[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bóle ustały. To bardzo szczęśliwie dla Lowego  spokojnym głosem odparł sztorman. Powinienbyć wdzięczny felczerowi. No, tak!. mruknął kapitan i dodał weselszym głosem:  Chodzmy, mister Siwir,podziękować załodze za rzetelną pracę w ciężkiej potrzebie!Załoga już się zebrała na posiłek do biesiadni.Lowe siedział na tapczanie, szczelnieotulony w koce.Olaf Nilsen dziękował majtkom za odwagę i staranność, wyróżniając pracęnowo zaciągniętych ludzi i podwyższając wszystkim procent od zysków, które miał osiągnąćze sprzedaży polarnych towarów.Na jego rozkaz Michał Ryba, piastujący  opróczbosmańskiej  godność stewarda okrętowego, przyniósł z magazynu parę butelek dobregokoniaku i kilka białych glinianych dzbanków angielskiego porteru.Załoga mocno siępodochociła.Pitt, który teraz ciągle był na baczności, kilka razy rzucał przelotne, lecz badawczespojrzenia na Lowego.Twarz i oczy majtka nie zdradzały jednak żadnego wzruszenia, któremogłoby zwrócić uwagę Nilsena.Młoda, pogodna twarz była uśmiechnięta, jasne, śmiałeoczy miały łagodny wyraz.Przyśniło się Walickiemu czy co?  myślał sztorman. A może Lowe majacząc plótł różneinne brednie?Nilsen ujrzawszy, że wszystko już wypito, ciężko się podniósł i rzekł: Teraz idzcie na wypoczynek.Daję dwie godziny.Bosman wyda porcję koniakuludziom z warugi.Zaraz ich tu przyślę.Przy sztorwale stanę ja, a do pomocy wezmę sobiefelczera.Kapitan zamyślił się na chwilę, niby się wahając. Mister Siwir!  mruknął, zwracając się do Pitta. Gdy ludzie pójdą do kasztelu,pomóżcie Lewemu dojść do jego kajuty i położyć się.Będę posyłał do niego od czasu doczasu Walickiego, aby zmieniał mu okłady.Z tymi słowami Nilsen wyszedł, a za nim Walicki, naciągając zbyt szeroki dla niegopłaszcz szturmowy.Bosman wyprawił ludzi do czeladni i zakrzątnął się wraz z Tun Lee koło posiłku i napojudla zmienionej warugi.Pitt pomógł Lowemu podnieść się, starannie otulił go płaszczem i kocami i wziąwszy podramię poprowadził, trzymając się wantów, basztaków i parapetu dekowego, przez pokład,uciekający spod nóg co chwila.Gdy szedł, czul wparty w siebie z tyłu wzrok Olafa Nilsena.Czy kapitan urządza próbę, czy podejrzenia jego rozwiały się?  myślał Pitt, prowadzącosłabionego, chwiejącego się na nogach Lewego.Pomógł mu położyć się do łóżka, starannie nakrył i postawił na stoliku ciężki, okrętowykubek z wodą. Teraz już wszystko, Lowe!  mruknął sztorman. Leżcie, śpijcie i jak najprędzejzapomnijcie o swoich sińcach! Dziękuję wam, sztormanie!  gorąco szepnął Lowe. Dziękuję.Nie wiecie nawet,coście dla mnie zrobili! %7łycie przede mną otworzyliście.Zapaliliście dla mnie słońce wmroku.Wskrzesiliście nadzieję.Uratowaliście mi życie! Dziękuję, dziękuję! Nigdy tegonie zapomnę! Umrę za was, jeżeli zajdzie potrzeba lub jeżeli wy tego zażądacie!Głos Lowego zmienił się do niepoznania.Stał się dzwięczny i miękki, a nuta szczerości iwdzięczność namiętna zdradziły kobietę. Upiliście się, towarzyszu!  rzekł Pitt, pokrywając śmiechem zmieszanie. Zrobiłem to,61 co uczyniłby nasz kapitan, mechanik lub kuk.Przesadzacie! O, nie!  zawołał Lowe, i Pitt nie zdążył się opamiętać, gdy majtek schwycił jego rękę izaczął okrywać ją pocałunkami. Wy  jasne słońce! Duże oczy Lowego napełniły się łzami,usta drżały. Upiliście się  nic innego!  mruknął sztorman. Zpijcie! Odchodzę.Zamknął drzwi i wyszedł na pokład.Wzrok jego spotkał się z jarzącymi zrenicami Olafa Nilsena.Kapitan wcisnął głęboko naczoło zydwester, a spod jego ronda ponurym ogniem błyskały czarne, skośne oczy. Wszystko w porządku!  krzyknął podchodząc do mostku Pitt. Lowe już się położył.Postawiłem przy nim kubek wody do picia.Teraz idę się przespać, kapitanie.Nilsen, słysząc spokojny głos sztormana i spostrzegłszy obojętny, zimny wyraz jego oczu,natychmiast się uspokoił i zawołał: Idzcie! A przez noc będziemy razem na warudze! Ali right!  odpowiedział sztorman, znikając w biesiadni.Po odejściu Pitta Nilsenzwrócił się do stojącego przy sterze.Walickiego i rzekł wzruszonym głosem: Dziękuję wam, towarzyszu, z duszy za to, żeście uratowali.Lowego! Umiem byćwdzięczny.Nie zapomnę o was i waszych towarzyszach, gdy będziemy dzielili zyski.Oddam wam ze swojej części.Należy się wam, boście stracili przyjaciela.Szkoda Mengera! Szkoda, kapitanie!  zgodził się Polak. Setny to był chłop  i do wypitki, i do wybitki!Ha! Ale cóż robić? Taki już los Polaków! Koniecznie któryś z nich musi ginąć na obczyznieza cudzą sprawę.Nic to! Za to kiedyś nasz naród zostanie wynagrodzony sowicie i będziewielki, potężny! Mnie zaś nie macie za co dziękować, kapitanie.Zrobiłem, com powinien byłzrobić. Nie będziemy się certowali!  przerwał Nilsen. Ponieważ robiliście opatrunekLowemu, więc wiecie.wiecie że.to kobieta. Czyż nikt o tym nie wiedział na statku?  zapytał, nauczony przez Pitta, felczer. Ten i ów wiedział  mruknął kapitan  lecz ukrywaliśmy to przed ludzmi, bo w tym jesttajemnica.Lowe chce i musi uchodzić za zwykłego majtka.Nikomu więc nic o tym niemówcie, nikomu.nigdy i nigdzie!W głosie Olafa Nilsena mimo wzruszenia zabrzmiała zwykła grozba. Nikomu! Nigdy! Nigdzie!  powtórzył z naciskiem. Rozkaz!  odpowiedział Walicki.Rozmowa się urwała.Majtek obracał koło sztorwału,kapitan chodził po mostku, pogrążony w zadumie.Dwa dni jeszcze walczył  Witez ze szturmem, aż dopłynął der Karskiej Cieśniny i niespotkawszy tu lodowej przegrody, przedarł się na pełny ocean.Karskie Morze pozostałodaleko na wschodzie.Na zachód od Nowej Ziemi ocean tylko lekko  kędzierzawił się w słońcu, migocącdrobnymi falami. Merga się morze. mówił z radosnym uśmiechem bosman.Sztorman tymczasemuważnie śledził Udo Ikonena.Zachowywał się bowiem majtek istotnie dziwnie.Byłpodniecony niezwykle, ciągle szeptał po kryjomu z Michałem Rybą, mechanikiem Skalnym,Hadejnenem i Christiansenem, a nawet naradzał się o czymś z Tun Lee, który mrużył oczy iszczerzył duże, żółte zęby.Pitt Hardful wyszedł pewnego razu na pokład przed swoją nocną warugą i nagle usłyszałstłumiony świst z mostku; wnet potem chuda postać Chińczyka odbiegła z biesiadni i wpopłochu ukryła się w luce prowadzącej do kambuzy.Sztorman zajrzał do kapitanki, gdzie przy sztorwale stał Hadejnen, a Udo Ikonenprzechadzał się po mostku paląc fajkę.Nic tu nie spostrzegł Pitt, więc żelaznymi schodkamiwszedł do kambuzy.Kucharz Tun Lee siedział w kącie i zwijał długi, biały sznur.Był to lontBickforda, używany do wybuchów, lecz co wspólnego miał kuk z lontem?62  Po co ci ta zabawka, Tun Lee?  rzekł Pitt, dotykając ramienia Chińczyka.Kuk drgnął, lecz po chwili podniósł bezczelnie uśmiechniętą twarz i odparł: Ikonen znalezć ten lina, kazać go ryngować [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl