[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przed chwilą zacząłem wygarniać aż dwa kółka różańcowe, i jak dobrze pójdzie, to jeszcze dzisiaj bandy­tyzm w Rudniku i pod Rudnikiem stanie się prze­szłością.- Więc nakręcił pan to wszystko tylko dlate­go?.- spytał Tarłowski głosem człowieka, który wstępuje do grobu.- Aż dlatego, panie hrabio - to ważny cel.No i dla zarobku - to też ważna sprawa.Pierwsza jest ważna dla Rzeszy, druga dla mnie.Obo­wiązek i przyjemność - trzeba umieć je łączyć! Zatem nie traćmy czasu, rozliczmy się szybko.Gdzie osiemdziesiąt tysięcy dolarów?- Osiemdziesiąt tysięcy dolarów miał pan do­stać za wypuszczenie czterech ludzi! Tymczasem wypuścił pan jedynie mojego syna! Czy mam ra­cję?- Ma pan rację połowicznie, panie hrabio.Uwolniłem pańskiego syna i dyrektora szpitala, tego Staso.Stasenki.- Więc należy się panu czterdzieści tysięcy dolarów!Muller przeszył hrabiego wzrokiem zimnym jak bagnet i wycedził:- Wolałbym osiemdziesiąt!Hrabia milczał długą chwilę, rozumiejąc, że nie trzeba się targować.Postanowił wytargować coś innego:- Herr Muller.dam panu całe osiemdzie­siąt.jeśli powie mi pan kto przy tym stole był zdrajcą.Kto był pańskim człowiekiem? Kto pa­nu doniósł?- Judasz, panie hrabio.On się zawsze nazy­wa Judasz.- Gdy usłyszę jego nazwisko, dam panu całe osiemdziesiąt tysięcy.- Bez tego również da mi pan osiemdziesiąt.To pozwoli mi zapomnieć, że urządził pan tej nocy konspiracyjne zebranie, na którym dwóch członków waszego podziemia nie tylko rozpra­wiało jak uwolnić dwóch swoich kumpli, lecz i namówiło do udziału w tym przedsięwzięciu całą zebraną tu grupę.Te dwie listy to dowód.Wziął obie kartki, złożył i schował w górnej kieszeni munduru, rozpinając guzik.- Jednak mogą być potrzebne.Ewentualnie, panie hrabio.- Czym pan mnie straszy, panie Muller?! - prychnął Tarłowski.- Sądem za konspirowanie?.Konspirowałem całą noc jak człowiek wy­zbyty rozumu i przyzwoitości, ale dlaczego? Dla pana! Po to, żeby pan mógł się obłowić przed czmychnięciem stąd do domu!- Nie, panie hrabio.Robił pan to dla urato­wania swej pociechy!.I niech pan mnie nie ob­raża nazywając czmychaniem ewakuację plano­wą.Wyjadę nie tak rychło i bez paniki.- Wyjeżdżacie planowo od Stalingradu do Bugu, aż się wam spod tyłków kopci smrodem przegranej! Wkrótce Sowieci staną w Berlinie i będzie „kaputt"\- Może staną, a może nie staną.Tu, u was, staną na pewno, i wezmą was pod obcas l pod wycior tak chamsko, że zatęsknicie do „Szko­pów" 1.Może nie od razu, ale przyjdzie czas, że Niemcy będą się wam wydawać rajem w po­równaniu z tą Azją, panie Tarlowsky! My może­my się nienawidzić, kłócić, krzywdzić, mordo­wać, ale należymy do tego samego szczepu, gdy stamtąd pełznie barbarzyńska dzicz! Hunowie!.Tyle proroctwa, wróćmy do interesów.Gdzie do­lary?Dzwonek zawołał Łukasza niosącego małą skó­rzaną torbę.Kamerdyner bez słowa położył ją przed gestapowcem i opuścił salon.Muller przy­krył torebkę dłonią, a uśmiech opromienił jego twarz:- Chyba nie muszę liczyć?.Między nami dżentelmenami.- Nie musi pan.- No cóż, panie hrabio, nie mogę panu zdra­dzić nazwiska, o które pan prosił, lecz - mię­dzy nami dżentelmenami - wykonam pewien gest.Powiem panu, że w trzydziestym dziewiątym NKWD i Gestapo zawarły pakt.Własny pakt, równoległy do paktu rządowego między Moskwą a Berlinem.Ciekawe jest tutaj to, że kiedy kilka lat później Moskwa i Berlin zaczę­ły prowadzić wojnę przeciwko sobie - pakt ich służb specjalnych nie uległ całkowitemu znisz­czeniu.Funkcjonuje do dzisiaj, taka osobliwość.Co prawda tylko w kwestiach tyczących party­zantki polskiej, ale zawsze.