[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Najpierw dobrze przyjrzyj siê chatom.Najkrótsza i najokazalsza powinna nale¿eæ do kacyka.Wal prosto tam.Je¿eli zobaczysz, ¿e kacyk nosi na szyi ³añcuch, a na nim srebrny medal z wizerunkiem holenderskiej królowej Wilhelminy, nie bêdziesz mia³ k³opotów.Ten medal jest gwarancj¹ lojalnoœci dla naszej strony i wrogoœci do Japoñczyków.- Dlaczegoœ tego nie mówi³ wczeœniej? - przerwa³ mu McNeill.- Zapomnia³em.Je¿eli medalu nie zobaczysz, Geoff, a zachowanie tubylców wyda ci siê podejrzane, nie namyœlaj, siê i w nogi! Wal po ³bie ka¿dego, kto stanie ci na drodze, i wyci¹gaj kopyta! Brykniemy w d¿unglê i nawet krajowcy nas nie odnajd¹.W razie czego spotkamy siê o kilometr st¹d na œcie¿ce.- Bêdziemy czekaæ do rana - dorzuci³ McNeill.Tanner flegmatycznie kiwa³ g³ow¹, nie bra³ zbytnio do serca ostrze¿eñ, i rad Shannona.- Dobrze, dobrze, Peter, nie martw siê o mnie.Nie dam siê i setce tych diab³ów.Ale.- zawaha³ siê i pog³adzi³ w³ochat¹ pierœ.- Ale gdybym nie pokaza³ siê w umówionym miejscu do œwitu, nie czekajcie.Et, gdyby tak porz¹dny pistolet do garœci.Czas d³u¿y³ siê niepomiernie, pragnienie doprowadza³o do rozpaczy, tym bardziej ¿e z kryjówki na skraju d¿ungli mogli ogl¹daæ wioskowe kobiety, podchodz¹ce do studni i czerpi¹ce wodê do d³ugich, glinianych naczyñ.Gromadka ciemnych, nagich dzieciaczków porwa³a jedno z wiader i ze œmiechem zaczê³a siê oblewaæ i spryskiwaæ wod¹.Wywo³a³o to gwa³towne przekleñstwo Tannera.- By Jove, ja wylejê sobie na ³eb dziesiêæ kub³ów! Wreszcie zapad³ krótki, tropikalny zmierzch, po nim ciemna noc.Australijczyk podniós³ siê z miejsca.- Good luck [85], Geoff, wracaj prêdko - powiedzia³ pó³g³osem Shannon.Geoffrey Tanner opuœci³ kryjówkê i nie staraj¹c siê o zachowanie ciszy ruszy³ ku wiosce równym, d³ugim krokiem.Wkrótce znik³ z oczu kolegów, ucich³y te¿ odg³osy jego st¹pania.Zapad³a cisza, tylko od czasu do czasu w g³êbi gêstwiny coœ siê porusza³o, czasem rozlega³ siê przenikliwy, dra¿ni¹cy uszy wrzask ma³py.Wioska wydawa³a siê wymar³a, nie dochodzi³y od niej ¿adne ludzkie g³osy.- Mimo wszystko ja powinienem tam pójœæ - powiedzia³ niecierpliwie Peter.- On nie zna jêzyka, nie potrafi siê porozumieæ.- Ci¹gnêliœmy losy - przypomnia³ Alan.- A jednak przejdê siê.W tym momencie w kam pongu podnios³a siê wrzawa, zabrzmia³y donoœne okrzyki, pokaza³y siê œwiate³ka.Wrzawa przernieni³a siê w og³uszaj¹cy wrzask, a potem rozleg³y siê karabinowe wystrzaly.- Japoñczycy! - jêkn¹³ przera¿ony i trzês¹cy siê jak galareta Alcock.- Na rany Chrystusa, uciekajmy!Shannon z McNeillern spojrzeli po sobie, ledwie dostrzegaj¹c w ciemnoœci swe twarze.- Cofarny siê na œcie¿kê - rozkaza³ Peter.Wrócili do œcie¿ki, popêdzili na umówione z Tannerem miejsce.Przypadli do ziemi i nas³uchiwali z bij¹cymi jak m³oty sercami.Doko³a panowa³a ciemnoœæ, uszu dobiega³ tupot kopyt jakichœ zwierz¹t, znów odezwa³a siê ma³pa przeci¹g³ym, dra¿ni¹cym wo³aniem.Nie zmru¿yli oczu do rana, w ka¿dej chwili spodziewali siê nadejœcia kolegi.Geoffrey Tanner nie pokaza³ siê jednak nawet wtedy, gdy nocny mrok przeszed³ w œwit, a potem w dzieñ,- Trzeba siê st¹d ruszyæ - powiedzia³ wreszcie z oci¹ganiem Alan.- Taak.No có¿.farewell, Geoff.by³eœ dobrym koleg¹.- Peter, minio ¿e zahartowany nieszczêœciami, oswojony ze œmierci¹, poczu³ dziwne pieczenie pod powiekami.Alcock wieræi³ siê i krêci³, ze strachem spogl¹da³ wzd³u¿ œcie¿ki, przestêpowa³ z nogi na noge.- ChodŸmy prêdzej! Na litoœæ bosk¹, prêdzej - nagli³.- Z³api¹ nas, zamêcz¹, zabij¹!- Miêczak - McNeill po raz pierwszy u¿y³ tego wyrazu.Peter podniós³ siê z miejsca.- Przejdê na skraj polany, rzucê okiem na kam pong - powiedzia³ i nie czekaj¹c na odpowiedŸ Alana ruszy³ œcie¿k¹ i znik³ za zakrêtem.McNeill z przera¿onym i stale gotowym do ucieczki Alcockiem czekali pe³ne dwie godziny.Bezustannie rozgl¹dali siê doko³a, nas³uchiwali.Wreszcie na dró¿ce ukaza³ siê Shannon, id¹cy œpiesznie, niemal biegn¹cy.- W nogi! - rozkaza³ krótko.- Japoñczycy, widzia³em.Co najmniej jeden pluton.- Geoff?Zamiast odpowiedzi Peter machn¹³ desperacko rêk¹.Puœcili siê ca³ym pêdem, wreszcie, gdy Alcockowi zbrak³o oddechu, zwolnili i zatrzymali siê.- Co teraz? - spyta³ niepewnie Alan.- Zobaczymy od nowa.Ab origine [86] - odpar³ gniewnie Shannon.- Ja te¿ kiedyœ uczy³em siê ³aciny, Alan.McNeill nie czu³ siê ura¿ony.- Ka¿dy kiedyœ uczy³ siê rzeczy, które mu siê nigdy potem nie przydawa³y - zauwa¿y³ obojetnie.- Mniejsza z ³acin¹.Jak siê przedostaniemy dalej? Innej œcie¿ki nie widaæ, przez d¿unglê siê nie przedrzemy.Jak ominiemy wioskê, Peter?Shannon spogl¹da³ bezradnie na wyczekuj¹cego McNeilla, popatrzy³ nawet pytaj¹co na Alcocka, ale ten, siedz¹c obojêtnie na ziemi, bynajmniej nie spieszy³ z rad¹ i jak zwykle pozostawia³ wszystkie k³opoty innym.Wreszcie, po d³ugim zastanowieniu, Peter znalaz³ wyjœcie z sytuacji.- Mam.Wcale wioski nie ominiemy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl