobami i zasuwami były przymknięte.Nie zauważyli nikogo.Piwnica pełna była butelek, oplatanych gąsiorów, plastykowych rurek zwiniętych w kłęby i innych przedmiotów.Zawołali właściciela.Spod schodków odpowiedział im jakiś pomruk.Tymczasem Nico zaczął się przyglądać warkoczom czosnku zawieszonym na czarnych hakach przy suficie i girlandom czerwonych papryk poprzyczepianych wszędzie po trochu.- Fantastyczne - powtarzał.- Spójrz! Spójrz na ten stół i na te ściany, brudne, pokryte pleśnią, aż się je chce pogłaskać.Szynkarz wszedł na górę niosąc na ramionach beczułkę.Wynieśli stolik na zewnątrz i ustawili przy ścianie z wijących się roślin.Nico otworzył pakunki.Potem zaczął wąchać stół.- Pachnie winem - powiedział.- Nie, beczkami wina.Zobacz, jakim przyjemnym zapachem beczek z winem przesiąknięty jest ten stół.Doris powąchała z grzeczności.- A mówią, że są głupi - zauważył Nico między jednym kęsem a drugim.- Oni jednak dalej żyją po staremu, na świeżym powietrzu, wiedzą, co jedzą i co piją.To my, mieszkając w miastach wśród smrodu i hałasu, jesteśmy zgrają idiotów.Mieszkamy w więzieniu.Czy zdałaś sobie sprawę z tego, że żyjemy w więzieniu?Kolejny temat Nica.Jeszcze jedno niepotrzebne oskarżenie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|