- Dziękuję, powiedział mi pan - rzekł Tarłowski.- To raczej ja.ja winienem panu dzięko­wać, panie hrabio.Bez pańskiej inicjatywy go­ścinnej.Usłyszeli grzmot wojskowych butów tłukących posadzkę przedsionka.Do sali wbiegł porucznik Wehrmachtu, stanął na baczność i wyrzucił rękę w pozdrowieniu hitlerowskim:- Heil Hitler!- Heil - burknął kapitan, machnąwszy dło­nią prawie lekceważąco.- No i?.Porucznik obrzucił spojrzeniem Tarłowskiego, a później skierował pytający wzrok do Mullera.- Możecie mówić, poruczniku - zezwolił Muller.- Panie kapitanie, przygotowaliśmy wszystkie wyjściowe sektory! Brigemann zaryglował rze­kę i most.Łańcuch moździerzy skompletowano! Wszystko gotowe, możemy rozpoczynać!Muller zerknął na swój czasomierz i na zegar ścienny.- Jest szósta dwadzieścia sześć.Za cztery mi­nuty rozpoczynajcie.Porucznik trzasnął głośno obcasami, szczeknął służbiście: „ - Jawohl!", wyrzucił rękę do gó­ry, szczeknął: „ - Sieg heilf", i ruszył biegiem ku motocyklowi wojskowemu.Muller wstał, ob­ciągnął uniform i skierował się do drzwi.Przecho­dząc obok lustra zatrzymał się.Podniósł szminkę i otworzył ja.Później uniósł wzrok, przyjrzał się angielskiemu słownictwu, i niżej wykaligrafował jedno niemieckie słowo: „Lippenstift".- Jeśli Rudnik oczekiwał, że każdy facet speł­ni swój obowiązek, to Rudnik się doczekał, pa­nie hrabio.Właśnie zamknęliśmy kocioł wokół leśnej bandy, którą zlokalizował nam pan Trygier, i o wpół do siódmej zaczniemy likwidować ten kocioł.Mam nadzieję wypełnić swój obowią­zek jeszcze przed śniadaniem.A przy okazji, pa­nie hrabio: czemu napis jest po angielsku? Czyto dlatego, że w Londynie działa bandycki emi­gracyjny rząd?- Judasz panu nie powiedział?! - spytał Tarłowski gniewnym tonem.- Powiedział nam, że miał miejsce szminko-wy dowcip tego filozofa-wariata, ale nie powie­dział dlaczego angielski.- To pastisz wezwania admirała Nelsona dla marynarzy, z bitwy pod Trafalgarem.- Nelsona?.Trzeba było zacytować jakiegoś ciekawszego Anglika, panowie Polacy! Zważyw­szy sytuację dramaturgiczną - coś z Szekspira byłoby bardzo na miejscu, nie uważa pan?- Panie Muller, cytaty są mi dzisiaj zupełnie obojętne.- A propos - czy pan wie, że to Niemcy przywrócili Anglikom Szekspira, który w swej ojczyźnie był już zapomniany?- Uhmm! Tylko potem źle go tłumaczyliście na niemiecki, panie Muller.- Jak to źle? O czym pan mówi, panie hra­bio?- O „Kupcu weneckim", proszę pana.Prze­tłumaczyliście go na Treblinkę, Brzezinkę i Au­schwitz.- Znam „Makbeta" i „Hamleta", panie hra­bio, lecz „Kupca weneckiego" nie widziałem, chociaż mój brat to aktor we Frankfurcie i często ciągnął mnie do teatru.O co panu chodzi?- O Żyda.- Żyd jest bohaterem tej sztuki, panie hra­bio?- Tak.- No proszę!.„Kupiec wenecki" - ładny tytuł.To naturalne, każda sztuka winna mieć od­powiedni tytuł.Dzisiejsza również, panie hrabio.Wie pan co po niemiecku znaczy „Lippenstift"!- To samo co „Schminke".- Tak, chodzi o szminkę.Dałem tej akcji przeciwko leśnym bandytom kryptonim „Szmin­ka".- Dlaczego?! - wykrztusił hrabia.- Oooh, zdziwi się pan, panie hrabio, ale po kilku latach wymyślanie kryptonimów dla kolej­nych operacji sprawia człowiekowi większą trud­ność niż same operacje.A tu mamy pańskie przywiązanie do nieboszczki małżonki, pańską gościnność spuentowaną tym napisem na lustrze pani hrabiny.no i fakt, że dzięki panu kilku bandytów zdjęło szminkę i ukazało swe prawdziwe oblicza.Dlatego pozwoliłem sobie zatytuło­wać nasze wspólne dzieło, panie hrabio, termi­nem „Lippenstift" [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl